Ze stalinizmem na ustach

opublikowano: 2013-01-24, 17:20
wolna licencja
Złowieszczy w swojej wymowie termin stalinizm powrócił do podręcznego słownika Polaka. Winę za taki stan rzeczy ponosi nie tylko sędzia Tuleya, ale i „niepokorni” publicyści.
reklama

Bez większej przesady można stwierdzić, że okres stalinizmu był jednym z najmroczniejszych czasów w naszych dziejach. Skala łamania praw obywatelskich oraz ograniczania wolności i swobody mogła równać się jedynie z dniami okupacji hitlerowskiej. Śmiem jednak twierdzić, że chociaż pod pewnymi względami stalinowska Polska mogła uchodzić za łagodniejszą niż okupacja niemiecka, była od niej, w ostatecznym rozrachunku, znacznie gorsza. Główną rolę odgrywała tu, moim zadaniem, utrata widoku na zmianę. W latach 1939–1945 Polacy cały czas mieli nadzieję na rychły koniec wojny i, co za tym idzie, odzyskanie niepodległości. W latach stalinizmu oczekiwanie na III wojnę światową z biegiem czasu stawało się coraz większą mrzonką.

Józef Stalin (domena publiczna)

Przyjmijmy, że mówimy o przełomie 1949 i 1950 r., kiedy było już jasne, że Amerykanie i Anglicy nie zamierzają rozpoczynać kolejnego konfliktu, w konsekwencji czego Polacy zostają sami. Urząd Bezpieczeństwa przy pomocy Ludowego Wojska Polskiego i części społeczeństwa likwiduje resztki Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Józef Światło nie myśli jeszcze o ucieczce za granicę, pułkownik Józef Różański w gmachu przy ulicy Rakowieckiej spokojnie bije więźniów, Jan Szostak bezkarnie włada w Augustowie, a prokurator Helena Wolińska ze skupieniem na twarzy pisze akty oskarżenia.

Sądzę, że nie muszę obszernie pisać o wszystkich okrucieństwach dokonywanych przez ludzi polskiego stalinizmu. Zaznaczę tylko, że wyrywanie paznokci było torturą, która na tle innych stosowanych przez UB mogła być traktowana wręcz jako pieszczota. Wystarczy sięgnąć po odpowiednią pozycję z prac IPN, zajrzeć do Mówi Józef Światło albo obejrzeć stosowny film. W tym samym czasie Bierut bawił się w najlepsze, okupując Belweder i stylizując się na wielkiego pana, urządzał sobie polowania, społeczeństwo miało natomiast problem ze zdobyciem artykułów pierwszej potrzeby. Urzędy cenzorskie pracowały pełną parą i pilnie strzegły, by przypadkiem nie wypłynęła najmniejsza informacja, która mogłaby nieść ze sobą sugestię, na temat faktycznego stanu rzeczy. Powstał nowy indeks ksiąg zakazanych, a poruszanie niektórych tematów podczas rozmowy, choćby nawet szeptem, mogło się zakończyć więzieniem. Bardzo pobieżnie ujmując sprawę, tak wyglądały czasy stalinizmu.

Czy to nie ciekawe, że ponad pół wieku później w życiu publicznym „stalinizm” znowu stał się modny?

Wydaje się, że za sprawą sędziego Tuleyi termin „metody stalinowskie” przeżył nad Wisłą swoistego rodzaju renesans. Scena publicystyczna podzieliła się na dwa wrogie obozy: pierwszy, który uważał, że za czasów IV RP panowały metody jak za Stalina, oraz drugi, który uważał to za jawne kłamstwo. Oba okopały się na swoich szańcach i zaczęły przerzucać się argumentami. Jak pokazują wydarzenia ostatnich dni, coraz cięższymi.

reklama

Co ciekawe, w szumie medialnej burzy komentatorzy przegapili jeden szczegół. Wedle wielu z nich to wypowiedź sędziego Tuleyi jako pierwsza stanowiła przekroczenie granic w swobodnym odwoływaniu się do „metod stalinowskich”. Większość raczej konserwatywnych publicystów zapomniała momentalnie swoje własne wypowiedzi, w których termin „stalinizm” padał w zestawieniu z aktualnymi wydarzeniami. Odwoływano się do niego przy różnych okazjach, najczęściej w ramach krytyki prowadzonej przez publicystów „niepokornych”. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę odpowiednie hasło, by dowiedzieć się, że policja stosuje metody stalinowskie, w TVP panuje cenzura rodem z czasów Stalina, a część dziennikarzy jest kneblowana niczym „za czasów najczarniejszego komunizmu”. Niektórzy kryli swoje wypowiedzi za różnego rodzaju woalkami, pisząc na przykład „o metodach jak za PRL”. Jeżeli przyjrzy się im jednak uważnie, można wywnioskować, że tak naprawdę mieli na myśli właśnie stalinizm. Jeszcze inni pisali wprost o „stalinowskiej propagandzie”. Warto pamiętać, że ci sami ludzie dosłownie w kilka tygodni później darli szaty z powodu wypowiedzi sędziego.

Żeby było jasne – dla mnie wypowiedź sędziego Tuleyi była zarówno skandaliczna, jak i nieprawdziwa. Każdy, kto choć trochę zna historię Polski wieku XX, wie, jak bardzo różnią się przesłuchania UB od tych przeprowadzanych przez CBA. Uważam, że jako historyk mam obowiązek protestować przeciwko każdemu rodzajowi manipulacji historią i pamięcią zbiorową, bez względu na to, jakie są moje sympatie polityczne.

Ktoś mógłby zapytać: dlaczego to takie ważne? Przecież ludzi, którzy byli dojrzałymi osobami w czasach stalinizmu, jest z roku na rok coraz mniej. A pamięć zbiorowa jest po prostu wybiórcza. Moja odpowiedź jest prosta. Nie wiem, jak innym publicystom-historykom, ale mi przyświeca idea dążenia do prawdy, rozumianej zgodnie z klasyczną arystotelesowską definicją jako zgodność sądów z faktami. Uważam, że próba ustalenia faktycznej sytuacji, nie zaś kreowanie narracji o dziejach, powinno być celem każdego historyka. Jak dla mnie każdy przyjmujący inną definicję, jednocześnie uważający się za historyka, jest tak naprawdę politrukiem...

Na marginesie rozważań o metodach stalinowskich pragnę dać czytelnikom temat do przemyśleń: proszę spróbować porównać zarówno metody CBA jak i domniemaną cenzurę „niepokornych” publicystów z pierwszymi latami panowania sanacji. Ciekawi mnie, do jakich wniosków dojdziecie.

Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Rzewuski
Absolwent filozofii i historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Publikował w „Uważam Rze Historia”, „Newsweek Historia”, „Pamięć.pl”, „Rzeczpospolitej”, „Teologii Politycznej co Miesiąc”, „Filozofuj”, „Do Rzeczy” oraz „Plus Minus”. Tajny współpracownik kwartalnika „F. Lux” i portalu Rebelya.pl. Wielki fan twórczości Bacha oraz wielbiciel Jacka Kaczmarskiego i Iron Maiden.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone