Zasada ograniczonego zaufania
W badaniu, przeprowadzonym w styczniu bieżącego roku, tylko 24% z nas dobrze oceniło pracę sejmu, 59% — działalność Kościoła katolickiego, zaś 68% — władze samorządu terytorialnego. Jednak najlepsze noty uzyskały media. W przypadku najważniejszych stacji radiowych i telewizyjnych wynik mieścił się w granicach 70–85%.
Bezkrytyczne zaufanie mediom może być zgubne. Jeszcze w okresie rządów SLD przez tydzień obserwowałem wieczorne wydania dzienników telewizyjnych: „Faktów” (TVN), „Wiadomości” (TVP1) i serwisu informacyjnego TV Trwam. Wnioski? Każdy z tych programów prezentował inną wizję Polski, eksponował odmienne wiadomości, przedstawiał wydarzenia w różnym świetle. Niemożliwością byłaby próba udzielenia rzetelnej odpowiedzi na pytanie: „Co ważnego się dziś w naszym kraju wydarzyło?” po obejrzeniu tylko jednego z tych programów. Tym bardziej zastanawia więc tak duże zaufanie Polaków do mediów, ujawniające się chociażby częstym powtarzaniem argumentu: „bo tak powiedzieli w telewizji” lub „napisali w...”.
Niektóre tytuły prasowe uprawiają celową wręcz politykę dezinformacji wobec swoich odbiorców. Przykładem mógłby być tu „Fakt”, który swoim czytelnikom przedstawił historię o... wielorybie Lolku dzielnie płynącym w górę Wisły, widzianym przez mieszkańców Warszawy. — Ale to zupełnie inny typ medium — powiecie. Jasne. Problem w tym, że coraz częściej na informacje z „Faktu” powołują się... inni dziennikarze, także ci pracujący w mediach opiniotwórczych.
Cóż nam więc pozostaje? Chyba tylko zastosowanie zasady ograniczonego zaufania. Próbować weryfikować uzyskaną informację w innych mediach. Nie wierzyć bezkrytycznie we wszystko, co powiedzą lub napiszą. Również na łamach „Histmag.org”.
Michał Świgoń