Żydzi z pomocą Żydom podczas Zagłady. Historie z kolekcji Muzeum POLIN
„Dzisiaj, kiedy mówi się dużo o ratowaniu Żydów przez Polaków, zapomina się o tym, że najbardziej ratowali nas Żydzi, żydowscy rodzice, żydowskie babcie, żydowscy dziadkowie. To byli nasi ratownicy z pierwszej linii frontu”
27 kwietnia w Izraelu obchodzone będzie święto państwowe Jom ha-Szoa, czyli Dzień Pamięci o Zagładzie. Jest to święto ruchome, drugie największe, obok Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu (27 stycznia), poświęcone tragedii Zagłady. Tego dnia w całym Izraelu rozlegną się syreny, a życie publiczne na chwilę zatrzyma się, by oddać hołd Żydom i Żydówkom, którzy zginęli w okupowanej przez Niemców Europie.
Jom ha-Szoa, zbiegając się z 19 kwietnia, rocznicą wybuchu powstania w getcie warszawskim, jest czasem upamiętniania żydowskiego ruchu oporu w okupowanej Europie. Pełna nazwa święta w języku hebrajskim brzmi Jom HaZikkaron laSzoa we-laGewura, czyli: Dzień (Pamięci) Zagłady i Aktów Odwagi. W ostatnich latach stał się on okazją do wspominania nie tylko uczestników i uczestniczek konspiracji o charakterze zbrojnym, ale także tych Żydów, którzy walczyli z okupantem w inny, ale nie mniej ważny sposób.
W okupowanej Polsce Żydzi musieli się ukrywać. Pomagali im nie tylko Polacy, ale także, a może przede wszystkim, inni Żydzi. Miało to miejsce zarówno w przypadku pomocy krótko- i długotrwałej – materialnej, emocjonalnej i wszelkiej innej. Żydzi, którzy udzielali takiej pomocy, nie zgłosili się – wbrew niemieckim nakazom – do utworzonych gett, albo z nich uciekli. Inni, przede wszystkim członkowie żydowskiego podziemia, przekraczali granicę „dzielnic zamkniętych”, funkcjonując po obu stronach. Wszyscy narażeni byli na denuncjację czy szantaż.
„Warto dokumentować takie historie, by zmieniać stereotypowe wyobrażenia o bierności Żydów podczas Zagłady, o tym, że ukrywający się »siedzieli w szafach«, a każdemu z nich bezinteresownie pomagało kilku lub kilkunastu Polaków. W rzeczywistości wielu Żydów pomagało innym ukrywającym się. Byli osobami sprawczymi, pomysłowymi, odważnymi, pełnymi inicjatywy. W sytuacji, gdy na każdym kroku groziła im śmierć, zdobywali się na to, by ryzykować życiem i ratować innych Żydów”
Informacje o pomocy, jakiej udzielali sobie nawzajem Żydzi, znajdujemy w niemal każdej relacji o ukrywaniu się podczas okupacji niemieckiej. Pomagali sobie znaleźć mieszkanie czy pracę, pożyczali pieniądze, służyli informacjami, dzielili się doświadczeniem. Żydzi tworzyli formalne (w ramach konspiracyjnych organizacji, np. Rady Pomocy Żydom „Żegota”) lub nieformalne sieci pomocy, obejmujące członków rodziny, znajomych lub całkiem obcych sobie ludzi.
Katarzyna Meloch (1932-2021), która w getcie warszawskim przebywała z babcią Michaliną, wujem Jackiem i ciotką Misią, zwracała szczególną uwagę na rolę bliskich w historii swojego ocalenia. Kiedy w sierpniu 1942 r., podczas akcji wysiedleńczej, w getcie zapanował chwilowy spokój, babcia dziesięcioletniej Kasi wydostała się na tzw. stronę aryjską i trafiła do polskiej znajomej, Jadwigi Deneko, która udzieliła jej pomocy. Wkrótce dołączyła do niej wnuczka. Akcję wyprowadzenia Kasi z getta przygotował Jacek Goldman, wujek dziewczynki. „Była taka tendencja w getcie, dziś ją znam i rozumiem, że przede wszystkim trzeba ratować dzieci”, mówiła w wywiadzie dla Muzeum POLIN Katarzyna Meloch.
„Czy tu chodziło o to, żeby ratować substancję narodu, czy chodziło o to, że dziecko się nie wywinie, jeżeli będzie zła, jakaś niebezpieczna sytuacja, nie wiem. Ale mówił o tym nawet dużo lat po wojnie Marek Edelman, że trzeba było ratować dzieci. To był pierwszy nakaz”.
Katarzyna Meloch przebywała w domu Jadwigi Deneko przez kilka tygodni. Następnie trafiła do Pogotowia Opiekuńczego dla Dzieci im. ks. Boduena, gdzie otrzymała fałszywą tożsamość Ireny Dąbrowskiej. Do końca wojny przebywała w domu dziecka Sióstr Służebniczek NMP w Turkowicach, ukrywana przez zakonnice. Wielokrotnie podkreślała, jak długi był łańcuch jej ocalenia, jak wiele osób musiało ze sobą współdziałać i że wobec każdej z nich „ma dług nie do spłacenia”.
Opowiadając swoją historię, zwracała uwagę na rolę tych, którzy podejmowali pierwsze, kluczowe decyzje. „Dzisiaj, kiedy mówi się dużo o ratowaniu Żydów przez Polaków, zapomina się o tym, że najbardziej ratowali nas Żydzi, żydowscy rodzice, żydowskie babcie, żydowscy dziadkowie. To byli nasi ratownicy z pierwszej linii frontu. Ci polscy ratownicy byli też bardzo ważni, ale oni przyszli później”, mówiła.
W Muzeum POLIN upamiętniamy Żydów pomagających innym Żydom po „aryjskiej stronie”, dokumentując ich historie w zakładce tematycznej na portalu Polscy Sprawiedliwi.
Prezentujemy w niej wybrane historie pomocy, m.in. Stanisława Gombińskiego – żydowskiego policjanta, Fajgi Peltel-Międzyrzeckiej (Władki Meed) – kurierki Żydowskiej Organizacji Bojowej, Heleny Merenholc – łączniczki Rady Pomocy Żydom „Żegota”, czy Maurycego Herlinga-Grudzińskiego (brata Gustawa, znanego pisarza) – założyciela komórki o kryptonimie „Felicja”, obejmującej pomocą 1/5 wszystkich Żydów ukrywających się na terenie okupowanej Warszawy. Pamiątki po „Felicji” prezentujemy w wystawie stałej Muzeum POLIN.
Wymienione wyżej osoby nigdy nie otrzymały tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, ponieważ przyznawany jest on przez Instytut Yad Vashem tylko nie-Żydom. W Muzeum POLIN uważamy jednak, że uczestnicy i uczestniczki żydowskiej samopomocy należą do Sprawiedliwych, rozumianych w szerokim i uniwersalnym znaczeniu tego pojęcia – to ludzie, którzy przeciwstawili się totalitaryzmowi nazistowskich Niemiec, wystąpili w obronie godności i praw człowieka.
Autor tekstu: Mateusz Szczepaniak