Wojciech Widłak, Radosław Budzyński – „Inflancki konik, czyli podróż z panem Gustawem” – recenzja i ocena
Wojciech Widłak, Radosław Budzyński – „Inflancki konik, czyli podróż z panem Gustawem” – recenzja i ocena
Zanim przejdziemy do omówienia treści recenzowanej publikacji, chciałabym zwrócić uwagę na jej szczególnego bohatera. To biały konik o siwej lub szampańskiej maści i turkusowej (?) grzywie. Konik, dodajmy, rezolutny i o ogromnym poczuciu humoru. Jego panem jest Gustaw Manteuffel (o którym za chwilę), ale to właśnie nasz rozgadany ogier zawsze chce mieć ostatnie słowo. Przekorny zwierzak stwierdza bowiem na początku: „ta książka powinna być o mnie, a nie jest. Jest o moim panu (...). Pewnie będzie Wam opowiadał różne rzeczy, ale nie musicie go słuchać. Nie warto. Warto słuchać mnie, bo wtedy dowiecie się czegoś naprawdę ciekawego”.
Autorzy książki, zapewne żeby naleganiom konika stało się zadość, zdecydowali się umieścić go w tytule książki: „Inflancki konik, czyli podróż z panem Gustawem”. No, pan Manteuffel też tam występuje, ale jako postać numer dwa. W każdym razie warto zaczytywać się w opowieści obu postaci i nie sugerować się opinią rezolutnego konia. Może też jedną partię materiału czytać opiekun, a drugą – młodszy czytelnik. Zapewniam, nie pożałujecie.
No właśnie, Gustaw Manteuffel (1832–1916) był historykiem i etnologiem. Choć pochodził z inflancko-niemieckiego rodu, wychowywał się głęboko patriotycznej atmosferze i umiłowaniu polskości. Właśnie w jego towarzystwie (i, oczywiście, jego konika!) poznajemy Inflanty Polskie.
Dodać należy, że jego postać pojawia się na kartach książki nieprzypadkowo – jeden z jej autorów, Radosław Budzyński, przed dwoma laty obronił pracę doktorską poświęconą tej niezwykłej osobistości. Drugiego z autorów zapewne nie trzeba przedstawiać młodszym czytelnikom – jest im zapewne znany jako twórca przygód „Pana Kuleczki” i wielu innych książek i opowiadań. Współpraca obu autorów zaowocowała świetną, kompetentnie napisaną opowieścią, w której spotykają się historia Polski, dzieje kultury i sztuki, a także prawdziwa przygoda.
Dlatego też poznajemy ponad dwadzieścia postaci, którzy byli w jakiś sposób związani z Inflantami. Są wśród nich Florian Wyganowski, architekt i autor projektu katedry w Rzeżycy (Łatgalia), pisarz i podróżnik Antoni Ferdynand Ossendowski, czy Kazimierz Bujnicki, współautor monumentalnej 28-tomowej Encyklopedii Powszechnej Orgelbranda. Na Uniwersytecie Dorpackim studiowali m.in. Tytus Chałubiński, Benedykt Dybowski, działała tam najstarsza polska korporacja akademicka – Konwent Polonia. Z Inflant wywodziły się rodziny Manteufflów, Platerów, Kierbedziów. Książka prezentuje niektóre z tych postaci i z całą pewnością stanowi zachętę do tego, by całą rodziną poszukiwać wielu innych śladów polskich związków z tymi ziemiami.
Osobne słowa pochwały należą się ilustratorkom: Monice Dłuskiej i Joannie Górawskiej. Piękne (również dzięki odpowiedniemu doborowi kolorów), interesujące ryciny znakomicie korespondują z treścią książki i stanowią jak gdyby oddzielną historię – starsi czytelnicy bez pudła rozpoznają wiele sportretowanych postaci.
Wielką wartością „Inflanckiego konika” jest sposób, w jaki autorzy potraktowali swoich odbiorców. Nie ma tu pretensjonalności w opowiadaniu, nie ma też nieznośnego dydaktyzmu, napuszonych fraz ani przesłodzenia. Całość zaprezentowana została w sposób dojrzały – autorzy z szacunkiem podeszli do młodszych i starszych czytelników. Uczynili z recenzowanej książki dzieło skierowane do osób w każdym wieku i z którego każdy może wynieść coś dla siebie. Lektura obowiązkowa.