„Zerwany kłos” – reż. Witold Ludwig – recenzja i ocena filmu
Historia bł. Karoliny Kózkówny zaczyna się w Wał-Rudzie 2 sierpnia 1898 roku. Głęboko związana z religią katolicką, od małego angażowała się w życie Kościoła. Życie jej trzynastoosobowej rodziny zmieniło się niedługo po wybuchu I wojny światowej. Szesnastolatka padła ofiarą rosyjskiego żołnierza, który 18 listopada 1914 roku próbował ją zgwałcić. Dziewczyna zaciekle broniła siebie i swojej czystości, za co zapłaciła życiem.
Jej zwłoki znaleziono dopiero 4 grudnia. Liczne rany cięte na jej ciele wskazywały na desperacką walkę z oprawcą. Kózkówna miała w końcu wyrwać się z rąk żołnierza, jednak nie udało jej się przeżyć – podczas próby ucieczki umarła wskutek upływu krwi i bólu.
Zmarłą szybko uznano za męczennicę, zaczęto otaczać ją kultem świętości. W 1965 roku rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. Dwadzieścia dwa lata później Jan Paweł II podczas wizyty w Polsce ogłosił ją błogosławioną.
Jej historię na wielki ekran postanowili przenieść studenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu przy pomocy TV Trwam. Ich założeniem było stworzenie filmu o „niezwykle subtelnym liryzmie i poetyckości narracji”, a także „ukazanie dobra i zła w wielu subtelnych odcieniach”. Niestety nie do końca się to udało – odcienie dobra i zła za bardzo zbliżają się do czerni i bieli, subtelny liryzm zmierza zaś bardziej ku moralizatorskiemu przedstawieniu tematu.
Sceny modlitwy, które bezsprzecznie łączą się z tego typu produkcjami, nieco rażą tu swoją powtarzalnością i nachalnością. Podobnie dzieje się z przydługimi i mało realistycznymi dialogami, stanowiącymi często popis znajomości przysłów i cytatów. Rozmowa księdza z żołnierzem przypomina bardziej pokaz oratorstwa, a nie dialog wrogów stykających się ze śmiercią, podobnie jak wypowiedzi samej Karoliny – pełne wielkich słów i zdań jakby wyciągniętych z katechizmu czy Biblii. Czy tak mówiła prosta dziewczyna z ubogiej rodziny na początku XX wieku? Nie stwarza to niestety wiarygodnego przekazu – dużo ciekawszy efekt mogłoby przynieść pokazanie głębi wiary za pomocą prostszych środków i lepiej poprowadzonych scen, które same w sobie przekazywałyby pożądane wartości, bez potrzeby wykładania ich w tak bezpośredni sposób.
Twórcy nie zostawiają widzowi pola do refleksji – odbiorca otrzymuje dosyć jednostronny przekaz, w którym nie ma miejsca na subtelność czy pogłębienie omawianych kwestii. Irytują wszechobecny patos i dosyć powierzchowne przedstawienie postaci, ich problemów i wiary. Temat, zawierający sam w sobie duże pokłady emocjonalności, potraktowano w przejaskrawiony, schematyczny sposób. W momentach, które mogą skłaniać do wzruszeń, nie ma miejsca na niedopowiedzenia – są one za każdym razem doprowadzane do ostateczności, aby widz przypadkiem nie zapomniał o powadze sytuacji.
Granie na niskich emocjach niestety pozbawia film poetyckości, na którą powoływali się jego twórcy. Wiąże się z tym także przeciąganie scen na siłę – choć część z nich ukazuje ambicje reżysera, który starał się wprowadzić do filmu pewną dozę artyzmu, wiele fragmentów można by było wyciąć bez ujmy dla obrazu.
Film ma jednak kilka mocniejszych stron – na pochwałę zasługuje muzyka wykonywana przez Polską Orkiestrę Radiową pod przewodnictwem Radosława Labahua, a także ciekawe ujęcia i kilka wyróżniających się kreacji aktorskich. Większość ról została odegrana przez amatorów, co niestety widać, ale na uwagę zasługują Dariusz Kowalski jako ojciec Karoliny i Paweł Tchórzelski jako jej oprawca. Żałuję też potencjalnie interesującego zabiegu wprowadzenia gwary regionalnej do wypowiedzi bohaterów – pojawia się on zaledwie w kilku dialogach, jakby reżyser wycofał się szybko z tego pomysłu lub porzucił go podczas realizacji.
„Zerwany kłos” jest przeznaczony dla danej grupy odbiorców, których nie trzeba przekonywać do jego obejrzenia. Reszta raczej się na nim zawiedzie – zbyt pompatyczny, spłycony i dłużący się obraz nie przekona nieprzekonanych. Może jednak postawiono dzięki niemu krok do stworzenia polskiego kina religijnego wyższej klasy – w końcu duża część Polaków oczekuje produkcji podejmujących tego typy tematykę. W przyszłości jednak twórcy powinni być nieco oszczędniejsi w środkach, a także starać się pokazać nieco bardziej wszechstronne i pogłębione ujęcie problemu.