Władimir Bieszanow – „Pogrom pancerny 1941” – recenzja i ocena
Elementem decydującym o powodzeniu natarcia była koncentracja broni pancernej. Liczbowo w tej kategorii przewagę miał ZSRR, a mimo to aż do zimy ponosił jedną klęskę za drugą. Do dnia dzisiejszego, z różnych względów, nadal nie powstał jednolity opis tamtych dni. Omawiana pozycja jest jeszcze jedną próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego Panzerwaffe dotarła aż do bram Moskwy.
Kilka liczb
„Pogrom” to tłumaczenie książki wydanej w 2000 roku. Ma łącznie 406 stron, z czego 388 zajmuje treść właściwa. 64 zdjęcia i szkice zamieszczono na osobnych, nienumerowanych stronach. Autor podzielił książkę na 3 części: Przed wojną, Letni pogrom i Jesienny pogrom. Bibliografia liczy sobie 100 pozycji.
Co w niej dobre?
Gdyby szukać porównania dla opisania stylu autora, byłby to... potężny taran oblężniczy. Bieszanow nie używa zawiłych form stylistycznych czy też wyszukanych zwrotów, preferując zbieranie argumentów i cykliczne przypominanie przyjętych przez siebie założeń. Każde „uderzenie” poprzedza kilkunastoma stronami liczb, nazwisk, dat i cytatów. Dopiero po tak solidnym przygotowaniu, wykonuje kolejny atak. W ten sposób wspiera swoje poglądy (o których za chwilę) serią mocnych ciosów, niejako wbijając czytelnikowi do głowy prezentowane tezy. Nie jest to może metoda najlepsza z możliwych, niemniej jednak spełnia znakomicie swoje zadanie. Autor nie boi się również oskarżać ówczesną władzę i dowódców o niekompetencję, tchórzostwo i wydawanie zbrodniczych rozkazów. Ważną częścią jego pracy jest też porównywanie parametrów technicznych niemieckich i radzieckich wozów bojowych, co czyni z dużą swobodą, sugerującą bardzo dobre przygotowanie merytoryczne i techniczne. Summa summarum, „Pogrom” to dobry przykład, jak solidnie udokumentować prezentowaną przez siebie ideę, godny naśladowania w innych pracach.
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi, Sławomirowi Kędzierskiemu, za solidny przekład i okraszenie książki wartościowymi przypisami i komentarzami, tym bardziej potrzebnymi, że Autor takich nie zamieścił.
Co w niej złe?
Choć nie lubię tego robić, muszę niestety poddać w wątpliwość główną tezę prezentowaną przez Bieszanowa. W skrócie przedstawia się ona następująco: Stalin i generałowie to zbrodniarze, przygotowujący Armię Czerwoną do ataku wyznaczonego początkowo na 12 czerwca 1941 roku, masakrujący własne wojska i nakłaniający historyków do tuszowania ich porażek, ale mimo to bohaterski naród radziecki, wykorzystując lepszy technicznie sprzęt, pokonał najeźdźcę. Jest tej idei wierny od pierwszej do ostatniej strony. Praktycznie nie zauważa braków w wykonaniu radzieckich maszyn, nie istnieje też dla niego termin „zużycie sprzętu” w odniesieniu do T-26 i BT-7, przebywających już bądź co bądź przez pewien czas w linii. Wszelkie narzekania (z 1941 roku) na zużycie tych maszyn nazywa propagandą i maskowaniem własnych porażek. Idąc dalej, całkowicie nieobiektywnie (ponownie zapominając o problemach technologicznych i jakościowych, które były plagą radzieckiego przemysłu) ocenia radzieckie czołgi, wliczając np. do ich uzbrojenia przeciwlotnicze karabiny maszynowe (których większość wozów nie miała), a nie czyniąc tak w wypadku niemieckich czołgów. T-34 to dla niego „klasyczna wzorcowa maszyna”, choć zapomina, że już w 1940 planowano głęboką modernizację tego wozu (T-34M), a po prawdzie żaden z późniejszych czołgów radzieckich/rosyjskich nie przypomina swym kształtem rzekomo wzorcowego T-34. Jeszcze śmielej postępuje w wypadku czołgu KW-1. Na s. 90 pisze „Ciężkiemu KW nie zagrażała w ogóle żadna armata”, choć w tej samej pracy (s. 82 i 256) wspomina o zwalczaniu ich za pomocą dział 88 mm. W obliczu powyższych błędów wychwalanie T-35 jako wozu nie mającego odpowiednika w III Rzeszy już wcale nie dziwi.
Osobne słowa krytyki należą się osobie odpowiedzialnej za opisywanie ilustracji. Na 64 obecne 10 ma błędne podpisy. Proporcjonalnie nie jest to dużo, jednak pomylono czołgi radzieckie z niemieckimi (PzKpfw II z T-37), przeniesiono w 1941 sprzęt z 1942 i 43 roku, a nawet stworzono Ausf. Z dla PzKpfw II, III i IV. Na osobną wzmiankę zasługuje podpisanie StuG III jako działa samobieżnego na podwoziu... T-34.
Ach, ten Mceńsk...
Podejście Autora najlepiej widać analizując opis bitwy pod Mceńskiem, i porównując go z „T-34 Mityczna broń” Roberta Michulca. U Bieszanowa Niemcy tracą tam 43 czołgi (czyli wszystkie jakie pojawiły się na placu boju), 16 dział i 500 ludzi („trzydziestki czwórki” mają być odpowiedzialne za całość zadanych strat) za cenę 2 czołgów spalonych i 4 uszkodzonych. Michulec opisuje samo starcie ciut inaczej. Według podanych przez niego danych niemieckich Wehrmacht zubożał jedynie o 6 zniszczonych i 4 uszkodzone czołgi, 4 działa, oraz 10 zabitych i 33 rannych. Podaje też pełniejszy spis zaangażowanych sił radzieckich, składających się z wozów typu T-34, KW-1, okopanych BT-7, dział plot. 85 mm, armat 76,2 mm, wyrzutni BM-13 oraz znacznej ilości piechoty. Inaczej też prezentują się straty sowietów – sami Niemcy oszacowali je na 17 czołgów, 11 dział i ok. 300 ludzi. Rodak Katukowa, Leluszenko (także obecny w bibliografii, choć jak widać spychany na boczny tor kiedy jego praca „przeszkadzała” Autorowi) przyznał się do 12 utraconych czołgów i ok. 2 batalionów piechoty. Bieszanow uznaje tę bitwę za dowód przewagi technicznej radzieckich czołgów, wykorzystując pomyłki Guderiana (który w swoich wspomnieniach pomylił dokumentnie ze sobą T-34 i KW-1) bez jakiejkolwiek (w tym wariancie niewygodnej) analizy. Autor przyznaje w swej pracy, że radzieccy historycy nie raz fałszowali historię zgodnie z nakazem Partii. Szkoda tylko, że nie potrafi (bądź nie chce) wyciągnąć z tego właściwych wniosków.
Podsumowanie
„Pogrom”, w mojej opinii, powstał jako praca przeznaczona wyłącznie na rynek rosyjski. Świadczy o tym m.in. terminologia (czołg „Ricardo” zamiast Mark V i „Taylor” zamiast Whippet – Rosjanie stosowali nazwy producentów silników na określenie tych czołgów) jak i samo zakończenie, będące wezwaniem do Rosjan o zachowanie jedności i spójności narodu. Bieszanow małym, bądź co bądź, kosztem (przecież nie pierwszy nazywa Stalina ludożercą, a Żukowowi odmawia zdolności dowódczych) chce dać swym współbraciom wyjaśnienie, w jaki sposób Niemcy wtargnęli w 1941 w głąb ich ukochanego kraju, i dlaczego nowoczesne radzieckie czołgi uległy ustępującej pod względem technicznym Panzerwaffe. To, że wspomnienia weteranów i dokumenty nie zawsze współgrają z przyjętą przez niego tezą, nie jest dla Bieszanowa przeszkodą, jako że albo je przemilcza, albo nawet manipuluje nimi (a przynajmniej można odnieść takie wrażenie).
Mimo to, omawiana pozycja jest wartościowym źródłem do poznania sposobu opisywania tych wydarzeń przez (przynajmniej niektórych) rosyjskich badaczy. Co prawda dla młodego historyka niesie ze sobą niebezpieczeństwo ściągnięcia na manowce, ale dla wytrawnego badacza będzie niezbędnym uzupełnieniem domowej biblioteki, wciągającym czytelnika na wiele godzin.
Zredagował: Kamil Janicki
Książkę można zakupić w promocyjnej cenie na stronach księgarni internetowej Bellony