„Wojna” niemiecko-polska pod internetowym hashtagiem
Nim wytłumaczę się z tytułowej „wojny”, najpierw wypada przypomnieć, skąd w ogóle wzięło się to okropne stwierdzenie wskazujące, że Polacy mieli cokolwiek wspólnego z obozami śmierci takimi jak Auschwitz-Birkenau. Otóż zdarza się, do tego jak widać nie tak rzadko, że w świadomości niektórych ludzi dookoła globu „fabryki śmierci” mogą być dziełem rąk polskich. Wszystkich upilnować nie da rady, więc może się zdarzyć, że anonimowa osoba z drugiego końca świata napisze w Internecie coś o „polskim obozie”. Gorzej, jeśli to stwierdzenie powielają najbardziej znaczący politycy i media.
Barack Obama, emerytowany już prezydent USA, użył tego sformułowania niemal 4,5 roku temu w oficjalnej sytuacji, podczas nadawania (pośmiertnie) Medalu Wolności Janowi Karskiemu. Było to dla Polaków dosyć bolesne – oto jeden z najpotężniejszych ludzi świata zrzucił na ich barki zbrodnie, której nie były ich robotą. Od tamtego czas już kilkukrotnie wybuchały spore afery, gdy w zagranicznych (i nie tylko) mediach pojawiało się określenie „polskie obozy śmierci”.
Bezpośrednim impulsem do wzmożonego rozkręcenia akcji #GermanDeathCamps było zachowanie ZDF, czyli drugiego programu niemieckiej telewizji publicznej. Najpierw stacja ta użyła wiadomej treści, a potem przegrała proces z Karolem Tenderą, byłym więźniem Auschwitz. Wyrok nakazywał umieszczenie na portalu internetowym zdf.de oficjalnych przeprosin dla Tendery, co zostało wykonane, choć zdaniem wielu niewystarczająco, bo na podstronie serwisu i w sposób zawoalowany. To spowodowało zdecydowaną reakcję polskich Internautów, którzy zaczęli szturmować profile ZDF w mediach społecznościowych, dodając komentarze i grafiki informacyjne. Te treści pojawiały się też na różnych portalach, facebookowych i twitterowych stronach oraz profilach użytkowników prywatnych. Organizatorzy #GDC ogłosili nawet kampanię mobilną z wykorzystaniem billboardu, który ma pojawić się pod siedzibą niemieckiej „dwójki”.
Zobacz też:
- Użytkownicy Wykop.pl walczą z „polish death camps”
- „Polskie obozy śmierci”. Internauci mają dosyć fałszowania historii
- Akcja „German death camps” – co się dzieje?
Czy to wszystko ma sens? Czy internauci są w stanie przeciwstawić się „trendowi” w dużych mediach? Cóż, ciężko mi ocenić skuteczność takiej akcji, ale choćby była ona na mizernym poziomie, to warto ją prowadzić. Coraz więcej ludzi zalicza się do grona digital natives – cyfrowych tubylców, głęboko wchodzących w świat Internetu i nowych mediów. Nie można lekceważyć Facebooka, Twittera czy „starodawnego” bloga, a dotarcie choćby do jednej osoby z informacją, że obozy zagłady to dzieło Niemców, a nie Polaków, należy traktować jako mały sukces. Nie chodzi tu bowiem tylko o jakieś górnolotne, patriotyczne obowiązki i husarię na ustach (choć jeśli ktoś ma taką motywację, to proszę bardzo, nic w tym złego), ale o zwykłe konfrontowanie z prawdą historyczną i dbałość o nią. A na tym zależy chyba każdemu, u kogo „Polish Death Camps” wywołuje nieprzyjemne ukłucie pod czaszką czy w klatce piersiowej.
Ale o jakiej wojnie mowa w tytule tego felietonu? Otóż przy okazji tego internetowego ruszenia pojawiły się opinie, jakoby Niemcy prowadziły wobec nas wojnę hybrydową z wykorzystaniem środków cybernetycznych. Na teorii wojskowości się nie znam, w związku z czym moje słowa w tej kwestii znaczą zapewne tyle co nic, dla mnie jednak jest to problem wydumany. Bo „polskie obozy zagłady” to przede wszystkim dzieło ludzkiej nieuwagi i niedokładności zmieszanej ze zwykłą ignorancją (przynajmniej mam taką nadzieję). Wydaje mi się to opcją jeszcze smutniejszą.
I na koniec jeszcze mój mały, nieśmiały apel: nie dajmy się zwariować. Często widzę, że pod artykułami, a nawet pojedynczymi zdaniami w których użyto sformułowania „naziści” czy „nazistowski” rozpętuje się burza wściekłości: „jacy naziści, to jacyś kosmici z planety Nazi? To Niemcy, nie zakłamywać historii!” Dochodzimy powoli do absurdalnej sytuacji, w której w ogóle nie będzie można mówić i pisać „naziści”, bo skaże nas to na wielki gniew innych. Najzdrowiej po prostu używać z wyczuciem obu terminów. Dzięki temu wypowiedź też będzie bardziej zróżnicowana.
A ponadto, jeśli ktoś ma ochotę, niech robi swoje: kropla drąży skałę, hashtag drąży świadomość.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz