Zbigniew Białas – „Rutka” – recenzja i ocena
Zbigniew Białas – „Rutka” – recenzja i ocena
Zbigniew Białas jest profesorem nauk humanistycznych, dyrektorem Instytutu Kultur i Literatur Anglojęzycznych Uniwersytetu Śląskiego, a szerszemu gronu znany jest jako powieściopisarz. Jego „trylogia sosnowiecka”, na czele z wielokrotnie nagradzanym „Korzeńcem”, znalazła uznanie czytelników oraz krytyków. I tym razem autor pozostaje na terenie swojego rodzinnego Zagłębia, poruszając temat sensacji historycznej, jaką było odkrycie dziennika Rutki Laskier po sześćdziesięciu latach od zakończenia wojny.
Rutka Laskier była Żydówką mieszkającą w Będzinie. W 1939 roku miała dokładnie dziesięć lat. Jej rodzina została poddana represjom i w roku 1942, po utworzeniu zamkniętego będzińskiego getta, musieli się przenieść do dzielnicy Warpie (Kamionka). Od 1943 roku Rutka regularnie prowadziła dziennik, w którym opisywała nie tylko codzienność w getcie, ale również wszystkie „dziewczyńskie” sprawy: pierwsza miłość, kontakty z przyjaciółmi. Podczas pierwszej selekcji z całej rodziny tylko Rutka została wytypowana do transportu, rzekomo do obozu pracy. Na szczęście udało jej się uciec i połączyć z rodziną.
Niestety, 5 sierpnia 1943 roku trafiła wraz z całą rodziną do KL Auschwitz II-Birkenau. Istnieją dwie wersje jej śmierci: od razu z rampy trafiła wraz z matką i bratem do komory gazowej albo została wyselekcjonowana do pracy w obozie, gdzie zmarła na cholerę. Ta druga wersja pochodzi od jedynej więźniarki Zofii Minc, która o tym wspomina. Jest to jednak mniej prawdopodobne, biorąc choćby pod uwagę fakt, że w KL Auschwitz II-Birkenau formalnie nigdy nie było epidemii cholery. Niemniej wersja Minc stała się podstawą opowieści „Rutka”.
Z całą odpowiedzialnością za słowa stwierdzam, że Zbigniew Białas jest czarodziejem słowa. Jego książka napisana jest w sposób magiczny: wykreowane postacie (w większości historyczne) oraz opisy wydają się nieomal namacalne. Narracja powoli pochłania czytelnika, a ten nawet nie wie kiedy znajduje się w wojennym Będzinie, stojąc tuż u boku nastoletniej bohaterki. To właśnie z nią idzie na sanki, wymyka się z niemieckiego transportu oraz po raz pierwszy całuje się z chłopakiem. Aż dziw bierze, że idąc na Warpie nie spotka się Rutki bawiącej się z Heniusiem, a tak naprawdę wyglądającej swojego ukochanego Janka...
Nie zdarzyło mi się do tej pory, że recenzowana powieść była tak idealna w swojej kreacji, że nie uderzały mnie anachronizmy czy przeinaczenia. Nie wiem czy jest to odpowiedni komplement dla autora. Niemniej dopiero po skończonej lekturze, zdałam sobie sprawę, że prezentowany pobyt Rutki w KL Auschwitz II-Birkenau to najmniej prawdopodobny koniec jej życia. Bardzo chciałabym wierzyć, że doktor Mengele dał jej szansę i mogłaby żyć, gdyby nie epidemia. Choć z drugiej strony spalenie niemal żywcem, pomimo gorączkowego delirium, wydaje się równie okrutne. Jednak i tu Białas potrafi dać nadzieję: odchodząca Rutka widzi, że ktoś kiedyś na kartach powieści ją ożywi. Ta scena jest siłą tej lektury.
Recenzowana pozycja powinna trafić na listę lektur obowiązkowych łącznie z pamiętnikiem Rutki. Miliony ludzi na całym świecie wiedzą, kim była Anna Frank. Zdecydowanie mniej wie, kim była Rutka Laskier, pomimo, że losy ich rodzin są identyczne (ojciec Rutki przeżył Holokaust i założył nową rodzinę). Mam nadzieję, że wydawnictwo MG pokusi się o przetłumaczenie książki. To idealny sposób, aby zrobić z Rutki gwiazdę. Z kolei profesorowi Zbigniewowi Białasowi mogę tylko pogratulować.