Claude Lévi-Strauss - „Wszyscy jesteśmy kanibalami” - recenzja i ocena
Nazwisko Claude Lévi-Straussa jest znane prawdopodobnie każdemu absolwentowi studiów humanistycznych; historykowi, filozofowi, socjologowi czy kulturoznawcy. Autor „Smutku tropików”, czy „Myśli nieoswojonej” był legendą dwudziestowiecznej humanistyki, intelektualistą francuskim który zasłynął z badań antropologicznych w Ameryce Południowej oraz stworzenia wpływowego nurtu strukturalizmu. Można zaryzykować, że ten ostatni obok egzystencjalizmu, z którym zresztą polemizował, to dwa najważniejsze kierunki francuskiej myśli XX wieku. Lévi-Strauss szczęśliwie, pomimo swego żydowskiego pochodzenia, przeżył okres II wojny światowej, opuszczając w latach okupacji niemieckiej Francję Vichy i do 1948 roku przebywając w Stanach Zjednoczonych. Warto zwrócić uwagę na długowieczność tego myśliciela. Zmarł on po stu latach życia w 2009 roku (tym samym roku co Leszek Kołakowski), od jego śmierci minęło zatem dopiero nieco ponad pięć lat.
Książka „Wszyscy jesteśmy kanibalami” z piękną i mroczną okładką przedstawiającą obraz Francisco Goi „Saturn, pożerający własne dzieci”, zawiera zbiór niepublikowanych wcześniej tekstów Lévi-Straussa, wydanych w różnych czasopismach w latach 1989-2000, a więc w bardzo już dojrzałym okresie życia autora. Zauważyć można, że teksty te w przeważającej większości odnoszą się do współczesności – co pokazuje, że antropologia kulturowa jest nie tylko zbiorem etnograficznych i mitycznych opowieści, ale przede wszystkim nauką społeczną żywo korespondującą z dzisiejszymi zmianami w świecie. Charakterystyczną cechą myślową autora jest doszukiwanie się strukturalnych podobieństw między różnymi mitami – nie tylko tymi dawnymi, ale także współczesnymi.
Przykładem może być pierwszy tekst Lévi-Straussa o święcie Bożego Narodzenia. Myśliciel zauważa, że „Boże Narodzenie wraz z całą jego specyfiką jest przede wszystkim świętem nowożytnym, i to pomimo wielu szczegółów o archaicznym charakterze”. Choinka, upowszechnia się we Francji dopiero w XIX wieku, zwyczaj wieszania jemioły zaś przywrócony został w średniowieczu, i nie pochodził bezpośrednio z tradycji druidzkiej. Jest tak, pomimo że można łączyć antropologiczny rodowód tych świąt z rzymskimi Saturnaliami, które pod koniec Cesarstwa trwały tydzień, i zaczynały się 17 grudnia, a kończyły w dniu późniejszej chrześcijańskiej Wigilii 24 grudnia. Tu zresztą Lévi-Strauss, odwołując się do Reinacha, czyni ciekawą uwagę religioznawczą, że zasadnicza różnica między poganami, a chrześcijanami jest taka, że ci pierwsi modlą się za zmarłych, a ci drudzy do zmarłych.
Jako antropolog kulturowy Lévi-Strauss przytacza wiele ciekawych obserwacji i przypowieści w książce – odnosi się do zwyczajów w Japonii (różnica kulturowa między rozumieniem autonomicznej jednostki w zachodniej kulturze a jednostki odnoszącej się do grupy we wschodniej kulturze), zwyczajów afrykańskich (kontrowersyjny problem obrzezania kobiet w kulturach plemiennych), a także odwołuje się do specjalności autora – Indian amerykańskich (historyczny, uwarunkowanych w mitach, fenomen życzliwości Indian do białych przybyszy okazał się dla nich śmiertelnie zgubny). Lévi-Strauss każe także inaczej spojrzeć na prahistorię: okazuje się na przykład, że społeczeństwa pierwotne miały więcej czasu na rozrywkę, niż człowiek współczesny. Aby zdobyć pożywienie i zrobić niezbędne przedmioty codziennego użytku, wystarczyło pracować tylko kilkanaście godzin w tygodniu (nie więcej niż 4 godziny dziennie). Nasuwa się zatem pytanie: kto jest bardziej zniewolony, człowiek współczesny czy pierwotny?
W niektórych miejscach Lévi-Strauss odwołuje się do ojca historii – Herodota oraz francuskiego myśliciela i sceptyka Michela de Montaigne. Antropologia bowiem, nieuchronnie prowadzi do pewnego rodzaju relatywizmu: mnogość obyczajów i symboli w świecie nie tylko może doprowadzić do zwątpienia w uniwersalność własnej kultury, ale także, zdaniem Lévi-Straussa, do konkluzji że dystans kulturowy pomiędzy społeczeństwami nowoczesnymi a archaicznymi jest mniejszy niż zwykliśmy sądzić.
Cenną myślą, jaką odnotowałem przy lekturze tej książki, jest następujące spostrzeżenie, o naturze historiozoficznej:
Gdy patrzeć z perspektywy tysiącleci, ludzkie namiętności się mieszają. Czas niczego nie dodaje, ani nie zmienia w miłości lub nienawiści, których doświadczają ludzie, w ich działaniach, walkach, albo pragnieniach: czy wczoraj, czy dziś pozostają one niezmienne. Pominięcie dziesięciu czy dwudziestu wieków historii nie zmieniłoby w znaczący sposób naszej znajomości natury ludzkiej. Jedyną niepowetowaną stratą byłaby utrata dzieł sztuki, które pojawiły się w tych właśnie wiekach.
Gdy media donoszą o barbarzyńskich zniszczeniach starożytnych zabytków, jakie mają miejsce w obecnym konflikcie na Bliskim Wschodzie, przypomina mi się ta myśl Lévi-Straussa. Wszystko to, co obecnie ma tam miejsce już było: zaciekłe wojny, konflikty, rzezie odnotowane we wcześniejszych dziejach. Niestety, żal bezcennych dzieł sztuki, które wraz z przeminięciem politycznych zwycięzców i przegranych i po opadnięciu religijnych namiętności, będą już nie do odzyskania.
Dobór szesnastu tekstów, choć może miejscami sprawiać wrażenie pewnej przypadkowości i dużego przeskoku między bardzo odmiennymi tematami kulturowymi, w istocie jest ucztą duchową dla każdego ciekawego świata humanisty. Tomik ten będzie przystępny także dla osób, które nie mają większego rozeznania w antropologii. Sądzę, że zbiór tych esejów wykazuje także, cytując Lévi-Strauss'a, że „etnolodzy mają dziś ręce pełne roboty”. Wydaje się bowiem, że etnologia powoli zamienia się w archeologię: jak wiadomo języki i kultury pierwotne w szybkim tempie zanikają. Jednak w ich miejsce powstaje szereg nowych obyczajów i zmian kulturowych w świecie współczesnym. Dlatego zawsze dobrze jest spojrzeć na nie okiem wytrawnego antropologa, rozumiejącego mity dawne i współczesne.