Bożena Aksamit - „Batory” - recenzja i ocena
Książka Bożeny Aksamit absolwentki oceanografii i dziennikarki „Gazety Wyborczej” dotyczy historii jednego z dwóch wielkich polskich rejowców - „Batorego”. Prawie każdy czytał Znaczy kapitana, w którym opisane zostały miedzy innymi lata służby na MS „Piłsudskim”, jednostce bliźniaczej „Batorego”. Każdy kto czytał, będzie patrzył na książkę Aksamit właśnie przez pryzmat popularnego dzieła Borchardta, pomimo że jest to zupełnie innego rodzaju publikacja.
Czytając książkę „Batory” z każdą stroną narastało we mnie poczucie nieuporządkowania, przypadkowości oraz skrótowości. Winę za taki stan rzeczy ponosił zarówno sposób w jaki wydano książkę jak i jej treść.
Przywilejem recenzenta jest możliwość zastrzeżenia, że ocena jest jego subiektywnym odczuciem. To co recenzentowi się nie podoba, nie musi być źle odbierane przez innych czytelników. Otóż na wstępie zaznaczę, że alternatywny sposób formatowania tekstu, jaki znajdziemy w książce, naprawdę nie ułatwia czytania. Wpierw byłem przekonany, że dostałem do rąk wydawnictwo z wadą drukarską, ale potem odkryłem, że to celowy zabieg. Mogę powiedzieć krótko: nie i jeszcze raz nie. Po kilku stronach awangardowe pomysły wydawnicze zaczynają naprawdę irytować.
Czas przejść do uwag dotyczących treści. W założeniu książka Aksamit ma być lekką opowieścią o „Batorym”. Ale już we wstępie czytelnik dowiaduje się, że przedwojenna Polska byłą biedna, ciemna, a policja strzelała do opozycji podczas demonstracji. Chyba rozumiem, jakie było zamierzenie autorki. Zapewne chciała ona, aby opowieść o „Batorym” była również opowieścią o epoce. Niestety, wyraźnie zabrakło jej umiejętności. Tak ambitnym zamierzeniom może sprostać Błażej Brzostek, wytrawany specjalista od epoki, ale nie amator. Tymczasem Bożena Aksamit okazuje się amatorem. Historyk momentalnie wyłapie u niej liczne nieścisłości i uproszczenia, co zaowocuje niechęcią do publikacji. Co istotne - wcale nie było potrzeby pisać o sanacji strzelającej do chłopów, aby opisać „Batorego”. Ten i wiele innych wtrętów w tekście robi wrażenie doczepionych na siłę, niczym zbędnie doszyty kawałek tkaniny.
Problem jest jednak szerszy. Nie chodzi tylko o niepotrzebne wstawki natury - nazwijmy to - ogólnohistorycznej. W tekście co i rusz pojawiają się dygresje niezwiązane z tematem książki. Na przykład, takie że ktoś w 10 lat po rejsie został zabity w obozie koncentracyjnym. Niestety jest ich tak dużo, że aż odnosi się niepokojąca wrażenie, że mają one być zapychaczem, dzięki którym książka będzie wystarczająco obszerna.
Tymczasem książki „gawędziarskie” to niezwykle piękny i zarazem niezwykle wymagający gatunek. Bardzo łatwo go zepsuć. A chyba właśnie w nim autorka próbowała się odnaleźć. Przeważająca części książki to sparafrazowane cytaty z wspomnień podróżujących statkiem. Na pierwszy rzut oka - ciekawe, ale w ostatecznym rozrachunku niesamowicie nudne. Niestety, bardzo szybko kolejna historia, kolejny fragment dotyka podobnych tematów, okazuje się zbędny. Przez co książka staje się nużąca. A naprawdę ciekawe informacja znikają w morzu cytatów i półcytatów.
No i jeszcze zdjęcia, które potęgują poczucie przypadkowości. Cześć z nich, za co chwała wydawcy, pokazuje pokłady, kajuty tudzież załogę „Batorego”. Część - co zrozumiałe - pokazuje najznamienitszych gości, ale spora część wydaje się dobrana zupełnie przypadkowo. Najbardziej mi się podobała fotografia zespołu „Alibabki” o którym czytelnik dowie się, że grał w Opolu. Co ma to wspólnego z Batorym? Otóż, zespół tam bywał, co powinno wystarczyć czytelnikowi. Kilka takich zdjęć i ponownie zaczyna się odnosić wrażenie, że spełniają one funkcję najzwyklejszej zapchajdziury.
Byłoby niesprawiedliwe nie napisać o pozytywach „Batorego”. Książkę, poza upiornym formatowaniem tekstu, wydano elegancko. Czytelnik znajdzie w niej wiele unikalnych fotografii z wnętrze transatlantycka. Niejedna historia przytoczona przez autorkę będzie dla czytelnika interesująca, a i znajdzie w niej sporo ciekawostek odnośnie samego statku.
Tym niemniej kończąc lekturę nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie: czym jest ta książka? Nie wiedziałem, czy miała to być lekka historia miłości na okręcie, portret epoki, czy coś jeszcze innego. Do tego cena - czterdzieści pięć złotych bez grosza. Niestety, pozostałem sam ze swoją dezorientacją.