Wojny muzealne
Zobacz też: Muzeum II Wojny Światowej: polska historia na wysokim poziomie
Skąd wziął się konflikt w Muzeum II Wojny Światowej i gdzie są jego źródła? – zapytać może częściowo zdezorientowane społeczeństwo. Aby poznać dzieje sporu należy się cofnąć aż o dziesięć lat, do czasów kiedy opinię publiczną rozgrzewała dyskusja dotycząca planowanej budowy w Berlinie Centrum Przeciw Wypędzeniom, które miałoby się zająć badaniem i upowszechnianiem wiedzy na temat przesiedleń ludności niemieckiej po II wojnie światowej. Koncepcja jego utworzenia była przez Polaków – słusznie zresztą – traktowana jako próba relatywizowania przez Niemców historii najokrutniejszego konfliktu XX wieku.
Marzenie z gazety
W ramach dyskusji prof. Paweł Machcewicz opublikował w „Gazecie Wyborczej” artykuł „Muzeum zamiast zasieków”, skłaniający do nieograniczania się do protestów i oznak oburzenia, ale do budowy muzeum, które swoją narracją mogłoby opowiedzieć w sposób możliwie uniwersalny o przebiegu II wojny światowej. Machcewicz pisał:
Polski premier powinien przedstawić propozycję będącą przeciwwagą dla niemieckiego projektu upamiętnienia wypędzeń. Donald Tusk w trakcie swojej pierwszej wizyty w europejskich stolicach mógłby zaproponować stworzenie w Warszawie Muzeum Drugiej Wojny Światowej - projektu, który miałby charakter międzynarodowy. (...) W takim muzeum, którego dotąd nie ma w Europie, byłoby miejsce na pokazanie pełnego doświadczenia wojny, w tym widzianej z perspektywy narodów, które doznały totalitaryzmu nie tylko nazistowskiego, ale i radzieckiego.
Kilka miesięcy później publicystyczne marzenie polskiego historyka zaczęło nabierać realnych kształtów, ponieważ tematem zainteresował się ówczesny premier Donald Tusk. Obok szczytnej idei budowy tego typu placówki, za podjęciem tej kwestii stały czysto pragmatyczne i polityczne racje. W 2007 roku wszyscy żyli jeszcze sukcesem Muzeum Powstania Warszawskiego, który nowoczesnością przekazu i totalnością formy o kilka długości wyprzedziło to, co oferowało dotychczas rodzime muzealnictwo. Okazało się, że na wspieraniu inicjatyw muzealnych można osiągnąć sukces wyborczy, czego dobitnym przykładem był prezydent Lech Kaczyński. PiS szedł za ciosem proponując utworzenie kolejnych placówek, na czele z Muzeum Historii Polski. Ofensywa muzealnicza była sprzedawana jako najważniejszy element nowej polityki historycznej i czyniła z Prawa i Sprawiedliwości partię, która z łatwością mogła przypisywać sobie rolę kustosza pamięci. Fundacja nowej placówki muzealnej, stworzonej od podstaw, mogła ten typ narracji przerwać udowadniając, że PiS nie ma monopolu na opowiadanie o historii. Oczywiście interes polityczny splatał się tu z ideą historyków, co sprzyjało powstaniu instytucji.
Gdański kampus pamięci
Dla potrzeb wewnętrznych stworzenie MIIWŚ miało zatem służyć wytrąceniu z rąk narodowo-konserwatywnej opozycji historii jako oręża w walce. Dużo ważniejszy był jednakże kontekst międzynarodowy. Fakt utworzenia instytucji o takiej tematyce chciano wpisać w ciąg obchodów 70-lecia wybuchu II wojny, a następnie 70. rocznic kolejnych wydarzeń wojennych. Łączono to także z ideą obchodów roku 1989 konstruując koncepcję, że II wojna de facto zakończyła się wraz z rozpadem imperium sowieckiego. Muzeum II Wojny Światowej nie było zatem jedynie „platformerską” odpowiedzią na politykę historyczną, ale także projektem globalnym wykraczającym poza lokalne spory.
W pomyśle prof. Machcewicza miejscem budowy nowego Muzeum stać miała się Warszawa. W ostatecznej wersji wybrano jednak Gdańsk, jako miejsce związane zarówno z początkiem wojny jak i legendą „Solidarności”. MIIWŚ wybudowane miało być nieopodal budynku legendarnej Poczty Polskiej, oraz powstającego Europejskiego Centrum Solidarności. Tym samym – tuż obok wypełnionej turystami zabudowy dawnego portowego miasta – powstać miał swoisty kampus pamięci spinający dzieje XX-wiecznej Polski.
Niemal równocześnie w Gdańsku rozpocząć się miało funkcjonowanie Muzeum Pola Bitwy na Westerplatte. Jego utworzenie zaproponował jeszcze Kazimierz Michał Ujazdowski – obecnie były polityk PiS, a w latach 2005-2007 minister kultury i dziedzictwa narodowego. Oddział Westerplatte miał być częścią Muzeum Historii Polski. Ponieważ stało się to tuż przed upadkiem rządu Jarosława Kaczyńskiego, projekt przejęli następcy. We wrześniu 2008 roku Bogdan Zdrojewski, minister kultury w pierwszym rządzie Tuska, proklamował powstanie Muzeum Westerplatte, a dwa miesiące później zmienił jego nazwę na Muzeum II Wojny Światowej. Warto dodać, że przed 2007 rokiem istniała co prawda idea powstania Muzeum Westerplatte, ale nie przybrała formalnego charakteru. Jedynym jej realnym elementem były prace porządkujące teren półwyspu. Trudno więc mówić – tak robi to chociażby red. Piotr Semka – że istniała jakaś ekipa przygotowująca Muzeum Westerplatte w latach 2005-2007.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Akcja-reakcja
Okoliczności powstania MIIWŚ sprawiły, że niemal od początku dla PiS-u placówka była problemem. W 2013 roku, w czasie jednego z wystąpień, Jarosław Kaczyński mocno zaatakował instytucję zarzucając, że jej koncepcja nie przedstawia „polskiego punktu widzenia”, a uniwersalistyczna historia jaką zamierza przedstawiać jest sprzeczna z polskim interesem. Jak to zwykle bywa w przemowach prezesa Prawa i Sprawiedliwości, brakowało oczywiście konkretów, dużo było natomiast pustych sloganów. Nie o konkrety jednak chodziło, ale o pokazanie, że rząd Platformy nie realizuje polityki historycznej, a jeśli mówi, że realizuje, to czyni to z gruntu źle.
Kaczyński uznał zatem, że dla spójności przekazu ideologicznego Muzeum II Wojny Światowej jest na tyle dużą przeszkodą, że należy je albo zlikwidować, albo poddać daleko idącym zmianom. Demagogiczne zarzuty mieszały się z prawdziwymi. Słusznie zwracano uwagę np. że kosztem budowy MIIWŚ wstrzymano w zasadzie budowę Muzeum Historii Polski kojarzonego z grupą muzealników funkcjonującą w środowisku konserwatywnej prawicy, choć – co ważne – nikt nie zmienił jej dyrekcji, ani instytucji nie zlikwidował. Pojawiły się też argumenty histeryczne i nieprawdziwe, np. o zakopanie w podziemiach MIIWŚ w pełni sprawnego czołgu. Pojazd owszem został zakopany, a raczej ustawiony na przyszłej wystawie, przy czym nigdy nie był w pełni sprawny.
Na tle tych konfliktów powstawał budynek i wystawa główna Muzeum II Wojny Światowej, a do jej tworzenia zaproszono wielu uznanych specjalistów, których nazwiska widnieją dziś na tablicy informacyjnej znajdującej się przy wyjściu z wystawy. Sam prof. Machcewicz nie był przecież wówczas postacią anonimową. Był cenionym w środowisku historykiem, twórcą pionu edukacyjnego w Instytucie Pamięci Narodowej, autorem wielu publikacji, badaczem o dużym autorytecie i renomie. Do współpracy zaprosił osoby o podobnym CV. Wśród nich znaleźli się m.in. prof. Piotr M. Majewski, prof. Rafał Wnuk czy prof. Tomasz Chinciński. W Radzie Programowej odnaleźć można było zaś nazwiska prof. Jerzego Borejszy, Andrzeja Chwalby, Israela Guttmana, Timothy'ego Snydera, czy Normana Daviesa. Aranżacje ekspozycji stworzyła belgijska firma designerska Tempora, realizująca wcześniej szereg podobnych projektów m.in. Muzeum Europy w Brukseli. Trudno było zatem konstruować tezę, że powstawanie Muzeum II Wojny Światowej ma wyłącznie wymiar polityczny, a jego formuła odpowiada potrzebom konkretnego środowiska. Za twórcami stały przecież realne osiągnięcia.
Bitwa o wojnę
Sytuacja Muzeum II Wojny Światowej zmieniła się w grudniu 2015 roku. Niespodziewanie Ministerstwo Kultury powołało wówczas nowe muzeum – Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. Kilka miesięcy później – w marcu 2016 r. – minister kultury stwierdził jednak, że dwa muzea o podobnej tematyce w jednym mieście istnieć nie mogą i podjął decyzję o połączeniu dwóch placówek, przy czym tę starszą i będącą w zasadzie na ukończeniu chciał de facto dołączyć do dopiero co powstałej i faktycznie niefunkcjonującej. Dodatkowo decyzję o planowanym połączeniu obwieszczono w piątek wieczorem poprzez umieszczenie informacji na stronie internetowej ministerstwa, co uniemożliwiło natychmiastową reakcję. Prosta sztuczka prawna polegająca na utworzeniu nowej instytucji kultury przerwać miała obowiązujący kontrakt prof. Machcewicza i umożliwić powołanie nowej dyrekcji.
W MIIWŚ próbowano też uderzyć od strony merytorycznej, zamawiając ekspertyzy i recenzje od prof. Jana Żaryna, prof. Piotra Niwińskiego, oraz red. Piotra Semki. Panowie siłą rzeczy nie mogli jeszcze ocenić wyglądu powstającej wystawy, zatem ocenili jedynie jej katalog, stawiając wiele zarzutów nieprawdziwych i mylnych. Przy okazji zarysowali też wyraźną różnicę w postrzeganiu historii. O ile twórcy ekspozycji celowo chcieli uwypuklić na niej tragiczne losy ludności cywilnej, oraz okrucieństwo wojny, krytycy domagali się raczej podkreślenia heroizmu i wartości pozytywnych, które rzekomo ujawnia wojna. Recenzje sprawiały zatem wrażenie pisanych pod tezę niezbędną do szybkich zmian w placówce.
Dyrekcja Muzeum nie chciała kapitulować. Przez kolejny rok trwały przepychanki sądowe, których celem miało być odwlekanie ostatecznego wykonania decyzji ministra. Cel był jeden – konstrukcja i instalacja wystawy. Po co? Wystawa otwarta 23 marca 2017 roku jest w świetle prawa autorskiego skończonym i kompletnym dziełem. Jakiekolwiek zmiany wprowadzane bez zgody autorów skończyć się mogą oskarżeniem o złamanie praw autorskich i żądaniem wysokich odszkodowań, lub przywróceniem pierwotnej formy. Tym samym pomimo decyzji NSA, która poskutkowała niemal natychmiastowym wykonaniem decyzji o połączeniu i powołaniem nowego dyrektora, ewentualna zmiana wystawy – którą tak często postulowały osoby związane z obecnym obozem rządzącym – jest w tym momencie prawie niemożliwa. Inna sprawa, że nowa dyrekcja będzie miała wpływ na wystawy czasowe (powierzchnia do wystaw czasowych przekracza powierzchnię niejednego muzeum w Polsce), działalność wydawniczą, czy edukacyjną.
Nie będzie to jednak zadanie łatwe. W oczach zarówno dużej części środowiska historycznego, jak i odwiedzających Muzeum II Wojny Światowej spełniło pokładane w nim oczekiwania. Jest nowoczesną placówką edukacyjną, z przejmującą wystawą, która łączy w sobie innowacyjność z klasycznym skupieniem się na eksponacie. Tysiące ludzi, którzy odwiedzili Muzeum nad Motławą w ostatnich dniach dobitnie o tym świadczą.
Oczywiście pojawiają się też głosy krytyczne. Po obejrzeniu wystawy jedną z nich napisał prof. Jan Żaryn, który co prawda podkreślił, że jest na niej dużo elementów wartych zobaczenia, ale jednocześnie za skandal uznał brak uwypuklenia roli duchownych katolickich. Rzecz jasna takich braków pewnie można znaleźć tysiące (o ile faktycznie takowy brak występuje, bo wystawy w Muzeum II Wojny Światowej od deski do deski nie da się obejrzeć w jeden dzień). Selekcja, uogólnianie zagadnień, ograniczanie do charakterystyki – to musiało przecież nastąpić jeśli chciało się zbudować spójną narrację. W takiej sytuacji łatwo jest znaleźć kij, którym można uderzyć.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”
Książka dostępna również jako audiobook!
Nowe rozdanie
Kto został nowym dyrektorem? Jest nim dr Karol Nawrocki, pomorski działacz społeczny, historyk i były już szef Biura Edukacji Publicznej w gdańskim oddziale IPN. Jego kwalifikacje są oczywiście nieporównywalne do tych którymi dysponuje prof. Machcewicz, ma jednak dwie podstawowe zalety – doskonale zna środowisko lokalnych historyków oraz nie kryje szczególnie sympatii do obecnej władzy. II wojną światową naukowo się nie zajmuje, choć działa na rzecz pamięci o tzw. Żołnierzach Wyklętych.
Jego zainteresowania badawcze skupiały się dotychczas na działalności klubów sportowych i opozycji demokratycznej w latach 80. W ostatnich latach zajął się także badaniem przestępczości zorganizowanej w ostatniej dekadzie PRL. W 2016 roku otrzymał tytuł Osobowości Pomorza przyznawany przez „Dziennik Bałtycki”. Mieszkańcy regionu zwracają jednak uwagę, że niezwykle pomogła w tym SMS-owa formuła plebiscytu, która umożliwiała wysyłanie nieskończonej ilości głosów z jednego numeru. Oczywiście trudno też powiedzieć, aby nowy dyrektor całkowicie kwalifikacji był pozbawiony. Patrząc jednak na autorytet odchodzącej dyrekcji można się zastanowić, czy nie oznacza to jednak degradacji znaczenia tej instytucji.
Czego można się spodziewać po nowym dyrektorze? Trudno powiedzieć. Pewną wskazówką może być reforma Instytutu Pamięci Narodowej. Powody dla których dokonano zmian w IPN i w MIIWŚ są wszak podobne – udowodnienie, że poprzednia władza nie robiła niczego na rzecz historii, a tym samym ustanowienie monopolu na uprawianie polityki historycznej. W IPN zmiany kadrowe były niewielkie, dotykające głównie stanowisk kierowniczych lub ewidentnie nie pasujących do nowej koncepcji nazwisk historyków. Większych czystek nie było. Tak pewnie będzie i w przypadku Muzeum II Wojny Światowej.
Szczególnych zwolnień dyrektor nie musi zresztą planować. Instytucja cierpi na poważne niedobory kadrowe, które nie mogły być wypełnione z powodu ograniczenia budżetu placówki na 2017 rok. Jeśli budżet zostanie zwiększony – w co nie wątpię – prawdopodobnie dyrektor otoczy się nowymi pracownikami, a starszych – związanych z poprzednim dyrektorem – zmarginalizuje.
Można oczywiście się spodziewać, że przez kolejne miesiące trwać będzie „polowanie na Machcewicza”. Wytykane będą nie tylko błędy administracyjno-finansowe, ale przede wszystkim merytoryczne. Drobne uchybienia będą rozdmuchiwane do niebotycznej skali, a w różnego rodzaju decyzjach upatrywać się będzie złych intencji. Już dziś na konferencji prasowej nowy dyrektor wspomniał, że MIIWŚ pod jego kierownictwem będzie otwarte na różne wrażliwości, czytaj: poprzedni dyrektor chciał lansować wyłącznie swoją wersję historii i był zamknięty na dyskusję. Pojawią się pewnie i zarzuty absurdalne, jak chociażby te, które stały za likwidacją periodyku popularnonaukowego IPN „Pamięć.pl”, którego redaktorzy oskarżeni zostali o szerzenie genderyzmu ([sic!]).
Oczywiście w większości przypadków nie pójdą za tym konkretne działania, będzie chodziło wyłącznie o dyskredytowanie poczynań poprzedniej ekipy. Nawet na wystawie nie ma się co spodziewać większych zmian. Być może podmienione zostanie kilka eksponatów, dołożone dwa stanowiska multimedialne i już będzie można ogłosić światu wielką polonizację ekspozycji. A i nawet to nie będzie potrzebne, bo najpewniej okaże się, że wraz z nastaniem nowej dyrekcji wystawa zajaśniała zupełnie nowym blaskiem.
Przed nowym dyrektorem stoi jeszcze jedno poważne zadanie. Jeśli w istocie chce zachować dotychczasową ekipę Muzeum II Wojny Światowej, to nie da się pod dywan zamieść ich konfliktu z Mariuszem Wójtowiczem-Podhorskim, p.o. dyrektora Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku, które obecnie stanie się oddziałem nowego tworu. Pomiędzy nim, a pracownikami merytorycznymi MIIWŚ niemal od początku trwała wojna podjazdowa. Podhorski zarzucał twórcom muzeum brak profesjonalizmu (choć sam nie ma doświadczenia muzealnego), wytykał błędy merytoryczne (zazwyczaj powielając miejskie mity), czy w końcu otwarcie zarzucał polityczność całego projektu.
Muzealnicy nie byli mu dłużni sugerując pozorowanie pracy, zawłaszczanie tematu Westerplatte, niemerytoryczne podejście, czy wreszcie brak kwalifikacji zawodowych. Jak ma teraz wyglądać współpraca, zwłaszcza że – zdaniem ministra Glińskiego – połączenie służyć ma zwiększeniu potencjału? Takiego sporu nie da się chyba wyciszyć, gdyż interlokutorów dzielą zasadnicze różnice w pojmowaniu przeszłości. Albo więc poświęcony zostanie Wójtowicz-Podhorski, ale będzie on doskonałym narzędziem pozwalającym „oczyścić Muzeum II Wojny Światowej” z „nieprofesjonalnych” historyków.
Prawdziwe ofiary
Dużo poważniejsze konsekwencje czekają świat instytucji kultury, które nieco z boku patrzą na całą wojnę muzealną. Obawiam się, że przetrąci ona do końca już i tak nadwątlone kręgosłupy. Muzea w Polsce funkcjonują w systemie żebraczym. Budżety na ogół w większości zaspokajają jedynie opłacanie etatów i funkcjonowanie budynków. Organizacja możliwych do oglądania wystaw, konstruowanych choćby w minimalnym stopniu z duchem czasu, uzależniona jest od dotacji zewnętrznych i funduszy celowych. Funkcjonowanie w takim modelu byłoby możliwe gdyby istniało minimum zaufania, że pisane wnioski będą oceniane wyłącznie merytorycznie. Oceny jakie wystawiano MIIWŚ przed jego powstaniem takie zaufanie podważają.
Grozi to pogłębieniem klientelizmu, który trawi polską kulturę. Autonomia instytucji kultury stanie się fikcją, bo dyrektorzy poszczególnych placówek będą prześcigać się w homagiach oddawanych władzy, która od czasu do czasu, w zamian za konkretną usługę, sypnie sowicie groszem. Towarzyszyć będzie temu jednocześnie lęk przed utratą stanowisk, bo każdy kontrakt łatwo będzie przerwać sprytnym wybiegiem prawnym. Tak jednak nie stworzy się normalnie funkcjonującej kultury, lecz gromady koniunkturalistów błagających o przetrwanie kolejnego dnia. W wojnie o Muzeum II Wojny Światowej wygrał minister bo dopiął swego, wygrał też trochę prof. Machcewicz, bo udało się mu sfinalizować wystawę i postawić nowego dyrektora przed faktem dokonanym. Najbardziej przegrała polska kultura, a skutki tej batalii ujawnią się bardzo szybko. Tym samym potwierdzi się prawda przedstawiana na obecnej ekspozycji – na wojnie najbardziej przegrywają jej niemi świadkowie.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Paweł Czechowski