XVI OZHS – udane przedsięwzięcie czy totalna klapa?
Dla jednych totalna klapa i przykład tego, jak nie należy organizować konferencji naukowych. Inni uważają, że bawili się świetnie, a każdy kolejny gospodarz zjazdu powinien wzorować się na krakusach. Opinii na temat XVI Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów jest prawie tyle, ilu jego uczestników.
Na konferencję udaliśmy się nie tylko jako studenci historii, ale także redaktorzy „Histmaga”. Chcieliśmy przedstawić relację pokazującą rzeczywisty przebieg imprezy – nie tylko wszystkie jej sukcesy, ale także niedociągnięcia i wpadki. Spodziewaliśmy się reakcji uczestników i organizatorów, ale dyskusja, która wybuchła po opublikowaniu pierwszej części relacji, przerosła nasze najśmielsze oczekiwania.
Zdaniem części komentatorów wywiązaliśmy się z naszych zobowiązań i rzetelnie przedstawiliśmy przebieg konferencji. Kilka osób pochwaliło nas za słuszną ich zdaniem krytykę, niektórzy stwierdzili, że odmalowaliśmy zjazd w aż nazbyt ciepłych barwach. Tymczasem organizatorzy i niektórzy uczestnicy uznali naszą relację za niesprawiedliwą, wręcz krytykancką.
Od zakończenia zjazdu minęły prawie dwa tygodnie i emocje z nim związane powoli opadają. Dlatego warto zapytać – czy krakowska konferencja okazała się klapą, czy wręcz przeciwnie?
Gdzie podwinęła się noga?
Goście krytykujący organizację konferencji zwrócili uwagę przede wszystkim na problemy z noclegami i gigantyczne kolejki przy rejestracji. To właśnie te dwie sprawy przez kilkanaście dni zaogniały dyskusje na temat zjazdu. Z jednej strony wypowiadali się uczestnicy, rozlokowani daleko od centrum lub nawet w 16-osobowych pokojach z jednym prysznicem na całe piętro. Z drugiej organizatorzy, którzy przypominali, że za tak niską cenę nie należy oczekiwać czterogwiazdkowego hotelu, szczególnie w jednym z najdroższych miast środkowej Europy. I trudno nie przyznać im racji. Na pewno wiele rzeczy można było zorganizować lepiej.
Przykładowo, gdyby rejestracją uczestników zajmowały się 2–3 osoby więcej, kolejki byłyby prawdopodobnie dwa razy krótsze. Można też było przełożyć rejestrację części osób na później, lub przekazać ten obowiązek przewodnikom grup z poszczególnych uczelni. Podobnie do rozwiązania problemów z noclegami (rozdzielane grupy, błędy na listach itp.) w wielu przypadkach wystarczyłaby odrobina cierpliwości i dobrej woli. W pamięć zapadły mi słowa jednego z organizatorów. Przyznał, że rozumie krytykę, bo należało za wszelką cenę uniknąć wpadek w pierwszym dniu konferencji. A tak, kilka dość poważnych potknięć rzutowało na opinie wielu osób na temat całego zjazdu.
A gdzie odniesiono sukces?
Trzon konferencji, czyli same obrady naukowe, osobiście oceniam bardzo wysoko. Moderatorzy byli dobrze przygotowani, sympatyczni i pomocni. W razie potrzeby włączali się do dyskusji, nie przerywali też brutalnie referatów po przepisowych 20 minutach. W porównaniu z kilkoma innymi konferencjami, na jakich miałem okazję gościć, odniosłem wyjątkowo dobre wrażenia. Bez zarzutu przygotowano także sprzęt i prowiant. W żadnej z sekcji, w obradach których brałem udział, nie zabrakło ani kawy, ani rzutnika. Wysoko oceniam również debaty naukowe – zyskały szczególnie na udziale znawców poszczególnych tematów, w tym przynajmniej kilkunastu doktorantów. Wielką zaletą konferencji była liczba uczestników. Przy ponad 500 gościach można było znaleźć partnera do dyskusji na niemal każdy temat, a większość prelekcji skutkowała merytoryczną wymianą zdań.
Nie ma róży bez kolców...
Oczywiście nie wszystko wyszło idealnie. Przykładowo w trzecim dniu wystąpił spory problem z miejscami w niektórych salach. Jednak w żadnym razie nie jest to zarzut wobec organizatorów. Wprawdzie brak miejsc utrudniał udział w konferencji, ale jednocześnie był dowodem na bardzo duże zainteresowanie imprezą. Pewne niedociągnięcia można było zauważyć także przy okazji obsługi gości zagranicznych i tłumaczenia ich referatów. Musimy jednak pamiętać, że była to pierwsza konferencja, w której uczestniczyło tak wielu prelegentów zza wschodniej granicy. Krakowianie przetarli szlaki i dali dobry przykład na przyszłość.
Inny problem wyniknął przy okazji publikacji, która miała być ikoną całego zjazdu. Wydając materiały jeszcze przed konferencją, organizatorzy chcieli zapewnić możliwość dyskusji nad pełnym, drukowanym tekstem, a nie jedynie krótkim abstraktem wygłaszanym w ciągu 20 minut. Założenie to nie do końca udało się zrealizować. Organizatorzy dokonali jednak rzeczy niezwykłej, wydając aż 14 obszernych tomów, podczas gdy większość konferencji wieńczy jedna książeczka, często publikowana dopiero wiele miesięcy po zakończeniu obrad. Przy redakcji tak pokaźnego dzieła nie udało się uniknąć dość licznych błędów edycyjnych, ponownie zawiniło nowatorstwo. Krakowianom należą się niewątpliwie brawa za ambicje, a także za efekt – wprawdzie niedoskonały, ale z pewnością wart uwagi i naśladowania.
Wątpliwości wzbudził poziom niektórych referatów, również tych publikowanych. Jest to jednak szerszy problem, który powinien zostać przedyskutowany przed kolejnym zjazdem. Czy referaty, przynajmniej te przeznaczone do druku, nie powinny być recenzowane przez pracowników naukowych lub posiadać innego rodzaju rekomendacje?
Nauczka dla olsztynian
Sukcesy i wpadki można by wymieniać długo i zajęłoby to prawdopodobnie kilka kolejnych stron tekstu. Szczególnie że każdy z uczestników odniósł inne wrażenie. Wydaje się, że wiele osób skrytykowało zjazd w przypływie emocji. Po kilku dniach ci sami uczestnicy stwierdzili, że była to jednak udana impreza. Do głosu dochodziły często osobiste animozje i rywalizacja pomiędzy poszczególnymi ośrodkami. Taka konkurencja jest rzecz jasna potrzebna, powinniśmy jednak umieć oceniać się wzajemnie w możliwie rzetelny sposób i bez zbędnych emocji.
Uważam XVI Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów za duży sukces. Była to największa konferencja historyczna i jedna z największych imprez studenckich w historii III RP. Wprawdzie nie udało się uniknąć różnego rodzaju błędów, ale organizatorzy wprowadzili w życie wiele nowych pomysłów i umożliwili ponad 500 osobom z kilkunastu krajów wymianę poglądów i dyskusję na wysokim poziomie. Nie zapomnieli również o zorganizowaniu świetnej imprezy po zakończeniu właściwych obrad i postarali się zaplanować możliwie ciekawe wycieczki po Krakowie i Małopolsce. Miejmy nadzieję, że olsztynianie, organizujący przyszłoroczny OZHS, będą wzorować się na dokonaniach krakowskiego koła i unikną poważniejszych błędów.
Nie wszystko się udało, jednak w imieniu swoim i redakcji szczerze gratuluję organizatorom. I zapraszam do dalszej dyskusji, tak, aby każdy kolejny zjazd był jeszcze lepszy.
Właśnie w tym celu w przyszłym tygodniu opublikujemy wywiad z Adamem Świątkiem z Koła Naukowego Historyków Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, będącego organizatorem krakowskiego zjazdu.
Zobacz też: