Artiom Drabkin - „Ani kroku do tyłu” - recenzja i ocena
Wokół Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, narosło wiele mitów. Przez lata wychwalano męstwo krasnoarmiejców, którzy z okrzykiem Za Stalina!, walczyli za swoją ojczyznę, a później pomogli w „wyzwoleniu” innych państw spod niemieckiej okupacji. Choć ZSRR upadł prawie 25 lat temu, wciąż niechętnie pisze się o słynnym rozkazie Stalina z 22 lipca 1942 roku. Rozkaz, który został potocznie nazwany Ani kroku w tył nakazywał rozprawiać się z dezerterami opuszczającymi pozycję bez rozkazu itp. Mało również pisze się o żołnierzach sztafbatu, czyli karnych batalionów. Co prawda w 2004 roku powstał miniserial produkcji rosyjskiej pt. Karny batalion, ale - powiedzmy sobie szczere - w zbyt wielu miejscach odbiegał on od prawdy historycznej.
Obecnie, do rąk polskiego czytelnika trafia kolejna z prac (wcześniejsze to m.in. [Przeciw Panterom i Tygrysom] czy [Przeżył jeden na stu]) rosyjskiego badacza Artioma Drabikna pt. Ani kroku do tyłu. Książka przedstawia losy 18 mężczyzn, którzy w latach 1942-1945 z różnych powodów zostali skierowani do karnych batalionów. Dostać się do tej „zaszczytnej” jednostki nie było trudno. Przedstawmy fragmenty dwóch relacji:
Szofer dowoził prowiant i zabrał bochenek chleba oraz parę puszek tuszonki. Poczęstowawszy jednego żołnierza, najprawdopodobniej wygadał się o tym i ten go wydał. Oskarżona go o kradzież państwowego mienia. Skazano na pięć lata z zamianą na trzy miesiące karnej kompanii.
Całe to wysłanie do karnej kompanii było czystej wody samowolą ze strony kombryga (dowódca brygady). Na jego rozkaz został „wysmażony” fałszywy rozkaz o moich „wojskowych zbrodniach”, on go podpisał i wszystko, „naprzód do sztrafoty”.
Artiom Drabkin, postarał dotrzeć się do dosyć szerokiego i zróżnicowanego grona byłych sztrafników. Przeprowadzał wywiady z synami kołchoźników, studentami, kadetami szkół oficerskich, a nawet Żydem rosyjskiego pochodzenia, który mieszkał przed 1939 roku w polskim Wilnie. Tym samym czytelnik może spojrzeć na służbę oraz realia życia w karnych batalionach z różnych perspektyw. Jakie było to życie? Napisać, że ciężkie, to mało powiedziane. Jeden z bohaterów wspomina:
Naprzód za Ojczyznę! Za Stalina! W rzeczywistości wszystko wyglądało o wiele gorzej. Na tym polu nie było żadnych zagłębień, wszyscy byliśmy jak na dłoni. I to nie ja wzywałem żołnierzy naprzód za Ojczyznę, a nasz dowódca plutonu, Leonow, jeszcze żywy i co raz nas podnosił i rzucał nas w bezmyślne i beznadziejne ataki.
Żołnierz, który trafił do karnego batalionu, miał wyłącznie dwa wyjścia, aby się z niego wydostać. Pierwszą możliwością była śmierć na polu bitwy, drugą odniesienie rany, która była jednoznacznie traktowana, jako odkupienie win za swoje „zbrodnie”. Choć służba w jednostce trwała 3 miesiące, do końca wojny poległo lub zostało rannych ponad 170 tysięcy sztrafników.
Z karnej kompanii mało całych ludzi odchodziło, bardzo mało. W zasadzie po pierwszej walce sztrafnik albo był ranny, albo zabity. Tylko jednostkom udawało się przetrwać w walkach, takich uważano za szczęściarzy.
Wspomnienia żołnierzy, z którymi rozmawiał autor zostały przedstawione w dwóch formach. Cześć z nich ma charakter pamiętnika, inne natomiast są wywiadami-rzekami z weteranami. Osobiście lepiej przypadła mi do gustu druga forma. Autor przygotował pulę pytań, które zadawał każdemu z byłych sztrafników. Drabkin poruszał w swoich rozmowach tematy związane ze służbą medyczną, stosunkiem weteranów do partii komunistycznej i własnych dowódców czy ocen przeciwnika, którym byli Niemcy. Bardzo ciekawe są również pytania, które dotyczą oceny własnych dokonań na froncie lub osobistej opinii o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Nie wszyscy rozmówcy Drabikna mówią o tym wprost, trzeba więc uważnie czytać między wierszami.
Czytelnik dostaje do swoich rąk wyłącznie same wspomnienia, które są opatrzone przez wydawnictwo kilkudziesięcioma przypisami. Wyjaśniają one przede wszystkim słowa rosyjskie, które pojawiają się w tekście oraz niektóre pojęcia. W książce nie ma żadnego wstępu od autora lub wydawnictwa. Przy tego rodzaju publikacji, byłoby wskazane przedstawienie szerszej historii oraz roli karnych batalionów w Armii Czerwonej. Być może autor oraz polscy wydawcy wyszli z założenia, że najlepiej historię tych jednostek opowiedzą sami sztrafnicy ?
„Ani kroku do tyłu” mogę polecić każdemu badaczowi, który zajmuję się tematyką walk pomiędzy ZSRR a III Rzeszą w latach 1941-1945. Do wspomnień weteranów, należy podchodzić z pewnym dystansem, co nie zmienia faktu, że jest to wartościowa i ciekawa pozycja, którą warto przeczytać. Kończąc, zostawiam czytelników z pewną refleksją:
„A tak w ogóle, czy należy teraz opowiadać całą gorzką i ciężka prawdę o wojnie?
- Nie wiem… Wojna to okropna rzecz. Ile osób już odeszło z tego świata, nie mówiąc ludziom czego musieli doświadczyć, nie opowiadając swojej prawdy o wojnie. A ilu jeszcze żyje, ale milczą, myśląc, że to nikomu nie jest potrzebne…