Zapomniana zbrodnia – wywiad z Tadeuszem A. Kisielewskim
Michael Morys-Twarowski: Co stało się w Katyniu wiosną 1940 roku, wszyscy wiedzą. A co wydarzyło się latem 1941 roku?
Mniej więcej to samo. Różnica polegała na statusie ofiar. Te z 1940 roku (ponad 22 tysiące) były jeńcami wojennymi, te z 1941 roku były więźniami przebywającymi na katordze. Ponadto zamordowani z trzech specobozów NKWD – w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie – byli oficerami. Wyjątkiem był ten ostatni obóz, gdzie osadzono również wielu podoficerów i szeregowych funkcjonariuszy policji państwowej oraz cywilnych pracowników wymiaru sprawiedliwości. Ofiary z 1941 roku to w przeważającej mierze szeregowcy i podoficerowie. To utrudnia policzenie ofiar, bo łatwiej zestawić listę oficerów, mając do dyspozycji „Roczniki Oficerskie”, niż policzyć podoficerów i prostych żołnierzy. Obawiam się, że fakt, iż udało się nam policzyć ofiary oficerskie, podziałał na historyków w sposób usypiający. Machnęli ręką na resztę ofiar, tłumacząc się obiektywnymi trudnościami, czyli niedostępnością dokumentów. A te dokumenty były znane, niektóre nawet doskonale, od kwietnia 1943 roku.
Czy wcześniej nikt o nich pisał?
Praktycznie nie. Nawet o tych konkretnych ofiarach. Sam do niedawna nie wpadłem na to, że w dokumentach – i to oficjalnych sowieckich – jest odnotowany ich los. Polscy historycy uważali te trzy obozy zwane ABR-ami (Asfaltowo-Betonowe Rejony) i łagier leśny nr 9 za mityczne. Odrzucali wszystkie sowieckie enuncjacje na temat istnienia tych obozów, ponieważ te enuncjacje zmierzały do obarczenia Niemców winą za śmierć oficerów pomordowanych w 1940 roku, a to było kłamstwo. Jednak nie ma kłamstwa absolutnego i totalnego, w każdej takiej mistyfikacji muszą być elementy prawdziwe, które by jej nadawały pozór wiarygodności. I właśnie te prawdziwe elementy udało mi się wydobyć.
Jest jakakolwiek szansa ustalenia chociażby części nazwisk pomordowanych w 1941 roku?
Wyłącznie jednostkowo. Nie wiem, ilu spośród więźniów zginęło. Podejrzewam, że olbrzymia większość. Wszystkich było 16 371, wśród nich 579 oficerów przejętych przez Sowietów z uprzedniego internowania w państwach bałtyckich. Tych będziemy mogli nazwać po imieniu. Była też pewna liczba oficerów, których przed masakrami 1940 roku wywieziono z trzech specobozów. Ich nazwiska również będzie można ustalić. Muszę jednak z żalem stwierdzić, że nie ma żadnej możliwości zidentyfikowania podoficerów i szeregowych. Nie wiemy, ilu było zawodowych, a ilu zmobilizowanych w 1939 roku. Przecież miały wówczas miejsce, poczynając od marca, trzy mobilizacje, a przy okazji swoich badań udokumentowałem przypadki niezgodności z planem mobilizacyjnym nawet powołań oficerskich.
Tytuł pana książki brzmi Zatajony Katyń 1941. Czy obok zbieżności typu zbrodni zachodzi też zbieżność miejsca?
Nie jest to lasek katyński, o którym wiemy, lecz wielki kompleks leśny, położony paręnaście kilometrów na zachód. Tam znajdowały się te trzy obozy pracy przymusowej oraz leśny łagier numer 9.
Czy duża część osób szukających swoich bliskich zaginionych na Wschodzie będzie mogła ich odnaleźć wśród pomordowanych w 1941 roku?
Znów muszę powiedzieć z żalem, że olbrzymią większość szukających swoich bliskich zaginionych na Wschodzie stanowią rodziny oficerskie. Sam w aneksie 1 do książki badam na ich prośbę losy kilku zaginionych wojskowych. Są to wyłącznie oficerowie. Nie wiem, może to kwestia międzywarstwowej czy międzyśrodowiskowej różnicy w świadomości historycznej.
Czy istnieje jakaś możliwość ustalenia odpowiedzialnych za zbrodnię?
Beria wydał rozkaz 24 czerwca 1941 roku. Według niego należało natychmiast rozstrzelać wszystkich więźniów, przeciw którym prowadzono śledztwo, oraz już skazanych za „działalność kontrrewolucyjną”, „sabotaż gospodarczy”, „dywersję” i „działalność antysowiecką”. Do tego należy dodać chorych i niezdolnych do marszu. Prawdziwy i pełny sens tego rozkazu był następujący: ani jeden polski wojskowy nie może dostać się w ręce Niemców. Wykonawcą tego rozkazu w moim przekonaniu był komendant Kuprinskiego ABR-u, major bezpieczeństwa W. M. Wietosznikow, nie zaś inżynier pułkownik G. A. Sarkisjanc, naczelnik całego Wiaziemskiego Poprawczo-Roboczego Obozu NKWD ZSRS, do którego należały wspomniane ABR-y. Z wypowiedzi samego Wietosznikowa wynika moim zdaniem, że był nie tylko komendantem Kuprinskiego ABR-u, ale przedstawicielem wszystkich trzech obozów, a może i tego leśnego łagru nr 9. Nie udało mu się połączyć telefonicznie z Moskwą, więc wykonał rozkaz z 24 czerwca. Pozostaje pytanie: w jakim zakresie? Czy zabito wszystkich? Czy niektórych wywieziono? Czy ktoś z tych wywiezionych przeżył? Nic nie wiemy.
Czy udało się dotrzeć do listy załóg ABR-ów?
Jeszcze nie, znam jedynie nazwiska komendantów ówczesnych i wcześniejszych. Zresztą prawie całą załogę Krasninskiego ABR-u rozstrzelali Niemcy. Może ujrzeli efekt masakry polskich więźniów? W każdym razie warto by poszperać w ówczesnych dokumentach Wehrmachtu.
Wspominał pan o publikowanych dokumentach. Czy prowadził pan kwerendy w archiwach?
W Rosji byłoby to w tym momencie bezprzedmiotowe. Do tych akt nie ma dostępu. To nie są już czasy Jelcyna.
Gdyby pojechał pan dziś do Rosji, dostałby, upraszczając, „makulaturę” bez większej wartości?
Albo nawet wprost pospacerowałbym sobie po Moskwie. Dawno jej nie widziałem.
Skoro były jednak publikowane dokumenty oficjalne, czy ukazała się jakaś oficjalna rosyjska bądź też radziecka wersja losów jeńców z ABR-ów z 1941 roku?
Pojawiła się od razu na początku: w kłamliwej odpowiedzi Biura Informacyjnego ZSRR, czyli Stalina, trzy dni po komunikacie Radia Berlin z 13 kwietnia 1943 roku. Tam właśnie powiedziano, że takie obozy istniały. Tyle że w tym komunikacie umieszczono w tych ABR-ach naszych oficerów zamordowanych rok wcześniej, co odrzuciło historyków od badania sprawy. Wiedzieliśmy, że to był rok 1940, więc uznaliśmy, że szkoda czasu na zajmowanie się jawnym kłamstwem. Prawda okazuje się nieco inna.
Czy istnieje możliwość przebadania tamtych terenów na wzór lasu katyńskiego i ewentualnej ekshumacji zwłok?
Jeżeli będzie, jak to się ładnie mówi, zgoda polityczna. O ile znamy siedziby obozów, komendantur i odcinki robocze, to możemy się jedynie domyślać, gdzie tych ludzi rozstrzelano. Czy pół kilometra bliżej, czy pół kilometra dalej. To działo się pod nawałą, naciskiem Niemców, którzy parli już na pobliski Smoleńsk. Myślę, że przynajmniej w przypadku dwóch obozów dokumentacja zachowała się i jest w Moskwie. Archiwum Smoleńskiego ABR-u uratowano w całości, a Kuprinskiego częściowo. Tylko archiwum Krasninskiego ABR-u w całości przechwycili Niemcy, więc może zachowało się w którymś z Bundesarchives, ale to nie jest mój obszar badań. Jednak nie wykluczam, że od 1945 roku może sobie leżeć w U.S. National Archives w Alexandrii.
Zobacz też:
- Tadeusz A. Kisielewski – „Zatajony Katyń 1941” (informacja)
- Oleg Zakirov: Miałem mistyczne poczucie, że ofiary Katynia wołają o prawdę (wywiad);
- Ilu wywieziono na „nieludzką ziemię”?;
- „Czuliśmy, że uciekamy z piekła” – wywiad z Wiesławem Adamczykiem;
- „Zesłaniec” w internecie;
- Polski dom dziecka w Małej Minusie w świetle wypowiedzi wychowanków (Syberia 1942–1946);
- Recenzja: „Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki 1930–1959. Atlas ziem Polski”;
- Recenzja: Anna Kubajak – „Kresy i Sybir. Losy polskich dzieci”.
Redakcja: Roman Sidorski