„World of Tanks” okiem historyka: recenzja i ocena
Ręka do góry wszyscy, którzy już za dzieciaka zagrywali się na Pegasusie w „Battle City” – tytuł znany lepiej pod podwórkową nazwą „czołgów”. Wewnętrzna potrzeba pokierowania stalową bestią towarzyszy graczom od dawna, a „World of Tanks” od studia Wargaming jest jedną z najambitniejszych, najcieplej przyjętych, a na pewno najgłośniejszych prób zaspokojenia tej potrzeby. Próbą już nie tak nową, bowiem gra ukazała się w 2010 roku. Jednak od tego czasu przeszła długą drogę – rozrosła się, parę razy otrzymała poważny, odmładzający lifting, a nawet doczekała się rodzeństwa w postaci „World of Warships”, „World of Warplanes” oraz młodszego, mobilnego braciszka „World of Tanks Blitz”.
„World of Tanks” nie można nazwać ani symulatorem, ani zręcznościową strzelaniną. Czym więc jest? Zacznijmy od tego, że to gra MMO, w której naprzeciw siebie stają dwie drużyny, składające się zazwyczaj z piętnastu graczy. Każdy gracz prowadzi wybrany przez siebie, mniej lub bardziej historyczny pojazd pancerny, należący do kategorii czołgów lekkich, średnich lub ciężkich, niszczycieli czołgów lub artylerii samobieżnej. W ten sposób rozgrywane są krótkie, kilkunastominutowe mecze, podczas których, w zależności od trybu rozgrywki, dążymy do wyeliminowania wszystkich przeciwników, zajęcia wrogiej bazy, albo do powstrzymania oponentów przed zajęciem naszej nim upłynie wyznaczony czas. Tym prostym założeniom głębi nadają dwa ważne czynniki – to, jak te starcia w praktyce wyglądają oraz to, co dzieje się poza samymi bitwami.
„World of Tanks”: wybór czołgów
W „World of Tanks” do konfrontacji przygotowujemy się w „garażu”, czyli po prostu rozbudowanym (a nawet nieco przytłaczającym) menu, w którym możemy podejrzeć i skonfigurować nasze pojazdy pancerne oraz z którego mamy dostęp do wszystkich atrakcji oferowanej przez grę. Porozmawiajmy teraz o tym, co w „World of Tanks” najważniejsze, czyli o samych czołgach. Te, oprócz wspomnianego wcześniej podziału według typu, dzielą się również na poziomy. Poziom I to najdawniejsze konstrukcje pancerne, pamiętające czasy I wojny światowej. Każdy kolejny to w uproszczeniu projekty co raz nowsze i lepsze, przez drugowojenne, powojenne, aż do niemal współczesnych na poziomie X. Pojazdy I poziomu w drzewkach rozwoju wszystkich dostępnych w grze nacji (na moment pisania tego tekstu jest to imponująca liczba 11, w tym Polska) otrzymamy za darmo. Jednak na każdy kolejny będziemy musieli sobie „zapracować” tocząc bitwy. Dzięki temu zdobywamy doświadczenie wykorzystywane do badania oraz walutę potrzebną do kupienia interesującego nas czołgu. Pojazdy w drzewku rozwoju odblokowujemy po kolei, chronologicznie. Jeśli spodoba nam się np. majestatyczna Pantera VII poziomu, będziemy musieli najpierw zbadać wszystkich jej poprzedników, tocząc mozolnie wiele bitew.
Do wymarzonego czołgu prowadzą też drogi na skróty, niestety związane z inwestycją prawdziwych pieniędzy – pierwszą jest możliwość wykupienia konta premium, dzięki czemu za toczone bitwy otrzymamy więcej doświadczenia i funduszy, a drugą bezpośredni zakup odpowiednika interesującego nas pojazdu w postaci czołgu premium. Przykładowo, dla wspomnianej Pantery są to między innymi słynny „Pudel”, czyli egzemplarz czołgu przejęty przez Polaków podczas powstania warszawskiego, czy tzw. „Bretagne Panther” dostępny w drzewku Francuskim. Przy tej okazji warto zauważyć, że wybór czołgów jest ogromny i obejmuje nie tylko te produkowane seryjnie, ale również różnorodne prototypy, porzucone wersje rozwojowe i projekty istniejące tylko na papierze. Każda maszyna posiada też krótki opis, podsumowujący jej historię i pochodzenie. To swoiste drzewo genealogiczne pojazdów pancernych stanowi ogromną wartość edukacyjną gry, a szczegółowo wykonane, poruszające się modele czołgów (zwłaszcza te, którym nie było dane sprawdzić się w akcji) muszą cieszyć oczy i serca wszystkich fanów techniki wojskowej. Twórcy nie boją się też odwołań do popkultury, stąd mamy możliwość kupić i poprowadzić chociażby „Rudego” z „Czterech pancernych”, którego nieodłącznym członkiem załogi jest oczywiście pies Szarik.
„World of Tanks”: modyfikacje pojazdów i inne możliwości
W „World of Tanks” ogromne są również możliwości konfigurowania pojazdów – większość maszyn ma, uzasadnione historycznie w ten czy inny sposób, wymienne moduły (wieże, działa, radia itd.), które badamy i wykupujemy podobnie jak same czołgi, a które wpływają w znaczący sposób na styl gry i osiągi naszej maszyny. Sami decydujemy o tym ile i jaką amunicję zabierzemy ze sobą, czy i jakie wyposażenie dodatkowe w postaci apteczek, gaśnic, siatek maskujących itp. znajdzie się na stanie oraz jaki kamuflaż i znaki szczególne otrzyma nasza stalowa bestia. Czym byłby jednak czołg bez swojej załogi? Zarządzanie nią jest również bardzo drobiazgowe. Każdy czołgista funkcjonuje osobno i z biegiem czasu podnosi swoje kwalifikacje (co wpływa na osiągi pojazdu w grze), a nawet zdobywa indywidualne umiejętności specjalne. Możemy też zamieniać załogantów pomiędzy pojazdami. Wymaga to jednak szkolenia z obsługi nowej maszyny (za które płacimy walutą gry bądź prawdziwą gotówką), a nasz załogant zazwyczaj będzie potrzebował nieco czasu, aby ponownie dojść do dawnej wprawy. To wszystko brzmi może jak bardzo skomplikowany system, ale w praktyce szybko orientujemy się o co tu chodzi. Nic nie stoi też na przeszkodzie, żeby wybrać czołg i szybko wskoczyć do bitwy, nie przejmując się całym opisanym tu mikrozarządzaniem.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
„World of Tanks” na poziomie menu obudowuje podstawową rozgrywkę wieloma atrakcjami dodatkowymi, takimi jak kampanie, dzięki którym możemy odblokować pewne pojazdy bez potrzeby gromadzenia doświadczenia, starcia klanów zrzeszających graczy, odznaczenia za szczególne osiągnięcia w walce, czy dodatkowe zadania specjalne w rodzaju „zniszcz 3 pojazdy przeciwnika w jednej bitwie” itd., o których można by pisać naprawdę długo. Jednak wszystko to jest tylko opcjonalnym dodatkiem do nakreślonego we wstępie sedna zabawy. Przyjrzyjmy się więc dokładniej, jak wyglądają same bitwy.
„World of Tanks”: rozgrywka
Te ciężko nazwać „historycznie poprawnymi”. Pojazdy w jednej drużynie podczas meczu to zbieranina konstrukcji pochodzących z różnych okresów i krajów, dobierana przez system wyłącznie pod kątem balansu i roli w bitwie. W „World of Tanks” pojawił się co prawda na krótko tryb bitew historycznych, jednak dość szybko zniknął ze względu na problemy z balansem właśnie. Tak dochodzimy do kolejnego historycznego problemu gry – choć wiele pojazdów jest inspirowanych cechami swoich rzeczywistych odpowiedników, to ostatecznie ich możliwości zawsze są skrojone do roli, jaką twórcy przewidzieli dla nich w rozgrywce. Jeśli dodamy do tego fakt, że funkcjonuje tutaj również wiele maszyn, które nie opuściły nigdy poligonu lub nawet fazy projektu, między innymi ze względu na napotykane poważne problemy techniczne czy wady konstrukcyjne, to staje się jasne, że nie bardzo można czerpać z gry wiedzę o możliwościach prawdziwych pojazdów. Ogólne zachowanie czołgów podczas zabawy, choć dość przyjemnie oddające odczucie ciężaru maszyn, również zaprojektowane jest pod kątem rozgrywki, a nie dla zachowania historycznej poprawności. Zabawa ma przede wszystkim charakter zręcznościowy i łatwo doprowadzić tu do sytuacji, które na prawdziwym polu bitwy są ciężkie do wyobrażenia.
Poważnym błędem byłoby jednak brać „World of Tanks” za zwyczajną internetową strzelaninę z czołgami w roli głównej. Co prawda gra nie symuluje, a raczej udaje warunki prawdziwego pola walki, jednak robi to w sposób bardzo przekonujący, a co ważniejsze – wymagający dużo pomyślunku i planowania taktycznego. Nadludzki refleks nie jest tu wcale najważniejszym atutem. Kluczowe znaczenie dla sukcesu ma na przykład to, jak ustawiamy nasz pojazd, jak wykorzystujemy ukształtowanie terenu, jak przewidujemy ruchy przeciwnika oraz jak współpracujemy z pozostałymi maszynami, zwłaszcza pełniącymi inne funkcje niż nasza. Niezbędne jest również poznanie zalet, wad i najskuteczniejszej roli dla naszego własnego czołgu, jak i ciągłe ważenie naszych realnych możliwości działania w danej sytuacji podczas trwania rozgrywki. Na przykład jeśli dysponujemy małym, dobrze manewrującym i szybkim czołgiem lekkim, świetnie sprawdzi się on podczas agresywnego zwiadu i wykrywania przeciwników. Jeśli natomiast nasz czołg lekki nie ma zbyt dobrego przyspieszenia, za to trudniej wykryć jego obecność oraz posiada radio o dużym zasięgu, lepiej sprawdzić się mogą bardziej zachowawcze podejście i próby siania zamętu na tyłach wroga. Wszystko to jednak na nic, jeśli nieopatrznie wyjedziemy na mocno odsłoniętą pozycję, gdzie będziemy łatwym celem, lub za naszymi plecami nie zdążą ustawić się do strzału więksi towarzysze, zdolni sprawnie eliminować wykrywanych przez nas przeciwników, gdyż w bezpośredniej konfrontacji z wrogiem raczej nie mamy szans.
Na uznanie zasługuje również zaawansowany system naliczania trafień. Ma znaczenie czym strzelamy, z jakiego czołgu, z jakiej odległości, pod jakim kątem , w jaki element celujemy oraz jaka jest grubość pancerza celu w danym miejscu. Premiowane są więc takie zachowania, jak ustawianie się pod delikatnym kątem względem przeciwnika lub wystawianie przeciwnikowi jedynie najmocniej opancerzonej zazwyczaj wieży, aby zwiększyć szansę na rykoszet, strzelanie w gąsienice, aby unieruchomić oponenta w najgorszym możliwym dla niego momencie, flankowanie oraz próby trafienia we wrażliwe elementy w rodzaju silnika czy magazynu amunicyjnego. Dla odważnych jest tu nawet swego rodzaju „walka wręcz”. Jeśli dysponujemy czołgiem odpowiednio cięższym od maszyny wroga, możemy ją zniszczyć poprzez taranowanie – choć nie bez uszczerbku dla kondycji naszego pojazdu. Umiejętne, jednoczesne rozgrywanie wszystkich opisanych wyżej elementów jest prawdziwą sztuką, którą wytrwali mogą doprowadzać do perfekcji bez końca.
„World of Tanks”: podsumowanie
„World of Tanks” nie jest ani symulatorem prawdziwego pola walki, ani próbą odtworzenia sposobu działania historycznych czołgów w formie cyfrowej. Bez wątpienia jest to jednak produkcja stworzona przez pasjonatów broni pancernej, posiadająca potencjał edukacyjny tak w sferze odpowiednio rozumianego taktycznego doświadczenia, jak i poprzez możliwość powierzchownego obycia się z historią rozwoju czołgów. O tym drugim elemencie niech świadczy przykład piszącego ten tekst, któremu wyniesiona z rozgrywki ciekawostka pomogła zaskoczyć komisję przy jednym z pytań podczas obrony pracy magisterskiej (to będzie nasza tajemnica ;) ). Twórcy, choć mają świadomość, że gra jest grą i ma służyć przede wszystkim zabawie, wielokrotnie podkreślali swoje przywiązanie do historii, choćby organizując tematyczne imprezy plenerowe czy współpracując z muzeami techniki wojskowej.
„World of Tanks” mimo ambitnych zabiegów odmładzających nieuchronnie się starzeje, choć nadal z godnością. Oby ta wielokrotnie nagradzana gra żyła jak najdłużej, ponieważ niezaprzeczalnie ma ogromne zasługi na polu popularyzacji historii broni pancernej, od lat rozpalając wyobraźnię i pogłębiając wiedzę ogromnej liczby ludzi na całym świecie. Jeśli jeszcze nie graliście, warto dać jej szansę i dziś. Nadal jest to dobra, wciągająca zabawa, a do tego w dużej części darmowa. Uważajcie tylko, żeby nie spędzić przy niej zbyt wiele czasu, bo syndrom „jeszcze jednego meczu” jest w niej silny!