Żydzi vs. esesmani, czyli ostatni mecz Ferenca Morosa w KL Groß-Rosen
19 marca 1944 roku, z chwilą wkroczenia Wehrmachtu na Węgry rozpoczęły się deportacje tamtejszych Żydów do Auschwitz-Birkenau. Tylko nieliczni uniknęli natychmiastowej zagłady. Wśród nich znalazła się licząca około tysiąca osób grupa więźniów, która trafiła do obozu pracy przymusowej SS-Sonderbauftrand, przejętym w maju 1944 r. przez Groß-Rosen i przemianowanym na filię pod nazwą: Arbeitslager Hirschberg. Jednym z więźniów był Ferenc Moros.
Warunki pracy w obozie
Ferenc Moros urodził się pod Budapesztem. Był dobrze zapowiadającym się bramkarzem węgierskim żydowskiego pochodzenia o znakomitych warunkach fizycznych. Jego wyjątkowa gra nieodmiennie wywoływała euforię wśród węgierskich kibiców, lecz na drodze do dalszego rozwoju kariery stanęła wojna.
W warunkach obozowych pracował przy załadunku drewna do wagoników kolejki przemysłowej. Razem z pozostałymi osadzonymi ręcznie przenosił drewniane kloce, dźwigając je ze stosów ułożonych uprzednio przez innych więźniów. Pracę nadzorował najczęściej cywilny, z uwagi na wiek wolny od poboru „majster”. Choć zmiana trwała dwanaście godzin, praca ta była mniej wyczerpująca i bezpieczniejsza niż wyładowywanie z wagonów węgla bądź tańszego miału węglowego, gdzie według narzuconej normy jeden więzień odpowiadał za dziewięć ton często zamarzniętego surowca. Pracowano od szóstej rano do osiemnastej, przez siedem dni w tygodniu, noce spędzano zaś w baraku niewolnym od wszechobecnego pyłu węglowego, z pewnością nie zapewniało dostatecznego odpoczynku. Taka była codzienność. Średnio trzy razy w roku zmieniała się ekipa, wyniszczona morderczą, zaplanowaną na fizyczne unicestwienie pracą. Z kolei na innym, przewidzianym wyłącznie dla Żydów, wydziale chemicznej obróbki drewna nikt nie zdołał przeżyć dłużej niż trzy miesiące. Żrące kwasy powodowały zazwyczaj paraliż kończyn, co skutkowało nieuchronnym transportem na rampę Birkenau.
Mecz Żydzi vs. esesmani
Październik 1944 roku należał do wyjątkowo ciepłych jak na kotlinę położoną u stóp Karkonoszy (Riesengebirge). Słoneczna pogoda wyjątkowo długo sprzyjała więźniom odzianym wyłącznie w nietrzymające ciepła pasiaki ze sztucznego włókna. 29 października, w ostatnią niedzielę miesiąca, na terenie obozu odbył się mecz Żydzi vs esesmani. Wydawać by się mogło, że takie rozgrywki były całkowicie niezgodne z nazistowską ideologią i sprzeczne z niemieckim prawem. A jednak w KL Groß-Rosen takie mecze rozgrywano regularnie od lata 1944 roku. Duże znaczenie miała zapewne lokalizacja obozu – nienękany nalotami Hirschberg pozostawał na uboczu głównego nurtu zdarzeń. Miało to również wpływ na zachowanie strażników, którzy akceptowali i popierali rozgrywki sportowe na terenie obozu.
Latem 1944 roku do obozu zaczęto transportować zdrowych i silnych więźniów z Węgier, a wśród nich znajdowało się wyjątkowo wielu piłkarzy. Wydaje się, że każdy ówczesny sympatyk piłki nożnej słyszał o przedwojennych sukcesach węgierskich drużyn, w szeregach których znajdowała się liczna grupa utalentowanych zawodników pochodzenia żydowskiego. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie kto inny jak tacy właśnie gracze utorowali drogę późniejszej „złotej jedenastce” pod wodzą Ferenca Puskasa. Możliwość gry z profesjonalistami? Takiej okazji nie chcieli przepuścić wartownicy obozu koncentracyjnego.
Więźniowie nie byli zmuszani do udziału w meczach – było to dla nich swoiste „święto”, krótkotrwała ucieczka od koszmaru wyniszczenia, pogardy i z dnia na dzień odkładanego wyroku śmierci. Mecze piłkarskie odbywały się na prowizorycznie odgrodzonym sznurami boisku przy udziale około 500 rozentuzjazmowanych widzów. Esesmani pozwalali nie tylko na doping, gwizdy, ale i często niecenzuralne okrzyki. Przed spotkaniem kapitanowie drużyn ściskali sobie dłonie w sportowym przywitaniu. Po stronie więźniów był nim mający za sobą piłkarski epizod bramkarz Ferenc Moros. Na środku boiska stanęli naprzeciw siebie Żydzi i esesmani. Kaci i przeznaczona na unicestwienie grupa straceńców. Nad przebiegiem spotkania czuwał sędzia – umundurowany oficer w randze Oberscharfürera, zresztą najwyższy stopniem spośród pełniących tam służbę.
Mecz z 29 października rozbudził wielkie emocje. Robinsonady Morosa wywoływały poklask także pośród niemieckiej ekipy, a niektórzy esesmani poklepywali go nawet po plecach. Kulminacją meczu okazał się rzut karny, obroniony przez żydowskiego bramkarza w ostatniej minucie. Owacjom nie było końca – spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Kres dalszym rozgrywkom położyły opady oraz bezwzględny nakaz pracy dla wszystkich w niedziele.
Ein wunderbarer Torwart
Niestety dla większości więźniów był to ostatni mecz w życiu. Również dla Morosa. Lura jaką otrzymywali więźniowie w porze obiadowej, oprócz podtrzymywania czynności życiowych, najczęściej przyczyniała się do potężnych i bolesnych niestrawności. Feralnego dnia bramkarz wielokrotnie prosił niemieckiego nadzorcę o pozwolenie na udanie się do latryny. Bezskutecznie. Naglony potworną biegunką udał się bez zgody za stos bali. To wystarczyło, by niemiecki „majster”wskazał więźnia strażnikowi jako przyłapanego na próbie ucieczki. Celny strzał byłby wybawieniem, jednak tak się nie stało. Żadna z kul nie okazała śmiertelna. Jedna przebiła udo, druga roztrzaskała łokieć. Nieprzytomnego przyniesiono do rewiru, gdzie miał oczekiwać na transport do Auschwitz-Birkenau lub znajdującego się w pobliżu głównego obozu Groß-Rosen.
Ostatecznie zdecydowano inaczej. Esesmani nigdy nie widzieli operacji chirurgicznej, a z uwagi na taką możliwość, zapragnęli jako widzowie, wziąć udział w bestialskim przedsięwzięciu. Operacja stawu łokciowego bez odpowiednich narzędzi i warunków oznaczała oczywiście śmierć pacjenta. Obozowy lekarz, również żydowski więzień, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zresztą rana należała do śmiertelnych i jak uznało więzienne „konsylium lekarskie”, sprawa była beznadziejna. Jak należało postąpić: odrzucić tradycyjnie pojmowaną etykę czy może istniał jednak cień szansy na przedłużenie życia bramkarzowi? Czy zadowolenie strażników mogłoby stanowić rękojmię przeżycia dla lekarzy?
Takie rozterki przeżywał Arnold Mostowicz (z wykształcenia medyk) postawiony przez obozowego lekarza (również więźnia) przed propozycją nie do odrzucenia. Albo weźmie udział w operacji w charakterze swoiście pojmowanego anestezjologa, usypiając pacjenta eterem, albo w trybie pilnym zostanie wypisany z rewiru na plac węglowy, co przyniesie tragiczne konsekwencje, podczas gdy operacja i tak dojdzie do skutku, lecz bez znieczulenia.
Opatrzona stosownym wykładem, pokazowa operacja zadowoliła widzów. Co prawda wykonany w takich warunkach i przy tak ciężkiej ranie zabieg nastawienia kości, nie mógł przywrócić pacjenta do życia, jednakże istniał cień szansy w przypadku amputacji, do jakiej finalnie doszło. W każdym razie rysowała się mglista możliwość zatrzymania pacjenta na dłużej w azylu, za jaki uznać można było rewir.
Jednakże nazajutrz w kierunku paleniska kotłów fabrycznych znów ruszył obciążony ciałem, sfatygowany wózek obozowy. Poza młodym więźniem w osobie Arnolda Mostowicza, przyszłego pisarza science-fiction i kronikarza czasów pogardy oraz pełniącą służbę drużyną esesmańską, nikt nie wiedział do kogo tym razem należą zwisające z ponurej platformy nogi. Za pożegnalną mowę posłużyły mu, rzucone do kompanów, a usłyszane przez więźnia zdawkowe słowa SS-Oberscharführera:
Der Bursch war ein wunderbarer Torwart (Ten chłopak był nadzwyczajnym bramkarzem).
Bibliografia:
Opracowania:
- Alfred Konieczny, KL Groß-Rosen: hitlerowski obóz koncentracyjny na Dolnym Śląsku 1940-1945, Wałbrzych 2006, s. 34.
- Zbigniew Kwaśny, Materiały do dziejów zakładów przemysłowych w okręgu jeleniogórskim w latach 1942- 1943, Śląski Kwartalnik Historyczny „Sobótka” 1961, t. III s. 364-389.
-
Arnold Mostowicz, Żółta gwiazda i czerwony krzyż, Warszawa 1988, s. 173-191.
Netografia:
- Arbeitslager Hirschberg, Arbeitslager Bad Warmbrunn, (dostęp: 26. 09. 2021 r.).
- Edward Basałygo, 900 lat Jeleniej Góry. Tędy przeszła historia. Kalendarium wydarzeń w Kotlinie Jeleniogórskiej i jej okolicach, Jelenia Góra 2010, s. 238-256 i 262-263, (dostęp: 27. 09. 2021 r.)
redakcja: Jakub Jagodziński