Z innej beczki: Historia. Po co mi to?

opublikowano: 2009-06-16, 21:58
wolna licencja
W rozmowach z członkami redakcji często zdarza mi się podkreślać, że nie jestem historykiem. Co więcej, historia jaką pamiętam ze szkoły, kilkudziesięciu książek i programów jest... nudna. Można by rzec, nudny świat historii i historyków badających nudę. Po co to komu?
reklama

Szaleńcem jest jednak ten, który święcie wierzy, że historia operuje li tylko nudą. Jest to przebogata dziedzina nauki i można przyjąć za pewnik, że dosłownie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Trudno o większą oczywistość. Postanowiłem jednak poświęcić nieco uwagi wspomnianej nudzie. Nawet najwięksi specjaliści nie uciekają przed stwierdzeniem, że ich praca badawcza potrafi być nią przesiąknięta.

Kwestią zasadniczą jest jednak przydatność takiej pracy. Bardzo wielu ludzi, słysząc o dziedzinach im odległych, mówi, że nie mają dla nich żadnego znaczenia i są im niepotrzebne. Jednym zdaniem, po co im to? No właśnie, po co to komu? Postanowiłem odpowiedzieć na to pytanie, z bardziej praktycznego punktu widzenia, jako miłośnik nauk ścisłych, przyrodniczych oraz wiedzy w ogóle.

Bawarska rejencja

Na pierwszy rzut oka nic nie stoi na przeszkodzie, by zgodzić się z takim pytaniem. Można przecież zapytać, co ma wspólnego staroświecka, wschodnioeuropejska ceramika, izotopy wodoru i Saturn wraz z Tytanem? Jeśli ktoś odpowie, że nic... zapali się czerwona lampka, z dumnym napisem: „LAMER”.

Tymczasem na łamach „Histmag.org” pojawiła się niedawno pierwsza część artykułu Michała Buchty, pt. Bawaria. Historia polityczna kraju. Przeczytałem go, ciesząc się, że nudny dla mnie temat, został zapewne ciekawie przedstawiony. Dzięki temu, słysząc o Bawarii, nie będę już musiał „świecić oczami”, a dobrym, historycznym przykładem. A właśnie świecąc przykładem, oszczędzamy energię!

Wspomniana radość minęła, gdy wyobraźnia postawiła mnie na miejscu historyka, wnikającego w szczegóły „genezy obowiązującej konstytucji, bawarskiego parlamentaryzmu i instytucji samorządu terytorialnego – gminy, powiatu i okręgu (rejencji)”. Mało tego, przed historykiem jeszcze „ewolucja systemu partyjnego”. Poczułem się jak człowiek, któremu po ciężkim dniu, tuż przed snem w wygodnym łóżku, nakazano przerzucić dwie tony węgla.

Hrabia von Montgelas. Bawarski polityk, czyli... nudniej być nie może?

W czasie, gdy przerzucałem węgiel, na konferencji Census of Marine Life, naukowcy prezentowali rekonstrukcję danych, dzięki którym będą mogli dochodzić, jak na przestrzeni setek lat kształtowała się liczebność niektórych zwierząt zamieszkujących oceany. Podstawą danych były informacje uzyskane w czasie analizy starych dzienników pokładowych, tekstów literackich, aktów prawnych, spisów celnych towarów, spisów podatkowych oraz przeróżne trofea. Dobra robota, pomyślałem, ale potwornie żmudna i... nudna!

reklama

Nauka jest nudna

Oczywiście różnych ludzi interesują różne zagadnienia. Poruszana w historii Bawarii kwestia rejencji, a także wspomniane analizy, przeniosły mnie pamięcią do programu Warto Rozmawiać, Jana Pospieszalskiego. Jeden z odcinków nosił tytuł „Strach” padł na Polskę. Dyskusja dotyczyła spraw związanych z książką Jana Tomasza Grossa, pt. Strach.

Wśród zaproszonych gości był prof. Marek Chodakiewicz, autor książki Po zagładzie. To właśnie on powiedział coś, co sprawiło, że owa nuda historyczna, nabrała nieco innego sensu. W dyskusji pojawił się problem przejmowania przez III Rzeszę mieszkań i nieruchomości żydowskich, na terenach Generalnej Guberni. W pewnym momencie Chodakiewicz określił te badania jako nudne i zasugerował później, że jego książka będzie miała charakter niszowy. Zapytany, dlaczego tak uważa, odparł: „nauka jest nudna.”

Pomyślałem przez chwilę o chamskich, złotych rogach... Skoro badania są nudne i pozwalają jedynie szacować, a książka sukcesu nie odniesie, to po co się tym zajmować? Skoro mało kogo to interesuje, a sam historyk, musi zmagać się z nudą, jaki ma to sens? Co komu daje taka praca? Rzecz jasna są to bardzo naiwne pytania. Co więcej, trącą hipokryzją. Tym bardziej, że są źle ukierunkowane i źle postawione.

Kupą, kochani naukowcy

Przecież o to samo historyk mógłby spytać radioastronoma, badającego daną gwiazdę i szukającego wokół niej planet. Odkrywanie nowych światów wydaje się z pozoru romantycznym zajęciem, gdzie podniecające obserwacje, arcyciekawym sprzętem, późną nocą, poparte odrobiną matematyki dają efekt działający na wyobraźnię. Nowe słońca, nowe planety, być może nowe życie i nowe istoty, mogące docenić zalety wschodów i zachodów swojej gwiazdy.

Tymczasem jest to żmudny proces, oparty o gąszcz danych, tasiemcowe statystyki, analizy błędów, korekty, filtry, obliczenia, zestawienia i ścisłą metodykę. Czasami, jak w przypadku Arno Penziasa i Roberta Wilsona, w 1965 roku, trzeba posprzątać gołębie odchody aby mieć pewność, że nic nie zakłóca badań. I choć okazało się to niepotrzebne, to przecież obok odkrycia śladów początku wszechświata i Nagrody Nobla (Mikrofalowe Promieniowanie Tła), pozostaje satysfakcja z posiadania czystej anteny badawczej. Tyle zachodu z powodu byle... odchodów.

reklama

A jednak historia pokazuje, że z pozoru nieistotne sprawy, prowadzą do pożądanych rozwiązań. Przykład? Media doniosły niedawno, że dzięki widocznym z kosmosu plamom utworzonym przez odchody, naukowcy z British Antarctic Survey namierzyli, na Antarktydzie, kolonie lęgowe pingwinów cesarskich (Aptenodytes forsteri). Okazało się, że po raz pierwszy w historii, można było zlokalizować wszystkie kolonie lęgowe najwyższego i najcięższego z gatunków pingwinów.

Cassini

Trudno dziś wyobrazić sobie historię bez techniki, chemii, biologii, informatyki, fizyki, geologii itp. W szczególności, gdy historia bada wspomniane dziedziny. A przecież każda z nich ma swoją historię. Nierzadko okazuję się, że historia wspomaga odkrywanie i eksplorację innych światów.

Wróćmy zatem do pytania zadanego na początku. Co ma wspólnego staroświecka, wschodnioeuropejska ceramika, izotopy wodoru i Saturn wraz z Tytanem? Odpowiedź brzmi: orbiter Cassini, a ściślej zamontowany w nim spektrometr.

Zbudował go Hans Lauche z Wydziału Aeronomii Instytutu Maxa Plancka w Katlenburgu-Landau. Przyrząd przeznaczony był do mierzenia proporcji izotopów wodoru w atmosferze Saturna i Tytana, jego księżyca. Pomiary te miały pomóc poznać wspólną ewolucję obu ciał niebieskich. Ciekawa historia wiąże się z faktem, że spektrometr wykorzystywał do pomiarów światło, wzmocnione przez przyrząd zbudowany z kompozytu szklano-ceramicznego.

Historia i miłość do książek

Zaczęliśmy w niemieckiej Bawarii, a zakończymy w niemieckiej, Dolnej Saksonii. Ceramika jest wytworem epoki kamienia. Znamy ją od blisko 30 tysięcy lat, między innymi, dzięki figurkom wypalanym w miejscowości Dolni Vestonice w Czechach. Wyroby ceramiczne są tworami nieorganicznymi. Cechuje je wytrzymałość, twardość oraz odporność na reakcje chemiczne, wysoką temperaturę. Istotna jest również niska przewodność prądu ciepła. Przy wszystkich swoich zaletach, jest materiałem kruchym i łatwo pękającym.

reklama

W przypadku spektrometru pojawił problem. Okazuje się, że współczesne wyroby tego typu, na przykład tlenki berylu czy glinu, nie rozszerzają się ani nie kurczą wraz ze zmianami temperatury. Szkło z kolei jest bardzo podatne na działanie temperatury i rozszerza się, wraz z jej wzrostem. W takim warunkach wspomniany kompozyt uległby zniszczeniu na łączeniach. Lauche nie potrafił w żaden sposób przygotować tworzyw o właściwościach zbliżonych do szkła.

Co ciekawe, w krajach Europy Wschodniej ceramika taka była w użyciu jeszcze niespełna 20 lat temu. Po zjednoczeniu Niemiec, w 1990 roku, wiele bibliotek w landach wschodnich pozbywało się starych książek, w przeświadczeniu, że nowe okażą się dużo lepsze. Odmiennego zdania był Martin Weskott, luterański kapłan w Katlenburgu, nazywany „pastorem ksiąg”. W ciągu kilkunastu lat uratował około 700 tysięcy tomów i złożył je w klasztorze.

Hans Lauche desperacko poszukujący opracowań o starej ceramice, uzmysłowił sobie, że jeżeli gdziekolwiek ma znaleźć potrzebne informacje, to z pewnością u Weskotta. Założenie okazało się słuszne. Weskott odnalazł w swoich zbiorach stosowną książkę. Wiedza w niej zawarta przyczyniła się do powstania spektrometru, który razem z orbiterem eksploruje królestwo Saturna. Całą historię niezwykle trafnie podsumował Karl Kruszelnicki w jednej ze swoich audycji. Dzięki determinacji Weskotta, wiedza z Epoki Kamienia przeniesie nas w Epokę Kosmosu.

Podzielam szacunek Weskotta do książek. Wyrażam szacunek dla historyków, którzy cierpliwie wykonują nad nimi, i nie tylko, żmudną pracę. Niejednokrotnie przekopując się przez nudne sterty dokumentów i ksiąg, są w stanie wydobyć, nieraz nieświadomie, wiedzę, która spaja ze sobą z pozoru odległe i obce rzeczy.

Dlatego też przyglądam się swojej domowej bibliotece i powoli przekonuję się do żmudnego wyszukiwania informacji. Dziś napawa mnie dumą choćby książka kucharska z 1837 roku, a przytłacza sterta książek poświęconych historii. Nie zapytam jednak: po co mi to…

Bibliografia

  1. Deborah MacKenzie, Priest Supplies Saturn Probe With Missing Ingredient, „New Scientist”, nr 2060, 1996.
  2. http://www.ananova.com/news/story/sm_3345395.html?menu=
  3. http://www.ccnmag.com/article/ocean_life_of_ages_past_boggle_modern_imagination

Zredagował: Kamil Janicki

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".

reklama
Komentarze
o autorze
Wojciech Andryszek
Specjalista IT, dziennikarz naukowy, scenarzysta. Ukończył informatykę na Uniwersytecie Łódzkim.
 Były redaktor i współpracownik portalu Histmag.org - specjalista ds. historii nauki i techniki. Członek Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych "Naukowi.pl". Jako dziennikarz (publicysta) publikował m.in. w dwutygodniku dla lekarzy specjalistów Puls Medycyny, portalu Onet.pl oraz portalach poświęconych nauce, medycynie i nowym technologiom: KopalniaWiedzy.pl, teberia.pl, techManiak.pl, GSMService.pl, Medme.pl czy OpenZone. Pociągają go nauki ścisłe, medyczne, nowe technologie, historia nauki i techniki a także przekaz niewerbalny, systemy i sztuki walki, muzyka, szkic i rysunek oraz fotografia. 
 W wolnych chwilach dużo czyta, pisze teksty do muzyki i tłumaczy z łaciny wyniki badań lekarskich. Kontakt: [email protected]

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone