Wojciech Roszkowski – „Uczniowie czarnoksiężnika. Zło potężne naszymi słabościami” – recenzja i ocena
Wojciech Roszkowski jest postacią doskonale znaną wszystkim miłośnikom historii. Powszechne uznanie czytelników przyniosły mu przede wszystkim syntezy dziejów Polski w XX wieku, wydawane jeszcze w drugim obiegu (pod pseudonimem Andrzej Albert), a potem wielokrotnie także po 1989. Nie mniejszą popularnością cieszyło się „Półwiecze. Historia polityczna świata po 1945”, czyli autorska synteza dziejów powszechnych doprowadzona aż do lat 90. XX stulecia. Należy też przypomnieć, że Roszkowski już w latach 70. współpracował z opozycyjnym Polskim Porozumieniem Niepodległościowym Zdzisława Najdera, a w latach 2004–2009 sprawował mandat posła do Parlamentu Europejskiego. Jako publicysta współpracuje z „Gościem Niedzielnym”, a zawarte w książce eseje są częściowo owocem tej współpracy.
Książka opublikowana przez wydawnictwo Difin została wydana bardzo estetycznie i schludnie, a zważywszy na to, że książek poruszających podobne zagadnienia i napisanych równie dobrze ukazuje się w Polsce niewiele, cena nie wydaje się wysoka. Całość podzielono na siedem rozdziałów składających się z krótkich, na ogół dwu-, trzystronicowych esejów. Ich problematyka jest bardzo różnorodna i z tego też powodu nie sposób wymienić wszystkich tematów poruszanych przez Roszkowskiego, szerzej wspomnę zatem tylko o tych zagadnieniach, które wydały mi się najbardziej interesujące.
Pamięć czy niepamięć?
Frapującą, ale też dość ponuro nastrajającą lekturą jest rozdział poświęcony pamięci historycznej w zjednoczonej Europie. Przede wszystkim Roszkowski jawi się jako obrońca pojęcia „polityka historyczna”. Jego zdaniem świadome rezygnowanie z jej kreowania jest ogromnym błędem. Przypomina on, że zafałszowanie pamięci utrwalane przez III Rzeszę oraz Związek Radziecki przyniosło fatalne skutki i nie tylko pozwoliło na uzasadnienie wojen napastniczych, ale również pustoszyło umysły. Jako przeciwieństwo przedstawia autor dokonania Francji i Niemiec po II wojnie światowej, kiedy to polityka historyczna prowadzona przez te państwa stała się podstawą ładu europejskiego.
Roszkowski przestrzega jednocześnie przed pozostawieniem dyskursu o polityce historycznej w rękach jedynie brukselskich urzędników. Jego zdaniem jest to prosta droga do wykoślawienia historii i zminimalizowania roli wielu europejskich krajów. Mrożącym krew w żyłach przykładem tego jest opisywany przez autora projekt Domu Historii Europejskiej dyskutowany w Parlamencie Europejskim. W treści owego projektu roi się od przekłamań i przemilczeń, a postawienie w jego centrum pojednania niemiecko-francuskiego sprowadza do absurdu np. interpretację historii państw byłego bloku radzieckiego. Roszkowski bardzo krytycznie ocenia także niemiecko-francuski podręcznik licealny, który razi kuriozalnymi tezami i ogromną ilością błędów. Zdaniem polskiego historyka traktowanie tego rodzaju „dzieł” jako fundamentu pod przyszłą spójną interpretację historii Europy jest nieporozumieniem.
Moralność w czasach postmodernizmu
Roszkowski pisze o współczesności, w tym wiele o jej aspekcie moralnym. Zauważa on, że proces wyrzucania Boga z przestrzeni publicznej, a następnie także gwałtownie zmniejszająca się prywatna pobożność przyniosła efekt w postaci upadku jednoznacznych wartości. Podkreśla on, że wartości chrześcijańskie, które tworzyły fundamenty kultury europejskiej, są atakowane przez zwolenników relatywizmu i znajdują się w nieustannym odwrocie. Głównych źródeł owego relatywizmu upatruje Roszkowski w wielu nurtach myślowych sięgających swoją tradycją do rewolucji francuskiej i z niej się wywodzących, ze szczególnym uwzględnieniem marksizmu. Sądzę, że mogą to być przemyślenia pouczające, szczególnie dla tych, którzy uważają „odczarowywanie świata” zauważone przez Maxa Webera za proces bezdyskusyjnie jednoznacznie pozytywny.
Autor z niepokojem patrzy też na tendencje wewnątrz Kościoła katolickiego. Z jednej strony zauważa on ogromny szacunek do papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI, a z drugiej ze smutkiem przywołuje swoje wspomnienia z wizyty w Wilnie, gdzie Litwini wykorzystują świątynie do manifestowania swoich partykularnych interesów narodowych.
Pomieszanie języków
Ważnym elementem wywodów Roszkowskiego jest refleksja nad językiem stosowanym we współczesnej debacie publicznej, w mediach, a także w nauce. Protestuje on przeciwko redefiniowaniu tradycyjnych pojęć, które – wyzute z realnego znaczenia, stają się elementami wszechobecnego bełkotu. Przykładem takiego pojęcia jest, zdaniem Roszkowskiego, „tolerancja”. Jest ona powszechnym postulatem mniejszości, które zupełnie zaprzestały stosowania słowa „szacunek” – być może z racji częstego odnoszenia się hierarchów Kościoła do tego ostatniego. Ataku na zasób powszechnie stosowanych terminów autor dopatruje się także w absolutyzacji pojęć pozareligijnych, takich jak „prawa człowieka”, przy jednoznacznym twardym sprzeciwie wobec absolutyzacji pojęć religijnych, jak chociażby najbardziej oczywiste, czyli „Bóg”.
Podsumowanie
Wojciech Roszkowski nie ukrywa, że jest szermierzem konserwatyzmu. Trzeba przyznać, że jego wywody są klarowne, a pointy niezwykle trafne. Co szczególnie cieszy, książka napisana jest bez krzty zacietrzewienia politycznego. Powoduje to, że czyta się ją z niekłamaną przyjemnością, jako swoisty traktat na temat współczesnej rzeczywistości. Jego autorem jest człowiek, który dzięki swoim przemyśleniom i doświadczeniu ma do powiedzenia coś naprawdę wartościowego. Warto przy tym podkreślić, że książka nie ma w sobie niczego z propagandowej agitki, których wiele można znaleźć w księgarniach przed wyborami. Pozostaje mi z czystym sumieniem zaprosić Państwa do lektury, zapewniając, że naprawdę warto. Jeżeli nie jesteście Państwo konserwatystami, warto tym bardziej.
Zobacz też:
Wojciech Roszkowski: Nie bójmy się polemizować!
Redakcja: Roman Sidorski
Korekta: Justyna Piątek