Zagłada Dialogu, czyli dlaczego nie umiemy (już) rozmawiać o Holokauście
Wyobraźmy sobie sytuację. Jest 14 kwietnia 2019 r. Wydział Historii jednej z renomowanych polskich uczelni/instytucji naukowych organizuje konferencję poświęconą chrystianizacji ziem polskich od Mieszka I do XIV w. W auli spotykają się znani i cenieni w środowisku naukowym, ale całkowicie anonimowi dla reszty społeczeństwa, mediewiści. Stricte naukowe rozważania, przez lata nieznane szerszej opinii publicznej, przerywają nagle nienawistne okrzyki. Z jednej strony lewicowych działaczy, nie uznających umownej rocznicy chrztu Polski za okazję godną uwagi naukowców pracujących przecież w świeckim, demokratycznym państwie europejskim. Z drugiej strony pojawiają zwolennicy Wielkiej Lechii. Swoim protestem próbują dowieść, że chrzest Mieszka nie był niczym niezwykłym, a wręcz niegodnym w obliczu długiej historii słowiańskiego imperium.
Nauka kontra reszta świata
Nie ma potrzeby oceniać, kto w tym dziwnym sporze miałby rację. Taka sytuacja pokazałby nam jednak dobitnie całkowite niezrozumienie dwóch odrębnych „plemion” – naukowców i „ludowych ideologów”. Nie jest niczym odkrywczym powiedzieć, że świat nauki bardzo często nie nadąża za nastrojami społecznymi, trendami czy klimatem politycznym, a społeczeństwo całkowicie nie rozumie jak wyglądają badania naukowe i czemu służą. Właśnie z takim problemem mamy do czynienia w przypadku paryskiej konferencji poświęconej Holokaustowi, która wywołała teraz nie lada kontrowersje.
Krążący po sieci filmik, na którym prof. dr. hab. Jacek Leociak z Instytutu Badań Literackich PAN mówi m.in. o wykopywaniu szczątków żydowskich ofiar z anonimowych grobów rozsianych po Polsce i włożeniu tam kamieni, wstrząsnął Internetem, Polską i Francją. Sprawa nabrała takiego rozpędu, że Polacy, eksperci od wszystkiego i niczego, żądają ustąpienia dyrektora PAN. W sprawę wmieszali się nawet minister Gowin i francuska minister pracy Frédérique Vidal, która twierdzi, że sprawa ma charakter polityczny.
Fragment paryskiej konferencji "Nowa polska szkoła historii Zagłady". Przemówienie jak się nie mylę prof. Jacka Leociaka. Wrzask, emocje, mówienie, że "Polacy chcą wykopywać z grobów kości Żydów i wrzucać tam kamienie". Nigdy czegoś takiego na konf. naukowej nie widziałem. <pic.twitter.com/aAsZ66aO6t
— Marcin Makowski (@makowski_m) 22 lutego 2019
A sytuacja jest przecież nader prosta – prof. Leociak wygłosił, wprawdzie zabarwiony emocjonalnie, ale jednak zwykły naukowy referat streszczający dorobek Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN. Dorobek, który zawiera prace lepsze i gorsze, ale zawsze w jakiś sposób rozwijające polską historiografię w zakresie badań nad Zagładą. Słowa prof. Leociaka o grobach i kamieniach były zaś retoryczną konstrukcją całkowicie wyciętą z kontekstu przez ludzi szukających kontrowersji.
Jak przestałem być filosemitą
Czy to załatwia sprawę? Oczywiście, że nie. O ile nasz wyimaginowany przykład nie niósłby żadnych poważnych reperkusji, o tyle wątek paryski jest symptomatyczny dla znacznie szerszego problemu. Słowo kontekst w tym przypadku jest kluczowe, ponieważ nie sama konferencja i głoszone na niej tezy są problemem, a właśnie obecny klimat społeczno-polityczny. Paryska konferencja została pomyślana jako podsumowanie piętnastoletniej współpracy polskich oraz francuskich historyków Zagłady i nawiązywała do konferencji ze stycznia 2005 roku. Wtedy nikomu nie przyszło do głowy, by atakować przemawiających akademików i tak prominentnych gości jak Simone Veil, Władysław Bartoszewski, czy Marek Edelman. Wszyscy oni doświadczyli na własnej skórze tego, jak niemiecka machina śmierci była efektywna i brutalnie sprawna. Każdy potrafił to uszanować. Społeczeństwo zaś nie miało powodów, by obawiać się, że treści przekazywane przez naukowców mogą godzić w polskie dobre imię.
Dzisiaj już nikt nie ma takiej pewności. Pamiętam czasy liceum, gdzie historii uczył mnie człowiek niebojący się opowiadać nam o Holokauście w sposób naukowy. Odarty z emocji. Odarty z uproszczeń. Suchy, brutalny, analityczny. Wstrząsający samą swoją tematyką. Tak właśnie powinno się opowiadać o Holokauście. W badaniach historycznych nie ma miejsca na ideologie czy emocje. Powinny one cechować się krytycyzmem do źródeł, bezduszną obiektywnością i suchą analizą faktów, umieszczanych w kontekstach dziejowych. Przy czym kontekst jest kluczowy dla zrozumienia, dlaczego ludzie podejmowali takie, a nie inne decyzje. Tak poznawana przeze mnie historia Żydów polskich pozwoliła mi powiedzieć, że byłem wówczas filosemitą. Jeździliśmy klasowo na licealne konferencje dot. Zagłady. Spotykaliśmy się z kolegami z Tel-Awiwu.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Dzisiaj tego sobie nie wyobrażam. Jakby w dziwnym śnie paranoika, widzę świat na opak, w którym ofiary stają się zbrodniarzami, a zbrodniarze dziejowym pechowcem. Największe ofiary Zagłady stają się zaś najgorszymi oprawcami. Ludzie powoli zapominają, że za Holokaustem stali Niemcy. Izrael zaś w przedziwny sposób szuka nowego zbrodniarza w Polakach, chociaż sam budując wielki betonowy mur w Autonomii Palestyńskiej, najlepiej odrobił pracę domową z niemieckiej szkoły wyrządzania krzywdy.
Polityka wyparcia
Oskarżenia płynące ze strony izraelskich oficjeli, polityków, ministrów, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki, sugerowanie przez czołowych zachodnich dziennikarzy, iż Polacy masowo pomagali Nazistom (nie Niemcom, a Nazistom) stało się tak powszechne, że aż przerażające. Przerażające do tego stopnia, że do tej pory uśpione masy społeczne nie interesujące się tematyką Holokaustu, wyrwały się z letargu. Rzuciły się na narodowe barykady, by bronić honoru ojczyzny. Sposoby jakie przyjmują prawicowi ideolodzy nie zasługują na pochwałę. Nie ma bowiem miejsca w cywilizowanym społeczeństwie na sytuację, w której obraża się referentów, obraża się gospodarzy czy wolontariuszy obsługujących, w tym ostatnim przypadku, paryską konferencję.
Stało się to jednak faktem. Samospełniające proroctwo spełniło się. Zarzucanie Polakom antysemityzmu sprawiło, że dzisiaj chyba każdy z nas po trochę antysemitą się staje. Efekty tego widzieliśmy w Paryżu. Bez zrozumienia czym tak naprawdę są badania historyczne, jak działają i czemu służą, „patrioci” w romantycznym zrywie ruszyli ratować polskie dobre imię, przed nierzetelnością zdradzieckich naukowców. Oliwy do ognia dolał chyba fakt, że konferencja odbyła się we Francji, z nielicznym udziałem francuskich badaczy, z polskim kontekstem w tytule konferencji. A gdzie wątek francuskich Żydów? Czy analizowana była ich sytuacja we Francji Vichy, która sama z siebie, ochoczo wydawała Żydów na śmierć w niemieckich piecach? Rzecz w tym, że tego wątku rzeczywiście zabrakło. W programie konferencji przewijają się tematy dot. świadków Zagłady, warszawskiego getta, polskich wsi. Francji brak. Jest za to analiza porównawcza Shoah z ludobójstwem w Rwandzie.
Odpowiedzialność zbiorowa
Ot, taka konstrukcja konferencji. Jako byłego naukowca wcale mnie to nie dziwi, jako specjalistę ds. wizerunku medialnego, całkowicie odrzuca. Niestety, pokazuje ona bowiem, że świat nauki nie odrobił lekcji z nastrojów społecznych, ponieważ taka konstrukcja sama z siebie w obliczu obecnych niepokojących zjawisk jest kryzysogenna. Prof. Leociak w swoim paryskim referacie dobitnie zresztą pokazał, że nie liczy się z wrażliwością Polaków, w obliczu licznych ataków, pomówień i zakłamań uprawianych przez zachodnie oraz izraelskie media, a uderzających w dobre imię Polski. A mówił tymi słowy:
Możemy bez końca spierać się o liczbę tych, którzy ratowali, i tych, którzy okradali, wydawali i mordowali. Pogłębiająca się z roku na rok wiedza o czasach Zagłady w Polsce skłania jednak do wniosku, że – niestety – tych drugich było więcej, że więcej wyrządzono Żydom zła niż dobra. Żadne zaklęcia, wyrazy oburzenia, protesty, oskarżenia nie mogą tego zmienić. Stoimy na gruncie faktów. Od nas zależy, co z tą wiedzą zechcemy zrobić.
Trudno nie zgodzić się z jego słowami. Z punktu widzenia historyka, to wręcz realizacja postulatu o bezstronności i bezdusznej obojętności badań. Z tą jednak różnicą, że każdy naukowiec–humanista jest też przedstawicielem narodu. Swoim dorobkiem naukowym, postawą moralną buduje wizerunek kraju z którego pochodzi. Gdy jednak naukowiec mówi takie słowa w czasach, gdy Zachód chce się wybielać kosztem Polaków, to tego typu postawa staje się w moim odczuciu problematyczna.
Szczególnie, że ocena moralna postaw ludzi żyjących w okupowanej przez Niemców Polsce i mówienie o wyrządzaniu zła czy dobra, zakrawa o bezczelność. Witold Kula pisał niegdyś, że chce historii, która stara się rozumieć, nie zaś sądzić. I ja takiej historii chcę. I takiej też debaty nad nią. Nawet jeśli Polacy pomogli wymordować ok. 3 mln polskich Żydów, należy wykazać, kto zrobił to z pobudek sadystycznych, a kto ponieważ stanął w sytuacji bez wyjścia. Nie wystarczy tylko podanie cyferek. Dla mnie kontekst sytuacyjny i dziejowy to istotny wyróżnik, ponieważ mimo postulowanego z poziomu laptopa humanizmu, nie wiem jak zachowałbym się w sytuacji bez wyjścia, gdy decyzję musiałbym podjąć z lufę karabinu przed twarzą.
--Redakcja: Magdalena Mikrut-Majeranek--
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.