Zbigniew Flisowski – „Bismarck. Pirat Atlantyku” – recenzja i ocena
Zbigniew Flisowski – „Bismarck. Pirat Atlantyku” – recenzja i ocena
Pora by przyjrzeć się z bliska drobnym książeczkom, które z sentymentem wspominają nasi dziadkowie i ojcowie. Ileż to zarwanych nocy podczas lektury i poszukiwań w kioskach „Ruchu” kosztował każdy tom – wiedzą tylko wierni czytelnicy. Jak sprawy mają się dzisiaj? Czy warto po nie sięgać? Sprawdźmy.
Niech za przykład posłuży „Bismarck. pirat Atlantyku” pióra Zbigniewa Flisowskiego – Pautora wielu książek o tematyce marynistycznej, m.in. dwutomowej „Burzy nad Pacyfikiem”. Nieżyjący już dziennikarz i wieloletni redaktor różnych czasopism, głównie o tematyce wojskowej, był jednym z pomysłodawców serii opatrzonej wizerunkiem żółtego drapieżnika. Nie będziemy w tym miejscu zanurzali się głębiej w życiorys Flisowskiego, należy jednak wspomnieć, że niepozbawiony jest on kontrowersji. Pierwszoplanową rolę oddajmy z pozoru niepozornej książeczce jego autorstwa. To już trzecie wydanie. Pierwsze ukazało się w 1958 roku, drugie osiem lat później.
Na kartach współcześnie wydanego zeszytu brak informacji o poprzednich edycjach. Nie ma też, chociażby krótkiego biogramu autora. Nazewnictwo i ilość rozdziałów odpowiada dokładnie poprzednim wydaniom. Mamy więc do czynienia z reprintem o uwspółcześnionej szacie graficznej. Na froncie oprawy – pancernik „Bismarck” mknie po falach, oddając salwę z dział umieszczonych na rufie. Autorem ilustracji jest Jarosław Wróbel. Zajawka na tylnej części okładki utrzymana została w dawnym stylu i po dziś dzień intryguje i zachęca do lektury. Można rzec – łączy pokolenia. Zarówno dwie poprzednie, jak i obecna edycja – nie posiadają numeracji, która wprowadzona została od numeru 1/1967.
„Handelskrieg” – po trzykroć zwrot wojna handlowa padł z ust admirała Lütjensa podczas uroczystej kolacji wydanej na jego cześć przez dowódcę „Bismarcka” komandora Lindemanna. Admirał tłumaczył swoim oficerom niuanse misji, do której wykonania zostali przeznaczeni. Mają zniszczyć brytyjską flotę handlową i pozbawić Wyspy zaopatrzenia. Trzeba zagłodzić przeciwnika, szarpiąc jego linie zaopatrzeniowe. Tytułowy pirat Atlantyku nie miał wdawać się w bezpośrednie pojedynki z okrętami Royal Navy. Miał ich za wszelką cenę unikać, paraliżować szlaki handlowe i być niczym drapieżnik – czyhać na swoje ofiary i atakować je w najbardziej sprzyjającym dla siebie momencie. Stalowy korsarz nie wyruszył w swój pierwszy i jak się okaże – ostatni – bojowy rejs sam. Towarzyszył mu ciężki krążownik „Prinz Eugen”.
A wszystko rozpoczęło się w „Gotenhafen” – „Porcie Gotów” – jak przechrzcili Gdynię okupanci. Stąd 19 maja 1941 r. Bismarck wyszedł w morze. Strona po stronie śledzimy jego losy – chwilę triumfu i gorycz klęski. Obserwujemy brawurę i przeciwstawiający się jej głos rozsądku. Jesteśmy świadkami polowania, w którym uczestniczy i nasz „Piorun”.
Z każdą stroną książki wczytujemy się z coraz większą fascynacją w kulisy nadchodzącego śmiertelnego pojedynku. Autor używa plastycznego języka, który mimo upływu prawie siedemdziesięciu lat od pierwszego wydania – wciąż zachwyca. Dowódcy każdej ze stron mają zarysowane portrety psychologiczne. Targają nimi ambicje, ale i wątpliwości. Dzięki temu możemy spojrzeć na bieg przytoczonych wydarzeń oczyma każdego z nich. W publikacji „Bismarck. Pirat Atlantyku” nie znajdziemy zatem suchych podręcznikowych formułek, lecz sprawnie poprowadzoną opowieść. W tym niewątpliwe tkwi tajemnica popularności niniejszego tomiku, jak i serii wydawniczej spod znaku „Żółtego Tygrysa”. Tomik zawiera drobne literówki, lecz nie mają one zupełnie wpływu na odbiór dzieła.
Książka na końcu zaopatrzona została w dwie mapki ilustrujące kontakt Bismarcka z okrętem ORP „Piorun” jak również zatopienie niemieckiego pancernika. Warto wspomnieć o przypisach, za pomocą których objaśniono trudniejsze terminy, tłumacząc również te obcojęzyczne. Publikacja została zaopatrzona w tekturową okładkę, a całość została solidnie wydana, w czym zasługa Wydawnictwa Bellona.
Podsumowując: wielka gratka dla miłośników, a dla rozpoczynających przygodę z „Żółtym Tygrysem” świetne wprowadzenie do przystępnej i ciekawej wydawniczej serii. Z niecierpliwością czekam na kolejne wznowienia!