Wszyscy jesteśmy magistrami

opublikowano: 2007-04-25, 16:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Transformacja ustrojowa przyniosła w Polsce bum edukacyjny. Wraz z ogromnym wzrostem liczby studentów okazało się, że magistrem może zostać każdy, kto spełnia jeden z dwóch warunków: ma predyspozycje intelektualne lub pieniądze.
reklama

Dopiero od niedawna głośno mówi się o niekorzystnych skutkach, jakie przyniosła ta masowa moda na studiowanie. Liczba studentów w niedługim czasie wzrosła wielokrotnie, przy czym okazało się, że nie był to wzrost proporcjonalny, tzn. nie towarzyszył mu dostateczny wzrost liczby kadry naukowej i rozwój infrastruktury. W efekcie naukowcy dwoją się i troją na kilku etatach, co fatalnie odbija się nie tylko na ich działalności naukowej, lecz także na jakości tworzonych pod ich opieką prac magisterskich.

Lek na całe zło

Jeśli normą jest, że promotor ma pod swoją opieką kilkudziesięciu magistrantów, a na najbardziej obleganych kierunkach liczba ta dochodzi do stu, to nic dziwnego, że pojawiły się patologie. Studenci odkryli, że mogą pójść po linii najmniejszego oporu i pozostać całkowicie bezkarni. W efekcie wiele prac jest całkowicie odtwórczych, przygotowanych poprzez kompilację obszernych fragmentów cudzych utworów.

Zbigniew Oniszczuk fot.Tomasz Kiełkowski

Co więcej, żadnym problemem nie jest kupienie pracy, handel nimi stał się intratnym biznesem. Jeśli, zamiast ciężko pracować przez wiele miesięcy, można takie dzieło kupić za około 1000 złotych, to perspektywa robi się kusząca. Projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, który przygotowany został w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, ma temu zaradzić. Lekarstwem ma być przede wszystkim danie uczelniom możliwości rezygnacji z prac magisterskich i zastąpienie ich tzw. rozszerzonym egzaminem magisterskim. Obejmowałby on zakres przedmiotów składających się na wybraną przez studenta specjalizację.

Środowisko akademickie podzieliło się w swoich ocenach. Za zniesieniem prac dyplomowych wypowiedzieli się m.in. prorektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. Kazimierz Przyszczypkowski i prorektor Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Ryszard Cach. Według nich, szczególnie na kierunkach najbardziej obleganych, takich jak prawo i psychologia, byłoby to bardzo korzystne. Inni, a w tym gronie prof. Tadeusz Gadacz, Przewodniczący Komitetu Nauk Filozoficznych Polskiej Akademii Nauk, widzą w tym drastyczne obniżenie poziomu. — Jeśli nie utrzymamy elitaryzmu wykształcenia, kiedyś wszyscy zostaną profesorami. Ja natomiast zrezygnuję wówczas z tytułu i zatrudnię się w intratnym zawodzie ulicznego pisarza — żartował niedawno w swoim artykule komentującym całą sytuację.

Wydziały wybiorą same

Na szczęście nie zanosi się na konflikt, a ministerstwo zamierza pozostawić uczelniom wybór co do przyjęcia nowych rozwiązań. — [Minister nie jest od tego, by narzucać autonomicznym uczelniom jakieś rozwiązania. Niech każda rada wydziału sama zadecyduje, jaką formę egzaminu magisterskiego wybrać, jaką uzna za najbardziej odpowiednią dla poszczególnych kierunków] — mówi Ewa Kafarska, rzecznik prasowy MNiSW.

To bardzo ważna deklaracja, ponieważ pojawiały się obawy, że urzędnicy mogą się zagalopować i ogłosić całkowity kres prac magisterskich. Tymczasem wymienione wyżej patologie nie dotyczą wszystkich kierunków. — Do tej pory nawet się nie spotkałem z czymś takim jak plagiaty przy tworzeniu prac magisterskich. Pewnie to wynika ze specyfiki naszej dziedziny, gdzie zazwyczaj trzeba opracować własne wyniki pomiarowe. Zastąpienie tego egzaminem mogłoby zniszczyć tę radość z odkrywania prawdy — przestrzega Andrzej Wilczek, wiceprezes Koła Naukowego Fizyków Uniwersytetu Śląskiego.

reklama
Maciej Biskupski fot.Tomasz Kiełkowski

Obecnego systemu bronią także studenci innych kierunków ścisłych. — Zamiana pracy magisterskiej na egzamin pozbawiłaby nas wszystkiego, czego musimy się nauczyć podczas robienia badań, a to jest świetna praktyka. Te umiejętności bardzo się przydają. Kiedy starałam się o pracę, to potencjalny pracodawca pytał, co potrafię — stwierdza Katarzyna Lepsza, studentka V roku biologii na UŚ. Trzeba zaznaczyć, że podobne opinie nie biorą się z wygody i obawy przed trudnym egzaminem. Kasia, która będzie się broniła na katedrze biochemii, tak opisuje swoje przygotowanie do obrony dyplomu: pierwszym krokiem jest wykonanie badań. Siedzimy nad nimi już od siódmego semestru. Teoretycznie powinniśmy im poświęcać jeden dzień w tygodniu, w praktyce poświęcamy co najmniej trzy.

Także na kierunkach technicznych i artystycznych taka zmiana nie wzbudziłaby entuzjazmu. — Praca teoretyczna łączy się z częścią praktyczną i to dobrze funkcjonuje. Nie widzę powodu, żeby cokolwiek zmieniać. Zresztą na naszych studiach na teorię składa się głównie historia sztuki, a z niej i tak zdajemy egzamin — mówi Jarosław Szymkowiak, student IV roku grafiki warsztatowej na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach.

Zaniedbani humaniści

Najmniej kontrowersji propozycje ministerstwa wzbudzają wśród studentów kierunków humanistycznych, którzy na ogół zdają sobie sprawę z nikłej wagi ich prac. Rzadko zdarzają się tutaj dzieła, które wnosiłyby do nauki coś nowego, zdecydowanie przeważają te oparte na dotychczasowym dorobku naukowym w jakiejś dziedzinie.

Tutaj często opieka nad studentami pozostawia wiele do życzenia. — Profesorowie zazwyczaj nie poświęcają wiele uwagi swoim magistrantom i ich pracom. Z dużo większym zaangażowaniem podchodzą do tego młodsi naukowcy z tytułem doktora habilitowanego — ocenia Aleksandra Tomecka, studentka II roku zarządzania pracą socjalną (magisterskie uzupełniające) na UŚ. Zupełnym przeciwieństwem jest fizyka. — U nas promotorzy zajmują się średnio trzema studentami i dzięki temu mają dla nas czas. W każdej chwili mogę przyjść do swojego promotora i wiem, że on będzie mógł ze mną porozmawiać — mówi Renata Dombrowska, studentka V roku fizyki na UŚ.

Jednak nawet naukowcy reprezentujący kierunki humanistyczne nie są przekonani do proponowanych zmian. — Współpraca między promotorem i magistrantem przypomina relację mistrz-uczeń i szczególnie dla studiów uniwersyteckich jest to bardzo ważne. Ten tryb daje im możliwość regularnego kontaktu, skłania do dyskusji nad spostrzeżeniami studenta. Jest na to czas. Ten walor może umknąć, jeśli zrezygnujemy z prac magisterskich. W dodatku 20-minutowy egzamin nie sprawdzi dojrzałości naukowej studenta — zaznacza dr hab. Zbigniew Oniszczuk, pracownik Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UŚ. Wskazuje on przy okazji na możliwą genezę tego projektu. — To wyraz bezsilności wobec obecnych problemów i niemożności zapewnienia wszystkim uczelniom programu antyplagiatowego.

Urzędnicy planują ostatecznie przygotować projekt nowelizacji już w czerwcu. Do tego momentu jest jeszcze czas na dyskusję i zasięganie opinii u zainteresowanych stron. Swoje stanowisko zajął już Parlament Studencki. — Pomysł jest bardzo dobry, ale trzeba go jeszcze przemyśleć, by nie powstał bubel prawny. Na przykład likwidacja prac magisterskich na kierunkach technicznych wydaje mi się złym pomysłem, jeśli w ogóle możliwym do zrealizowania. Na innych kierunkach powinno to zależeć od autonomicznej decyzji rad wydziałów bądź od senatów uczelni — mówi Maciej Biskupski, członek Rady Studentów.

reklama
Komentarze
o autorze
Marcin Badora
Absolwent politologii na Uniwersytecie Śląskim.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone