Wojna Dwóch Róż - czas podziału

opublikowano: 2014-10-06, 16:43
wszelkie prawa zastrzeżone
Wojna Dwóch Róż poróżniła Anglię bardziej, niż może się to nam wydawać. Linia podziału biegła między stronnictwami, sojuszami, rodami, sąsiadami... a czasem nawet między rodzicami i ich dziećmi. Jak w przypadku Elżbiety Woodville i Elżbiety York.
reklama
Elżbieta Woodville (domena publiczna)

Okazuje się, że nawet świadectwo własnych oczu nie przekona tych, którzy wiedzą swoje. Zaledwie kilka dni po naszym tryumfalnym przejściu przez Londyn, z Edwardem u boku, znajdują się ludzie twierdzący, że hrabia Warwick uciekł w drodze do kościoła i teraz ukrywa się w Yorku, wyczekując sposobnej chwili, aby uderzyć na tyrana mającego na sztandarze czerwonego smoka, pretendenta do tronu, uzurpatora Henryka, podającego się za króla Anglii.

Przenosimy się do pałacu w Sheen sami, bez Edwarda, który musi pozostać w Tower.

— Jakże mógłbym go zabrać z nami? — pyta mnie Henryk. — Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że gdybym wypuścił go poza mury twierdzy, ktoś natychmiast by go porwał, a potem byśmy o nim usłyszeli, kiedy by stał na czele armii?!

— Nieprawda! — zaprzeczam z uczuciem. Zaczynam podejrzewać, że mój mąż z powodu nadmiernej ostrożności pragnie więzić mego kuzyna do końca jego dni. — Przecież wiesz, że Edward nigdy by od nas nie uciekł! Nigdy nie wystawiłby przeciwko nam armii! On chce tylko znów mieszkać w pałacu, znów odrabiać zadane lekcje! Chce udawać się na przejażdżki. Chce być znowu z własną siostrą...

Henryk Tudor obdarza mnie twardym spojrzeniem swych ciemnych niczym walijski węgiel oczu.

— Ależ oczywiście, że by wystąpił przeciwko nam. Tak jak każdy. Zresztą zapewne nie miałby wielkiego wyboru.

— Edward ma dwanaście lat! — krzyczę. — To jeszcze dziecko!

— Jest wystarczająco duży, by siedzieć w siodle, podczas gdy jego armia będzie walczyć za niego.

— Edward jest moim kuzynem — mówię. — Moim bratem ciotecznym. Proszę, uwolnij go przez wzgląd na swój majestat.

— Uważasz, że powinienem go uwolnić, ponieważ jest bratankiem twego ojca? Uważasz, że twoi krewni byli równie wspaniałomyślni, kiedy dzierżyli władzę? Elżbieto, twój rodzony ojciec uwięził swego brata, a ojca Edwarda, w Tower i kazał go stracić za zdradę! Twój kuzyn Edward to syn zdrajcy i buntownika, a kolejni zdrajcy chcieliby zgromadzić przeciwko mnie armię w jego imieniu. Nie wypuszczę Edwarda z Tower, póki nie nabiorę pewności, że nic nam nie grozi, naszej całej czwórce: Królowej Matce, tobie, mnie i jedynemu prawowitemu następcy tronu, księciu Arturowi. — Wzburzony rusza do drzwi, lecz w progu jeszcze się odwraca, by mnie zgromić spojrzeniem. — Nie poruszaj więcej tego tematu — rozkazuje. — Ani się waż. Nie masz pojęcia, ile już zrobiłem z miłości do ciebie. Zapewniam cię, że o wiele więcej, niż powinienem. Znacznie więcej.

Zatrzaskuje za sobą drzwi, a mnie dolatuje szczęk metalu, gdy gwardziści pośpiesznie prezentują broń na jego widok.

— Ile dokładnie? — zwracam się z tym pytaniem do lśniącego skrzydła drewnianych drzwi. — I czy aby na pewno z miłości?

Henryk nie odwiedza mnie w moich komnatach przez cały Wielki Post. Tradycja wymaga, aby pobożny mężczyzna nie dotykał żony w tygodniach poprzedzających Wielkanoc, mimo iż żonkile złocą się na brzegu rzeki, kosy wyśpiewują miłosne trele o poranku, łabędzie zabierają się do budowania przysadzistych gniazd wprost w nurcie i wszystkie boże stworzenia dobierają się w pary, tylko nie ludzie. Henryk Tudor zachowuje post jako posłuszny syn Królowej Matki i Kościoła, a ja za towarzyszkę w komnacie sypialnej mam swoją kuzynkę Małgorzatę. Zdążyłam już przywyknąć do tego, że całymi godzinami klęczy i modli się, raz po raz szepcząc imię swego brata.

reklama

Pewnego dnia słyszę, że modli się za Edwarda do świętego Antoniego, i odwracam głowę. Święty Antoni to patron rzeczy zaginionych, płonnych nadziei i przegranych spraw — Małgorzata musi czuć, że jej brat jest bliski zniknięcia, że podzieli los książąt z Tower, niewidzialnych chłopców, że niedługo wszyscy trzej będą dla nas straceni na zawsze.

Nikt w pałacu nie spożywa mięsa, nie tańczy ani nie urządza przedstawień. Królowa Matka chodzi wiecznie w czerni, jakby męka Chrystusa niosła dla niej specjalne znaczenie, jakby tylko ona pojmowała w pełni Jego cierpienie. Obydwoje, Henryk i ona, modlą się w zaciszu prywatnych komnat wieczorami, jak gdyby zostali powołani do znoszenia oziębłości Anglików w stosunku do Tudorów na podobieństwo Jezusa, który doświadczył samotności na pustyni i odwrócenia się od Niego uczniów. Matka i syn są niczym męczennicy, których niedoli nikt nie jest stanie zrozumieć.

Otacza ich ciasny krąg najbliższych współpracowników. John Morton — jedyny doradca, któremu ufa lady Stanley, jej przyjaciel i spowiednik. Jasper Tudor — wuj Henryka i jego wychowawca na wygnaniu. Hrabia Oksfordu, John de Vere — jego najwierniejszy kompan. I wreszcie dwaj nierozłączni Stanleyowie, bracia Tomasz i Wilhelm. Nieliczna to grupa, wyalienowana na tak wielkim dworze, przez co można odnieść wrażenie, że wszyscy jej członkowie obawiają się świata zewnętrznego i pędzą żywot w okowach własnego pałacu.

Powyższy tekst pochodzi z:

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9
Elżbieta z Yorku (domena publiczna)

W istocie zaczynam podejrzewać, że żyją jakby w innym świecie niż reszta z nas. Pewnego dnia, gdy Królowa Matka i ja spacerujemy nad olśniewającą blaskiem rzeką, w grzejącym słońcu, pośród jasnego kwiecia i słodkiej delikatnej woni nektaru unoszącej się w powietrzu, słyszę nagle, że Anglia jest pogrążoną w mroku pustelnią grzechu. Idąca za nami w niedużej odległości Elżbieta Woodville, stąpająca lekko w wiosennej trawie i zrywająca naręcza żonkili, wybucha na to cichym śmiechem.

Zwalniam kroku, pozwalając, by lady Stanley otoczyły dworki, po czym zrównuję się z panią matką.

— Musimy porozmawiać — rzucam. — Podziel się ze mną swoją wiedzą.

Jej uśmiech jest pełen spokoju i uroku jak zwykle.

— To by zabrało całe życie — droczy się ze mną. — Znajomość czterech języków, pojęcie o muzyce i sztuce, zainteresowanie techniką druku, umiejętność wyrażania myśli w piśmie zarówno po angielsku, jak i po łacinie. Ale cieszy mnie, że nareszcie zaczęła ci imponować moja wiedza.

— Królowa Matka jest chora ze strachu — mówię cierpliwie. — Wiośniana Anglia to w jej oczach pogrążona w mroku pustelnia. Henrykowi w najlepszym razie brakuje polotu. Żadne z nich nie ufa nikomu spoza wąskiego kręgu zauszników, a za murami pałacu co dzień podnoszą się nowe plotki. Zbliża się, prawda? Nowa rebelia? A ty o wszystkim wiesz, znasz plany i przywódców. — Urywam i zniżam głos do szeptu. — Jest już w drodze, zgadza się?

reklama

Pani matka przez moment nic nie mówi, idzie dalej w zupełnym milczeniu, urocza jak zawsze. W końcu przystaje i odwraca się do mnie, ujmuje jeden kwiat i zdobi nim moje nakrycie głowy.

— Sądzisz, że nic ci nie mówię, odkąd wyszłaś za mąż, ze zwykłego zapominalstwa? — pyta cicho.

— Skądże.

— Może więc dlatego, że moim zdaniem te sprawy cię nie interesują?

Potrząsam głową.

— Elżbieto, w dniu swego ślubu obiecałaś kochać, szanować i słuchać we wszystkim swego męża króla. W dzień swojej koronacji będziesz musiała przyrzec przed Bogiem, słowami najuroczystszej i najbardziej wiążącej przysięgi, że pozostaniesz jego wierną poddaną, pierwszą z wielu. Przyjmiesz na głowę koronę, a na pierś krzyżmo. Nie możesz popełnić krzywoprzysięstwa. Nie możesz wiedzieć niczego, co musiałabyś przed nim zataić. Nie wolno ci mieć tajemnic przed Henrykiem...

— Ale on i tak mi nie ufa! — wybucham. — Chociaż ty odmawiasz mi informacji, podejrzewa mnie o znajomość szczegółów całego spisku! Bez przerwy mnie pyta, co wiem, i przypomina mi co rusz, jaki to jest dla nas wspaniałomyślny. Królowa Matka jest przekonana, że go zdradzam, myślę nawet, iż Henryk też zaczyna w to wierzyć.

— Być może w końcu ci zaufa — mówi Elżbieta Woodville. — Po latach. Być może kiedyś szczerze się pokochacie, o ile będzie wam dane żyć wystarczająco długo. Dlatego jeśli nic ci teraz nie powiem, nigdy nie przyjdzie taka chwila, w której będziesz musiała go okłamać. Bądź w której co gorsza będziesz musiała opowiedzieć się po jednej ze stron. Nie chciałabym, abyś kiedykolwiek musiała wybierać między rodziną swego ojca i rodziną swego męża. Nie chciałabym, aby przyszło ci decydować, czyje prawo do tronu jest silniejsze: twego syna czy innego chłopca...

Przeraża mnie sama myśl o wyborze pomiędzy Tudorami i Yorkami.

— Bez tej wiedzy jestem jak liść na wodzie, porywany nurtem. Nie mogę podejmować decyzji, nie mogę działać.

Elżbieta Woodville uśmiecha się lekko.

— O, właśnie. Pozwól się porwać nurtowi. Zobacz, co powie rzeka.

Odwracamy się w ciszy i kierujemy wzdłuż brzegu do pałacu — wspaniałej budowli z wieloma wieżami górującymi nad zakolem Tamizy. Gdy jesteśmy już blisko, widzę, że do bocznych drzwi prowadzących bezpośrednio do apartamentów Henryka podjeżdża tuzin konnych. Mężczyźni zsiadają z wierzchowców, po czym jeden zdejmuje nakrycie głowy i wchodzi do środka.

Pani matka na czele dworek mija zbrojnych, z wdziękiem odpowiadając na ich salut.

— Wyglądacie na zmęczonych — zauważa. — Pokonaliście daleką drogę?

reklama

— Aż z Flandrii, wasza miłość. Bez jednego przestanku na sen — chwali się któryś. — Pędziliśmy, jakby gonił nas sam diabeł.

— Ach tak?

— Tylko że diabeł — wyznaje ściszonym głosem mężczyzna — tak naprawdę wcale nie jest za nami, a przed nami, nawet przed najjaśniejszym panem: hasa w polu i zbiera swoją armię, podczas gdy my możemy tylko patrzeć w zdumieniu.

— Dosyć — przerywa mu kompan i kłania się mnie i mojej matce. — Wybaczcie mu, miłościwa pani. Tak długo nie mógł złapać tchu, że teraz chce się wygadać.

Elżbieta Woodville uśmiecha się czarująco do gwardzisty i jego dowódcy.

— Och, nic takiego się nie stało — zapewnia.

W ciągu godziny król zwołuje spotkanie panów rady. Schodzą się wszyscy, którym ufa w godzinie próby. Jest Jasper Tudor z pochyloną rudą głową i z ryżo-siwymi brwiami ściągniętymi w wyrazie zmartwienia na zagrożenie czyhające na jego bratanka, na jego krew. Hrabia Oksfordu bierze Henryka pod ramię i deliberuje nad tym, czy werbować ludzi i jeśli tak — z których hrabstw, a które pozostawić w spokoju. John de la Pole zjawia się w komnacie, depcząc po piętach swemu lojalnemu do szpiku ojcu, a za nimi wsypują się pozostali członkowie rodziny i przyjaciele: Stanleyowie, Courtenayowie, John Morton — arcybiskup Canterbury, Reginald Bray — marszałek dworu... wszyscy ci ludzie, którzy osadzili Henryka Tudora na tronie, a teraz mają problemy z utrzymaniem go na nim.

Powyższy tekst pochodzi z:

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9

Ja udaję się do komnaty dziecięcej. Na miejscu zastaję lady Stanley — siedzi na wysokim krześle w rogu i przygląda się, jak piastunka zmienia niemowlęciu pieluszkę i z powrotem mota je w powijaki. Jej obecność tutaj należy do rzadkości, wszakże po zaciętej minie i paciorkach różańca w dłoni domyślam się, że szukała spokojnego miejsca, by pomodlić się o bezpieczeństwo syna.

— Złe wieści? — pytam cicho.

Rzuca mi nieprzychylne spojrzenie, jakby wszystko było moją winą.

— Powiadają, że księżna Burgundii, twoja ciotka, wynalazła dowódcę gotowego za pieniądze spełniać jej rozkazy — oznajmia. — Powiadają, że ów dowódca jest niepokonany.

— Dowódca?

— Na czele armii.

— Dotrą aż tutaj? — szepczę, wyglądając za okno na rzekę i leżące za nią sielskie pola.

— Nie — odpowiada zdecydowanie Królowa Matka. — Jasper na to nie pozwoli, Henryk na to nie powoli, sam Pan Bóg na to nie pozwoli.

Henryk VII Tudor (domena publiczna)

Po drodze do matczynych komnat mijam apartamenty króla, jednakże drzwi do jego komnaty gościnnej nadal są zamknięte. Henryk zwołał do siebie wszystkich liczących się wielmożów, którzy właśnie starają się ocenić, na ile poważna jest sytuacja i jakie dokładnie niebezpieczeństwo zagraża dynastii Tudorów; czego się należy bać i co trzeba zrobić.

Przyśpieszam kroku, bezwiednie unosząc dłoń do ust. Obawiam się tego, co nam może grozić, ale też reakcji Henryka, który jest zdolny odpowiedzieć na napaść z niewspółmierną siłą, powodując więcej szkód niż sama inwazja.

Apartamenty pani matki także są szczelnie zamknięte, przed drzwiami nie ma nawet sługi, który wpuściłby mnie do środka. Panuje cisza, złowroga cisza. Własnoręcznie popycham ciężkie skrzydło i obrzucam spojrzeniem puste pomieszczenie przypominające scenę przed pojawieniem się aktorów. Nie ma ani jednej dworki, ani jednego grajka, samotna lutnia stoi oparta o ścianę. Rzeczy znajdują się na swoim miejscu: meble, tapiserie, księga na stole, robótka w szkatułce, wszakże Elżbiety Woodville ani widu, ani słychu. Jakby się rozpłynęła.

reklama

Nie potrafię w to uwierzyć.

— Mamo? — pytam głosem dziecka. — Mamusiu?

Wchodzę głębiej, nie przestając się rozglądać wokół.

Otwieram drzwi prowadzące do komnaty prywatnej, która również okazuje się pusta. Na jednym z krzeseł leży porzucona robótka, na parapecie tasiemka... Czując bezradność, sięgam po skrawek materiału, jakby mogła to być jakaś wskazówka. Okręcam sobie tasiemkę wokół palców. Cisza mnie przytłacza. Przeciąg od drzwi porusza skrajem tapiserii, lecz jest to jedyny ruch w całej komnacie. Zza okna dobiega gruchanie synogarlicy. Odzywam się ponownie:

— Mamo? Pani matko?

Pukam do drzwi komnaty sypialnej i otwieram je na oścież, choć nie spodziewam się nikogo za nimi zastać. Z łoża zniknęła wszelka pościel. Słupki baldachimu straszą nagością, odarte z zasłon. Gdziekolwiek się udała, zabrała ze sobą najintymniejsze rzeczy. Gdy otwieram skrzynię stojącą w nogach łóżka, przekonuję się, że jej stroje również zniknęły. Obracam się na pięcie, by spojrzeć na stolik, przy którym służki czeszą jej włosy, i widzę, że zniknęło też lustro z polerowanego srebra, grzebienie z kości słoniowej, złote szpilki do włosów i fiolka z rżniętego szkła zawierająca zwykle olejek liliowy.

Apartamenty Elżbiety Woodville zieją pustką. Zupełnie jak za sprawą czarów moja matka zniknęła w ciągu jednego poranka. Mrugnęłam okiem i już jej nie było.

Wypadam na korytarz i biegnę do apartamentów Królowej Matki, gdzie lady Stanley spędza dnie w towarzystwie swoich dworek, podejmując decyzje dotyczące swoich majątków i umacniając swoją władzę, podczas gdy jej damy dworu szyją koszule dla biednych i słuchają przypowieści biblijnych. W komnatach lady Stanley wiecznie panuje ruch, teraz także widzę ruch i słyszę wesołe głosy, zbliżając się do drzwi, które — zapowiedziana głośno — mijam, by znaleźć się oko w oko z lady Małgorzatą zasiadającą pod baldachimem ze złotogłowiu, w otoczeniu dworek własnych i mojej matki, zlanych w jedną obszerną świtę. Damy dworu Elżbiety Woodville patrzą na mnie szeroko otwartymi oczyma, jakby chciały wyjawić mi tajemnicę, wszakże ten, kto uprowadził moją matkę, postarał się o to, aby zachowały milczenie.

— Milady — odzywam się, dygając tak, jak wymaga tego jej pozycja: matki króla i mojej świekry.

Lady Stanley podnosi się z krzesła i odwzajemnia płytki ukłon, po czym całujemy się wzajemnie w chłodne policzki. Jej wargi ledwie mnie muskają, podczas gdy wstrzymuję powietrze, nie chcąc odetchnąć dymnym zapachem kadzidła, który zawsze snuje się w załomkach jej kornetu. W końcu odstępujemy o krok, aby obrzucić się spojrzeniem.

reklama

— Gdzie moja matka? — pytam głucho.

Robi poważną minę, jakby było za wcześnie na taniec z radości.

— Może jednak powinnaś o tym porozmawiać z najjaśniejszym panem.

— Henryk naradza się w swojej komnacie. Nie chcę mu przeszkadzać. Ale mogę to zrobić, skoro nalegasz. Chyba że sama mi powiesz, co stało się z moją matką. A może nic nie wiesz? I tylko udajesz, że posiadasz jakąś wiedzę?

Powyższy tekst pochodzi z:

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9
"Książęta w Tower" (mal. John Everett Millais, domena publiczna)

— Oczywiście, że wiem! — odpowiada z oburzeniem.

Rozgląda się po wpatrzonych w nas chciwie dworkach, po czym gestem pokazuje, że przejdziemy do jej komnaty prywatnej, gdzie będziemy mogły porozmawiać na osobności. Ruszam za nią. Mijając panny dworskie mojej matki, spostrzegam, że nie wszystkie są obecne — brakuje na przykład mej przyrodniej siostry Grace, nieślubnej córki mego ojca króla Edwarda. Mam nadzieję, że zniknęły razem.

Lady Stanley sama zamyka drzwi, po czym wskazuje mi krzesło. Jak zawsze świadome dworskiego protokołu siadamy praktycznie równocześnie.

— Gdzie jest moja matka? — powtarzam.

— To ona stała za rebelią — odpowiada cicho lady Stanley. — Posyłała pieniądze i sługi do Francisa Lovella, przyjmowała wiadomości od niego. Wiedziała o jego poczynaniach, doradzała mu i wspierała go. Informowała, które rody udzielą mu schronienia, dadzą ludzi i wyposażą w broń. Podczas gdy ja planowałam objazd królestwa, ona spiskowała przeciwko mojemu synowi, zamierzając zwabić go w zasadzkę po drodze. Elżbieta Woodville jest wrogiem twego męża i twego dziecka. Bardzo ci współczuję, Elżbieto.

Jeżę się, mimo że od dłuższej chwili nie dociera do mnie sens jej słów.

— Niepotrzebne mi twoje współczucie!

— Właśnie że potrzebne — upiera się. — Albowiem twoja rodzona matka spiskuje przeciwko tobie i twojemu mężowi. Planuje twój upadek, a może nawet twoją śmierć. Najpierw udzielała pomocy Lovellowi, a teraz zaczęła pisać w sekrecie do swej zełwy we Flandrii, namawiając ją do inwazji.

— Nie. Nieprawda. Moja matka nigdy by tego nie zrobiła.

— Mamy dowody — mówi spokojnie lady Stanley. — Sprawa jest przesądzona. Bardzo mi z tego powodu przykro. Ta hańba położy się cieniem na tobie i twoich bliskich. Co za wstyd dla całej rodziny...

— Gdzie ona jest? — dopytuję. Drżę z obawy, że zabrano ją do Tower, że umieszczono ją tam, gdzie kiedyś przetrzymywano jej synów, i że ona również już nigdy stamtąd nie wyjdzie.

— Odsunęła się od świata — oznajmia uroczyście lady Stanley.

— Proszę?

— Zrozumiała swój błąd, wyznała swoje grzechy i przeniosła się do opactwa w Bermondsey. Wybrała życie zakonne. Kiedy mój syn przedstawił jej dowody winy, przyznała, że zgrzeszyła przeciw niemu, i zrozumiała, że musi odejść.

— Chcę się z nią widzieć.

— Naturalnie, możesz się z nią zobaczyć. — Lady Stanley ścisza głos. — Naturalnie. — Dostrzegam błysk nadziei w jej skrytych za welonem rzęs oczach. — Możesz nawet zostać z nią na stałe.

reklama

— Nie wybieram się do opactwa w Bermondsey. Ale spotkam się z matką i rozmówię z Henrykiem, ażeby pozwolił jej wrócić na dwór królewski.

— Elżbieta Woodville nie może dysponować bogactwem ani wpływami — oświadcza lady Stanley. — Wykorzystałaby je przeciwko twemu mężowi i twemu synowi. Pojmuję, że darzysz ją miłością, lecz zrozum... ona stała się twoim wrogiem. Przestała być matką dla ciebie i dla twoich sióstr. Przekazywała fundusze ludziom mającym nadzieję na zdetronizowanie Tudora, doradzała im, wysyłała im wiadomości. Spiskowała wraz z księżną wdową Małgorzatą, która zaczęła nawet gromadzić armię. Mieszkała pod naszym dachem, bawiła się z twoim dzieckiem, z naszym bezcennym księciem, widywała cię codziennie, a mimo to dążyła do zniszczenia ciebie... nas...

Powstaję z krzesła i podchodzę do okna. W dole pierwsze jaskółki ślizgają się nad powierzchnią wody, robiąc nagłe zwroty i uniki, pokazując jasnokremowe brzuszki, jakby bawiło je dziobanie własnego odbicia, jakby sprawiały im przyjemność figle nad słodkim nurtem Tamizy. Odwracam się.

— Milady, moja matka jest człowiekiem honoru. I nigdy nie uczyniłaby nic, co by mnie skrzywdziło.

Lady Stanley wolno kręci głową.

— Nalegała na twój ślub z moim synem — rzecze. — Domagała się go w zamian za swoją lojalność. Była przy narodzinach następcy tronu. Została wyróżniona na jego chrzcinach jako matka chrzestna. Traktowaliśmy ją z czcią, przyjęliśmy pod swój dach, wypłacaliśmy rentę. Tymczasem ona zaczęła spiskować przeciwko własnemu wnukowi, by osadzić na tronie kogoś innego. To nie jest zachowanie godne człowieka honoru, Elżbieto. Nie możesz zaprzeczyć, że twoja matka jest dwulicowa i gra na dwa fronty.

Zakrywam twarz rękoma, aby nie patrzeć na nią dłużej. Gdyby w jej oczach malował się tryumf, zwyczajnie bym ją znienawidziła, wszelako ona zdaje się przerażona, jak gdyby czuła — podobnie jak ja — że wszystko, o co walczyliśmy, nagle stanęło pod wielkim znakiem zapytania.

— Nie zawsze byłyśmy jednomyślne, Elżbieta Woodville i ja — kontynuuje tonem wyjaśnienia. — Wszakże nie przyglądałam się jej odejściu z radością. To klęska zarówno jej, jak i nasza. Miałam nadzieję, że staniemy się jedną wielką rodziną, jedną rodziną panującą trzymającą się razem. Tymczasem ona zawsze tylko udawała. Była wobec nas fałszywa.

Nie mam nic na jej obronę. Zwieszam głowę i zaciskając zęby, mimowolnie wydaję z siebie jęk.

— Nie potrafi zaznać spokoju — kwituje lady Stanley. — Bez końca chce prowadzić wojnę, którą wy, Yorkowie, przegraliście. Nie pogodziła się z nami, a teraz na dodatek wypowiedziała wojnę tobie, własnej córce.

Z cichym płaczem opadam na siedzisko w ambrazurze okiennej, zakrywając twarz obiema dłońmi. Królowa Matka w milczeniu przecina komnatę i ciężko siada obok mnie.

reklama

Powyższy tekst pochodzi z:

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9
Małgorzata Beaufort, lady Stanley (domena publiczna)

— To wszystko dla jej syna, prawda? — dopytuje ostrożnie. — Tylko jego dobro przedłożyłaby nad twoje. Tylko takiego pretendenta wolałaby ujrzeć w koronie zamiast własnego wnuka. Nie wątpię, że kocha księcia Artura jak my wszyscy. Dlatego myślę, że byłaby zdolna pozbawić go praw do tronu wyłącznie na rzecz rodzonego syna. Musi być przekonana, że jeden z jej chłopców, Ryszard albo Edward, nadal żyje. Musi mieć podstawy, by wierzyć, że jeden albo drugi może wciąż objąć panowanie.

— Nie wiem! Nie wiem!... — wykrzykuję z płaczem. Gardło mam tak ściśnięte, że ledwie jestem w stanie mówić. Wśród szlochu z trudem słyszę jej dalsze słowa.

— No więc?! — podnosi nieoczekiwanie głos, wpadając we wściekłość. — O kogo chodzi? O kogo innego może chodzić? Kogo mogłaby przedłożyć nad własnego wnuka? Kogóż mogłaby widzieć w roli przyszłego króla, jeśli nie prawowitego następcę tronu? Księcia Artura, który przyszedł na świat w Winchesterze, Artura z Camelotu? Kogóż woli od niego?!

Oszołomiona potrząsam głową. Czuję, jak gorące łzy moczą mi lodowate dłonie. Twarz mam całą wilgotną.

Lady Stanley pochyla się ku mnie z szeptem:

— Nie, nie uczyniłaby tego dla nikogo innego. To jasne, że chodzi o jednego z jej chłopców. Powiedz, Elżbieto. Powiedz mi wszystko, co wiesz, abyśmy mogły zapewnić twemu synowi Arturowi koronę Anglii. Czy twoja matka ukryła gdzieś jednego z książąt? Czy chłopiec przebywa u swej ciotki we Flandrii?

— Nie wiem — odpowiadam bezradnie. — Ona mi nigdy nic nie mówi. Ile razy mam powtarzać, że nie wiem?! Pani matka postarała się o to, abym nie mogła wam nic powiedzieć. Chciała mnie uchronić przed podobnym przesłuchaniem. I uchroniła, dlatego nic nie wiem i nic nie powiem.

Henryk zjawia się w moich komnatach wieczorem w otoczeniu swojej świty, z wymuszonym uśmiechem na twarzy odgrywając rolę króla i usiłując ukryć przed nami obawę, że przyjdzie mu stracić wszystko, co osiągnął.

— Porozmawiamy później — odzywa się do mnie niemiłym szeptem. — Gdy przyjdę do ciebie po wieczerzy.

— Najjaśniejszy panie... — zaczynam.

— Nie teraz — przerywa mi stanowczo. — Trzeba nam udawać zgodę, trzeba nam udawać jedność...

— Nie możesz trzymać w odosobnieniu mojej matki wbrew jej woli — oświadczam wyraźnie. Przed oczyma mam obraz Edwarda Warwicka za murami Tower, Elżbiety Woodville w opactwie w Bermondsey. — Nie pozwolę, by więziono moich krewnych. Bez względu na to, jakie żywisz co do nich podejrzenia... Nie będę tego tolerować.

— Po wieczerzy — powtarza. — Wyjaśnię ci wszystko później.

Moja kuzynka Małgorzata rzuca mi szybkie wstrząśnięte spojrzenie, po czym zajmuje miejsce za mną, unosi tren i poprawia go, podczas gdy mąż podaje mi ramię i ruszamy razem do wielkiej sali na oczach całego dworu, tak jak wypada. Uśmiecham się na prawo i lewo, nie mogąc przestać myśleć o tym, co moja matka włoży dziś do ust, podczas gdy w pałacu, który kiedyś należał do niej, będzie się odbywała huczna uczta.

reklama

Henryk przychodzi do mnie, tak jak obiecał, zaraz po wieczornej modlitwie w kaplicy, przebrany już do snu. Jego kompani, którzy odprowadzają go pod same drzwi, prędko się wycofują, by zostawić nas samych, natomiast moja kuzynka Małgorzata zwleka z odejściem, chcąc się upewnić, czy czegoś nie potrzebujemy, ale wkrótce również wychodzi, spoglądając na mnie oczyma rozszerzonymi strachem, jakbym i ja miała do rana zniknąć.

Henryk przechodzi od razu do rzeczy.

— Nie jest moim zamiarem więzienie twojej matki. Nie wytoczę jej procesu, jeśli da się tego uniknąć.

— Ale czym konkretnie zawiniła? — dopytuję. Nie mogę dłużej udawać, że jest całkiem niewinna.

— Pytasz poważnie? Czy raczej starasz się stwierdzić, ile właściwie wiem?

Wydaję cichy okrzyk, po czym odwracam się od niego.

— Usiądź, no dalej, usiądźże — podchodzi, bierze mnie za rękę i prowadzi do kominka, gdzie kiedyś siadywaliśmy razem, spędzając miłe chwile.

Usadza mnie na krześle i klepie po zaczerwienionym policzku. Przez chwilę czuję chęć, by rzucić mu się w ramiona, wypłakać na jego piersi i powiedzieć, że niczego nie wiem na pewno, ale że żywię liczne obawy, zupełnie jak on. Że jestem rozdarta pomiędzy miłością do mej matki i mych zaginionych braci i do mego syna. Że nikt nie może ode mnie żądać wskazania następnego króla Anglii oraz co najdziwniejsze, że za możliwość ponownego ujrzenia mego braciszka i upewnienia się co do jego dobrostanu oddałabym wszystko. Wszystko — z wyjątkiem korony Anglii, Henrykowego tronu.

Powyższy tekst pochodzi z:

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9
Henryk VII (pośrodku) wraz ze swymi doradcami, sir Ryszardem Empsonem i sir Edmundem Dudley'em (domena publiczna)

— Nie wiem wszystkiego — odzywa się w końcu pierwszy, usiadłszy naprzeciwko mnie i wsparłszy brodę o pięść, zapatrzony w płomienie. — To właśnie jest najgorsze, że nie wiem wszystkiego. W każdym razie Elżbieta Woodville wysyłała listy do Flandrii, do twej ciotki Małgorzaty, która zaczęła gromadzić wrogą armię. Twoja matka kontaktowała się ze wszystkimi yorkistami, tymi, którzy jej służyli, gdy była królową, i nie zapomnieli twego ojca i wuja. Wzywała ich do gotowości na wypadek inwazji armii Małgorzaty. Słała listy do osób pozostających na wygnaniu, w ukryciu. Spiskowała pospołu ze swą zełwą, matką Johna de la Pole. Złożyła nawet wizytę twojej babce Cecylii Neville. Przez cały czas trwania małżeństwa darły koty, lecz teraz zjednoczyły się w obliczu wspólnego wroga, czyli mnie. Wiem, że wymieniała korespondencję z Francisem Lovellem. Widziałem te listy na własne oczy. To ona stała za wznieconą przezeń rebelią, nie mam już co do tego żadnych wątpliwości. Orientuję się nawet, jakie sumy przekazała na wyposażenie jego ludzi. Z pieniędzy, które otrzymywała ode mnie, z wdowiej renty, którą jej przydzieliłem w przypływie dobroci. Tyle wiem na pewno, na wszystko mam dowody. Jestem w posiadaniu listów pisanych jej ręką. Współudział Elżbiety Woodville nie ulega kwestii.

reklama

Wypuszcza ciężko powietrze, po czym upija łyk trunku. Ja wpatruję się w niego coraz bardziej przerażona. Dowody, o których mówi, wystarczą, by pani matka nie wyszła na wolność do końca swoich dni. Gdyby nie była niewiastą, już dałaby głowę oskarżona o zdradę stanu.

— Ale to jeszcze nie wszystko — dodaje posępnie mój mąż. — Z pewnością jest tego więcej. Z tym że nie mam dobrego rozeznania w innych jej sprawkach. Nie znam wszystkich jej sojuszników, nie doniesiono mi o części jej planów. Chwilami wolę o tym nawet nie myśleć...

— Henryku, czego ty się właściwie obawiasz? — pytam go szeptem. — Co twoim zdaniem robiła moja matka? Czemu masz taką minę?...

Sprawia wrażenie osoby zaszczutej niemal na śmierć.

— Sam już nie wiem, czego najbardziej się obawiać — odpowiada. — Twoja ciotka księżna wdowa gromadzi armię, wielką armię, przeciwko mnie...

— Doprawdy?

Potakuje skinieniem.

— A twoja matka podburzała Anglików tu, na miejscu. Dziś rozmówiłem się z moimi doradcami. Zapewniają mnie, że wielmożowie są po mojej stronie, a w każdym razie wiąże ich złożona mi przysięga wierności. Kto jednak mi pozostanie, jeśli armia twojej ciotki przybije do brzegów, a na jej czele będzie stał... — urywa nagle.

— Kto? Kto taki? Kto twoim zdaniem może poprowadzić tę armię przeciwko tobie?

Odwraca ode mnie wzrok.

— Chyba to wiesz.

Wstaję, by ująć go za rękę. Na piersi czuję ogromny ciężar.

— Przysięgam, że nie wiem.

Ściska mą dłoń i spogląda mi w oczy, jakby pragnął przeniknąć moje myśli, jakby chciał za wszelką cenę nabrać pewności, że może mi ufać — że może zawierzyć swojej żonie i matce swego dziecka.

— Uważasz, że John de la Pole mógłby zmienić barwy i stanąć na czele wrogiej armii? — pytam, wymieniając miano mego kuzyna, dziedzica wyznaczonego przez króla Ryszarda. — Czy to jego się obawiasz?

— Czyżbyś słyszała o czymś, co go obciąża?

Potrząsam głową.

— Nie, niczego nie słyszałam. Masz moje słowo.

— Obawiam się kogoś znacznie groźniejszego niż on — rzuca Henryk.

Stoję przed nim, milcząc i zastanawiając się, czy poda miano przeciwnika, którego tak się obawia, figuranta, który jest bardziej niebezpieczny niż York po kądzieli.

— Kogo? — szepczę.

Z czasem pojmuję, że to duch zakradł się do moich komnat, duch, o którym wszyscy rozprawiają, lecz którego miana nikt nie waży się przywołać. Przesądny Henryk także się na to nie zdobywa.

— Jestem przygotowany na jego nadejście — mówi krótko. — Tego, kto powiedzie armię księżnej wdowy. Możesz wszystkich o tym zawiadomić.

— Ale o kim mówisz? — pytam, rzucając mu wyzwanie.

Wszelako Henryk Tudor w odpowiedzi tylko kręci głową.

Przełożyła z angielskiego:

Urszula Gardner

Tytuł oryginału:

The White Princess

Copyright © 2013 by Philippa Gregory

First published by Touchstone, a Division of Simon & Schuster, Inc.

All rights reserved.

Polish edition © Publicat S.A. MMXIV

Phillippa Gregory
„Biała księżniczka”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
miękka - broszurowa
Format:
230x155mm
ISBN:
978-83-245-8139-9
reklama
Komentarze
o autorze
Philippa Gregory
Brytyjska pisarka. Uhonorowana nagrodą Romantic Novel of the Year Award nadanym przez Romantic Novelists' Association. Po polsku w 2013 r. nakładem Wydawnictwa Książnica ukazały się jej książki z serii Wojna Dwu Róż

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone