Wiem, że nie zawiodłem ludzi – rozmowa z Michałem Drzewieckim, reżyserem „Dawno temu w Iłży”

opublikowano: 2010-09-16, 11:57
wszelkie prawa zastrzeżone
Pięć lat temu w jego głowie zrodził się pomysł nakręcenia rycerskiej historii. Bez doświadczenia i budżetu, za to z ogromna pasją Michał Drzewiecki wraz z grupą innych młodych miłośników rekonstrukcji historycznych przystąpili do prac nad swoim pierwszym filmem. Dziś, poza zakończonym dziełem może pochwalić się także nagrodą jednego z najbardziej cenionych festiwali filmów niezależnych.
reklama

Grażyna Latos: Jest Pan kierownikiem produkcji, operatorem, scenarzystą i reżyserem filmu, który został nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Niezależnych w Nowym Jorku. Jakie to uczucie?

Michał Drzewiecki: Ogromna satysfakcja i przyznam, że wielka niespodzianka. Wierzyłem w ten projekt od początku, ale nie myślałem, że zdobędzie uznanie aż za oceanem. Poza tym kamień mi spadł z wątroby, bo wiem, że nie zawiodłem ludzi, którzy wraz ze mną włożyli w ten film ogromnie dużo serca, czasu i energii.

Nastały mroczne czasy rozbicia dzielnicowego. Rozdarty wewnętrznymi konfliktami kraj, pogrążony jest w chaosie. Kochający wolność i niezależność Piotr zwany Waskiem, rycerz - rozbójnik zamieszkujący na zamku w Iłży, postanawia ożenić się z córką ruskiego kniazia. Układ ten ma zapewnić mu silnego sojusznika w walce z każdym, kto by chciał go sobie podporządkować.Biskup krakowski - sędziwy dostojnik kościelny, uważa go za wichrzyciela i awanturnika, którego za wszelką cenę należy poskromić. Piotr jako jedyny odmówił złożenia mu hołdu lennego. Wysłanie przeciw niemu wojska nie przyniosło pożądanego rezultatu. Postanawia więc działać inaczej. Dowiedziawszy się o planowanym ślubie wysyła swojego najlepszego człowieka, który porywa młodą księżną, podczas podróży. Jej miejsce zajmuje zaś tajna agentka biskupa. Bezwzględna kobieta, której zadanie polega na wyeliminowaniu szlachcica z gry. Przypadek jednak sprawia, że młody rycerz Maćko, który eskortował kniaziównę, przeżywa napad na konwój i na własną rękę postanawia odbić księżną z rąk porywaczy. Kolejny, krwawy konflikt zbrojny wisi na włosku.

G.L.: Czyli od początku był Pan przekonany o wyjątkowości przedsięwzięcia?

M.D.: Wiedziałem, że na pewno będzie to coś innego i nietypowego. W kinie offowym, filmy o takiej tematyce w zasadzie nie powstają, a już na pewno nie z takim rozmachem. Powszechnie panuje przekonanie, że film kostiumowy i to godzinny, wymaga karkołomnych nakładów finansowych. Myśmy zabrali się za to, nie zdając sobie sprawy, że podobno jest to niemożliwe. Martwiliśmy się bardzo o to, czy aktorstwo wypadnie jak należy i czy starczy nam determinacji aby ogarnąć tak wielkie przedsięwzięcie logistyczne, tak rozciągnięte w czasie. Niezależnie od tego, jednak, wiedzieliśmy, że jeśli dociągniemy to do końca, stworzymy coś, czego w kinie offowym, przynajmniej w Polsce jeszcze nie było.

G.L.: Skąd pomysł na opowiedzenie właśnie takiej historii?

M.D.: Przez dziesięć lat organizowaliśmy turniej rycerski na zamku w Iłży. Wtedy szefem naszego bractwa rycerskiego, czyli Smoczej Kompanii był nasz kolega Piotrek Wasek. Zamek zaś, w XIII wieku należał do biskupów krakowskich. Stąd też wziął się pomysł na to, żeby przeprowadzić turniej według wymyślonego przez nas scenariusza, o tym jak to rycerz Piotr zwany Waskiem odmawia złożenia Biskupowi Krakowskiemu hołdu lennego, a Biskup wyrusza, aby go sobie podporządkować. Historia kompletnie zmyślona, ale spodobała nam się na tyle, że nakręciliśmy krótki film, reklamujący imprezę i wprowadzający widza w konflikt. Trailer Iłżecki, jak go potem nazwano, zrobił spora karierę w środowisku współczesnego rycerstwa i to zainspirowało nas do tego, żeby historie pociągnąć dalej, w formie dłuższej opowieści. Bo skoro siedem minut wyszło fajnie, to może uda się i pół godziny. Ostatecznie film trwa godzinę.

G.L.: Jak wyglądały początki prac nad filmem?

reklama

M.D.: Stwierdziliśmy, że do pracy należy zabrać się na tyle profesjonalnie, na ile jest to możliwe. Urządziliśmy więc casting, gdzie wybraliśmy odtwórców głównych ról, spisaliśmy listę miejsc, gdzie miały odbywać się zdjęcia, z których każde dokładnie wcześniej obejrzeliśmy. Jednocześnie cały czas pisałem scenariusz, który wciąż ulegał mniejszym, lub większym zmianom, aż w końcu osiągnął formę, która podobała się nam i była możliwa do zrealizowania logistycznie i finansowo. Oczywiście były w nim sceny, które niektórzy uważali za nie do nakręcenia, lub nie do zagrania i próbowali mi je wybić z głowy, ale na szczęście okazało się, że nie mieli racji.

G.L.: Jakie jest Pana najprzyjemniejsze wspomnienie z prac nad obrazem?

M.D.: Sądzę, że była to każda chwila, w której mówiłem „akcja” i nagle widziałem jak wykreowany przez nas, z ogromnym zaangażowaniem świat, ożywa. Zwłaszcza było to niesamowite uczucie w scenach zbiorowych, kiedy pojawiało się na polu wojsko i konie. Wiadomo, że nie był to Władca Pierścieni, jednakże czuliśmy że tworzymy coś naprawdę dużego i to bez pieniędzy i doświadczenia, za to z ogromną pasją. Był to ogromny dreszcz emocji. Druga rzecz, to praca z aktorami. Nie uczyłem się wcześniej reżyserii, więc powoływanie tych postaci do życia było niejako robione metodą prób i błędów. Mimo wszystko, patrzenie jak aktor, pod twoim kierownictwem, nagle zamienia się w postać z twojej opowieści, jest chyba najbardziej ekscytującą częścią tworzenia filmu.

G.L.: Rozumiem, że sukces „Dawno temu w Iłży” to dopiero początek?

M.D.: Taki jest plan. W tej chwili mamy już gotowy scenariusz do następnego filmu, napisany przez Janusza Bociana, drugiego reżysera przy naszym filmie i autora części zdjęć, oraz wszystkich efektów specjalnych. Film nosi roboczy tytuł „Spadochroniarz” i rozgrywać się będzie w czasach Drugiej Wojny Światowej. Opowiadać będzie o polskim spadochroniarzu, który przedostaje się na tyły wroga, po nieudanej operacji „Market Garden” w 1944 roku. Będzie on w konwencji filmu przygodowego i dramatu wojennego. Jako że w chwili obecnej dysponujemy już zupełnie innym sprzętem, umiejętnościami i doświadczeniem, chcemy, żeby film nakręcony był już profesjonalnie i z konkretnym budżetem. Janusz tym razem będzie głównym reżyserem i mózgiem całej operacji. Preprodukcja właśnie ruszyła.

G.L.: W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

-

Film „Dawno temu w Iłży” można bezpłatnie pobrać na stronie www.dawnotemuwilzy.pl

Tekst zredagował: Tomasz Leszkowicz --

reklama
Komentarze
o autorze
Grażyna Latos
Absolwentka Szkoły Gender Mainstreaming oraz Akademii Media i Gender w IBL PAN. Jedna z autorek publikacji „20 lat 20 zmian. Kobiety w Polsce w okresie transformacji 1989-2009”. Współpracuje z Fundacją Feminoteką oraz Fundacją Gender Center. Od lipca 2008 roku stała publicystka „Histmaga”. Od marca 2009 do czerwca 2010 w składzie redakcji. Do września 2011 członkini rady merytorycznej.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone