Adam Kopciowski - „Wos hert zich in der prowinc?” - recenzja i ocena
Autorem tego pokaźnych rozmiarów tomu jest Adam Kopciowski, pracownik naukowy UMCS. Opracowanie, będące podstawą jego habilitacji, ma wartość prekursorską. Wypełnia pole badawcze zaskakująco dziewicze w obliczu liczby prac poświęconych epoce międzywojnia, także tych dotyczących dziejów lokalnych. Przyczyna jest nadzwyczaj prozaiczna – bariera językowa wzmocniona egzotycznością alfabetu skutecznie odstręcza rodzimych historyków od badania prasy jidysz. To ograniczenie, banalne, ale nieraz niesłusznie bagatelizowane przez regionalistów, zostaje dobitnie napiętnowane. Kopciowski dowodzi, że kompetencja lektury żydowskich periodyków jest nieodzowna do rzetelnych badań judaistycznych. Znajomość ich treści pozwoliła zweryfikować parę błędnych informacji obecnych w literaturze opartej na wyłącznie polskojęzycznej prasie żydowskiej – lecz to tylko najdrobniejszy z pożytków płynących z badań gazet wydawanych w jidysz. Pozwalają one zajrzeć od środka w miniony świat hermetycznej społeczności prowincjonalnych Żydów.
Doprawdy niewiele opracowań regionalistycznych opiera się na kwerendzie przeprowadzonej na trzech kontynentach. Praca Kopciowskiego zalicza się do odosobnionych przykładów: wykorzystano w niej zasoby nowojorskiego YIVO Institute for Jewish Research oraz izraelskiej Biblioteki Narodowej. Do transoceanicznych wojaży zmusiła autora niedostateczna dostępność badanych tytułów w kraju. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w zbiorach bibliotecznych Lublina - mieniącego się wszak miastem uniwersyteckim - zachowały się całe dwa egzemplarze tamtejszych gazet publikowanych w jidysz. Na szczęście o wiele lepiej prezentowały się zasoby instytucji warszawskich, a pomocną rękę podawały nieraz historykowi dawne instytucje cenzorskie, archiwizujące tłumaczenia kontrowersyjnych politycznie artykułów. Ostatecznie nie udało się jednak zapełnić wszystkich luk, co jest szczególnie widoczne w przypadku braków niemal całych roczników „Lubliner Tugblat” z pierwszej połowy lat 20. Co ciekawe, pojedyncze numery lub ich fragmenty bywają niekiedy odnajdowane w przygodnie zachowanych zbiorach prywatnych – taką drogą dochowały się do dzisiaj chociażby debiutanckie opowiadania Isaaca Singera publikowane w biłgorajskiej efemerydzie „Salamadrie”.
Przypadek wprawek fabularnych noblisty unaocznia, jak wielką wyrwę dla nieodległego przecież czasowo wycinka historii lokalnej stworzyła Zagłada i zerwanie ciągłości pamięci społecznej. Te dziury w wiedzy o regionie może łatać właśnie prasa „jidyszojęzyczna”, oddająca codzienność społeczności żydowskich w sposób znacznie bardziej kompleksowy niż zawarte w księgach pamięci wspominki ocaleńców czy utrwalony w źródłach polskiej proweniencji zewnętrzny punkt widzenia. Kopciowski, będąc świadomym tego potencjału, nie ogranicza się do prasoznawczej analizy omawianych tytułów, ale też obficie relacjonuje zawartość ich łamów. Popularyzacja prasy jidysz jako źródła zalicza się do ważnych celów powstania tej monografii.
Osią książki jest jednak naszkicowanie dziejów i profilu samej prasy. Chociaż inicjatywy wydawnicze (ale też próby rozpowszechniania gazetek rękopiśmiennych) Żydzi Lubelszczyzny podejmowali już przed I wojną światową, znakomita większość omawianych periodyków ukazywała się w okresie dwudziestolecia. Przeważająca część spośród udokumentowanych tytułów to wydawnicze efemerydy, liczne z nich zachowały się jedynie w pojedynczych egzemplarzach, o istnieniu innych wiemy tylko dzięki skąpym informacjom o planach i kulisach wydawania. Trudne warunki funkcjonowania nie pozwoliły na uformowanie się środowiska dziennikarskiego z prawdziwego zdarzenia, co z kolei odbijało się na półamatorskim poziomie wielu tytułów. Kopciowski możliwie wielostronnie przedstawia wiadomości prasoznawcze, przywołuje sylwetki redaktorów (w miarę możliwości wraz z ich późniejszymi losami), zarysowuje profil polityczny i stopień poczytności. Interesuje go też wartość źródłowa prowincjonalnej publicystyki dla innych judaistycznych tematów, badacze dawniejszych epok otrzymują dzięki temu wiele wskazówek co do ukazujących się w gazetach opracowań historycznych Żydów-regionalistów.
Zwięzłe przedstawienie panoramy prasy okolicznych sztetlów tworzy kontekst działania „Lubliner Tugblat”, dziennika ukazującego się w latach 1918-1939. Jego założyciele przejawiali ambicje stworzenia periodyku o znaczeniu ponadregionalnym, co w okresie okupacji austriackiej wydawało się możliwe do spełnienia. Paradoksalnie, odzyskanie niepodległości oznaczało strącenie „Tugblatu” w szeregi prasy prowincjonalnej, gdyż głód informacji z szerszego świata zaczęły zaspokajać tytuły warszawskie. Kondycji gazety nie polepszało ubóstwo lubelskich Żydów, odbijając się na stopniowym zmniejszaniu się nakładu z biegiem lat. Dziennik funkcjonował przy notorycznych trudnościach finansowych, jego trwanie należy przypisywać wydawcom podchodzącym do przedsięwzięcia ze społecznikowską troską, a nie z nadzieją zysku.
Wybijającymi się osobistościami tego grona byli Szaul Icchok Stupnicki i Jakub Nisenbaum. Tytuł powstał w opozycji do trendów asymilatorskich i podtrzymywał taką linię także później, jednocześnie wykazywał sceptycyzm wobec kręgów ortodoksyjnych, nieraz komentując meandry życia wyznaniowego gminy z pozycji umiarkowanie „antyklerykalnych”. Mniej lub bardziej dyskretnie sympatyzował z fołkistami i Bundem, choć nadawano mu rolę trybuny ponadpartyjnej, a w czasie kampanii wyborczych udostępniano łamy rożnym stronnictwom. Wobec II RP dziennik zajmował stanowisko propaństwowe, oprócz pierwszych miesięcy jej istnienia, kiedy seria antyżydowskich tumultów kazała stawiać pytania o sprawność nowej władzy w zapewnieniu bezpieczeństwa mniejszości – w latach 30. zresztą otwarta krytyka tendencji antysemickich nie spotykała się z aprobatą cenzorów. Twórcy dziennika nie ograniczali się do dostarczania informacji i rozrywki, stale podejmowali interwencje dotyczące problemów społecznych (np. głodu mieszkaniowego czy złego stanu kirkutów), w sprawach spornych próbowali pośredniczyć między ludnością żydowską a władzami miejskimi. Jednocześnie krytycznie recenzowali poczynania samorządu wyznaniowego i innych żydowskich instytucji.
Ostatnia część pracy została poświęcona zawartości „Lubliner Tugblat”. Dziennik relacjonował zdarzenia z wszystkich sfer lokalnego życia, celnie określono go „kroniką żydowskiego Lublina”. Horyzont zainteresowań badacza objął więc nie tylko życie polityczne czy kulturalne społeczności lubelskich Żydów, ale też zaplecze infrastrukturalne gminy, podtrzymywanie więzi z lubelską diasporą w Ameryce czy reakcje na incydenty antysemickie. Kopciowski z uwagą przygląda się wątkom sensacyjnym – od notowania samobójstw przez opisy tragicznych i krwawych perypetii miłosnych po reportaże z życia półświatka przestępczego – którym redakcja, chcąc mimo wszystko zarobić na gustach odbiorców, poświęcała coraz więcej miejsca. Co ciekawe, niektóre, na pozór zmistyfikowane, historie znalazły częściowe potwierdzenie w innych źródłach, co oczywiście nie wyklucza konfabulowania lub zapożyczania spoza regionu innych z nich.
Publikacjom nie tylko takiej tematyki nadawano w „Tugblacie” ton lekki i podszyty delikatnie sarkastycznym humorem, co w połączeniu z barwną obyczajowością wyznawców religii mojżeszowej daje narracjom prasowym charakter anegdotyczny – w pełni przez Kopciowskiego oddany. Rywalizacja bractw pogrzebowych o pochówki bogaczy, portrety miejscowych szaleńców czy biletowane wesele lubelskiego badchana to tylko niektóre barwne historie zaczerpnięte ze szpalt żydowskiej prasy. Trzeba przyklasnąć tendencji autora do skrupulatnego odnotowywania nazwisk i adresów (zawartych też w poszerzonym o lubelskie toponimy indeksie geograficznym), dzięki którym książka staje się kopalnią niezachowanych w inny sposób informacji o przeciętnych mieszkańcach miasta (ale także znamienitych, lecz nie utrwalonych w polskiej historiografii osobistościach), dawno już zapomnianych sklepach, zakładach i domach modlitwy oraz pozornie błahych, ale oddających atmosferę ówczesnego życia epizodach. „Indywidualizacja przekazu” była otwarcie wyrażoną intencją autora, który chciał w ten sposób przybliżyć czytelnikom specyfikę stylu dziennika. Z drugiej strony chęć przedstawienia tak rozległego materiału w postaci drobnych wycinków i nieraz dosyć gawędziarsko podanych opowiastek poskutkowała pewnym rozmyciem narracji, ujętej co prawda w ramy tematyczne, ale w wielu fragmentach bliższej surowej wyliczance niż zgrabnemu syntetyzowaniu źródłowej materii.
W aneksach zawarto kompendium informacji prasoznawczych o gazetach i jednodniówkach żydowskich publikowanych na Lubelszczyźnie (prezentując przy okazji ich dostępność w polskich bibliotekach i archiwach), adresy drukarni współpracujących z żydowskimi wydawcami oraz sześć dłuższych fragmentów tłumaczeń artykułów. Ten wybór publicystyki stanowi suplement do wielu jej pokaźnych passusów cytowanych w tekście głównym, lecz nie zaspokaja czytelniczego apetytu na barwne i okraszone specyficznym humorem epizody z życia lubelskich Żydów. Rozrośnięte gabaryty książki uniemożliwiły zamieszczenie większej ilości tekstów źródłowych, jak i rozwinięcie wielu zaledwie zasygnalizowanych wątków tematyki obecnej na łamach „Tugblatu”.
Do strony językowej narracji nie można mieć zastrzeżeń, chociaż dla niefachowego czytelnika przydatne byłoby wyjaśnianie szeregu terminów z kręgu kultury żydowskiej. Przyjemnym dodatkiem do lektury opracowania są niezwykle liczne, jak na standardy rodzimych prac naukowych ilustracje – grubo ponad sto kopii winiet, pierwszych stron, reklam i ogłoszeń zamieszczanych na szpaltach omawianej prasy, a także fotografie redaktorów. Od wysokiego poziomu odbiega nieco szata graficzna okładki, wykorzystująca co prawda motywy zaczerpnięte z omawianej prasy, lecz po prostu nieciekawa, w żaden sposób nie zwiastująca bogactwa treści zawartej wewnątrz. Wydaje się, że tak interesująca monografia zasługuje na większy wysiłek grafika.
Książka Kopciowskiego stanowi pozycję obowiązkową dla lubelskich czytelników, zainteresowanych historią regionu w pełnym wymiarze narodowościowym. Nasycenie faktograficznym detalem stanowi niewątpliwą zaletę dla krajoznawców i pasjonatów dziejów lokalnych, ale jednocześnie może okazać się męczącym dodatkiem dla osób niezwiązanych z Lublinem. Nawet i dla nich odmalowany koloryt żydowskiej codzienności może stanowić inspirację do poznawania judaistycznych wątków własnych małych ojczyzn.