„Wesele” opowiada naszą narodową historię. Wyspiański pokazał chocholi taniec, żebyśmy sobie ją uświadomili, złamali schemat i zakończyli taniec
Magdalena Mikrut-Majeranek: „Wesele” to utwór, który odwołuje się do historii Polski i do nas samych – głównie naszych wad i do dziś pozostaje aktualny, budząc wiele emocji podczas lektury.
Julia Lizurek: „Wesele” opowiada naszą narodową historię. Historia może być lustrem, a my przeglądając się w nim, zobaczymy siebie dziś. Wyspiański pokazuje jednak, że czasami przeglądamy się w krzywym zwierciadle, wykoślawiając historię. Wskazuje, że musimy być świadomi tego, co przydarzyło się nam jako narodowi, ale z drugiej strony podkreśla też jak można używać historii do własnych celów, aby usprawiedliwiać na przykład własne wady. Tak jest też z chocholim tańcem i jego recepcją. Może to taniec, który tańczymy od zawsze? Może to w pewnym sensie nasze przeznaczenie i los polskiego narodu? Wyspiański pokazał chocholi taniec, żebyśmy uświadomili sobie naszą historię, złamali schemat i zakończyli taniec.
Karina Janik: A kiedy okazało się, że „Wesele” to za mało, napisał „Wyzwolenie”. Tam nikogo nie oszczędzając, postawił diagnozę ówczesnej Polski, wywodząc ją z przeszłości przedrozbiorowej. Tworząc dramat, życzył sobie, żebyśmy mogli wyjść z „Wesela” i uwolnić się z teatru polskości, w którym wszystkie grupy mylą się, coś niszczą i nie widzą, co robić dalej. Cały dramat jest gorzki, choć w jednej jego wersji na końcu możemy mieć nadzieję, że ktoś otworzy przed nami drzwi i uda nam się uwolnić. Nasza nadzieja jest już poza dramatem. Podobnie jest na wystawie. Po obejrzeniu ekspozycji wychodzimy na dziedziniec przez korytarz z „Wyzwoleniem”.
Na wystawie nie pokazujemy, że w chocholim tańcu było wspaniale, ale spoglądamy na niego krytycznie. Wyjaśniamy, że chocholi taniec był wspólny, ale zapatrzony, nieświadomy, niszczycielski. Nie niósł ani nadziei, ani wyzwolenia. (Kiedy Wyspiańskiemu wręczono wieniec, uznając za czwartego wieszcza, wyszedł z teatru. Nie chodziło mu bowiem o to, żeby wszyscy byli zachwyceni sztuką, ale o to, żeby się ocknęli i przeszli do działania. Chciał ich zmotywować do działania.)
M.M.-M.: A jaka była recepcja spektaklu po premierze?
J.L.: Reakcje były zróżnicowane. Część widzów okrzyknęła Wyspiańskiego czwartym wieszczem, a część oburzyła się na to, jak została pokazana w dramacie. Wesele, którym inspirowany był dramat odbyło się w listopadzie 1900 roku, a już w marcu 1901 roku weselnicy oglądali siebie na scenie. Podejrzewam, że to nie było dla nich ani łatwe, ani miłe doświadczenie.
K.J.: Dziś nawet nie mamy tego z czym porównać. Dawniej całe życie kulturalne działo się w teatrze. Tylko teatralny gmach, który znajdował się na przedmieściach, był oświetlony, a także kilka kamienic należących do zamożnych mieszczan. Nagle na scenie pokazano znane w towarzystwie osoby, które były doskonale kojarzone w mieście. To tak jakby Wyspiański napisał o pandemii czy o politykach, nie kryjąc się ze swoim zdaniem. Nie obawiał się konsekwencji.
J.L.: Teatr był dla ówczesnych mieszkańców Krakowa jak telewizja w dzisiejszych czasach. Był to również salon, a więc miejsce spotkań. Spotykano się tu nie tylko w celu obejrzenia spektakli, ale także w celach towarzyskich.
K.J.: I nagle osoby bywające na salonach zostały przedstawione w dramacie, a wszystko przeniesiono w metakomentarz, w refleksję nad całą historią Polski, a nawet ludzkości. Wyspiański zdecydował się na opowieść o odpowiedzialności oraz o kraju i problemach, które nad nim ciążą, a które można rozwiązać. Ukazywał ludzkie wady w sposób bezwzględny. Pokładał w tej sztuce duże nadzieje. Jako, że uzyskał uznanie i aplauz, zdecydował się na napisanie „Wyzwolenia”, w którym wszystkim wytknął absolutnie wszystko, co mógł, a przy tym stworzył tekst, który jest nadal aktualny, także uniwersalny, w sensie międzynarodowy z powodu sceny z maskami, choć powstał 120 lat temu.
M.M.-M.: Wystawę „W chocholim tańcu” można zobaczyć w Domu pod Krzyżem, w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.
K.J.: Tak, a w ubiegłym roku swoją działalność zainaugurowała tu nowa jednostka Muzeum - Centrum Interpretacji Niematerialnego Dziedzictwa Krakowa. To miejsce ma jednak długą historię od średniowiecznego szpitala scholarów, po I Odział Muzeum po wojnie, przez Oddział Teatralny otwarty od końca lat 60. do lat 2000., a jeszcze wcześniej w latach 30. chwilę swoją historię zapisał tu Cricot 1.
J.L.: Centrum jest kontynuacją Działu Folkloru i Tradycji Muzeum Krakowa, a więc powstało z mniejszej jednostki, która zajmowała się organizacją dorocznego pochodu Lajkonika i Konkursu Szopek Krakowskich oraz sprawowała opiekę nad kolekcją szopek. Z kolei Centrum rozszerzyło zakres obowiązków, zajmując się kolejnymi tradycjami. Stara się też opowiedzieć tradycję teatralną, którą Kraków dziedziczy i która buduje to miasto. Jako teatrolożki staramy się opowiedzieć o kulturowym rdzeniu Krakowa, czyli o tym, co czyni Kraków Krakowem.
K.J.: W tym roku do Lajkonika i tradycji szopkarskich dołączyła tradycja związana z Wiankami, w starej wersji. Celem naszej działalności jest poszukiwanie tradycji, które wciąż są żywe oraz stanowią źródło naszej tożsamości i doświadczeń.
M.M.-M.: Czym zaskoczy zwiedzających wystawa „W chocholim tańcu”
K.J.: Może uda się ich zaskoczyć własną obecnością. Wystawa pokazuje, że polskie społeczeństwo może nadal odbijać się w lustrze minionych 120 lat, czyli w tym co zaproponował Wyspiański. Przygotowując wystawę nie planowaliśmy stworzyć ogromnego studium historyczno-literackiego obejmującego wszystkie dzieła, które pojawiły się w Krakowie od 1901 roku, czyli od prapremiery spektaklu, aż po ostatnią realizację „Wesela” w reżyserii Jana Klaty z 2017 roku.
J.L.: Koncepcja wystawy powstała, kiedy Muzeum Krakowa zaczęło opiekować się Rydlówką, czyli zabytkowym dworkiem w Bronowicach Małych, w którym odbyło się pamiętne wesele. Rydlówka w 2018 roku stała się oddziałem Muzeum Krakowa.
K.J.: Dlatego też zachęcamy do tego, aby wybierając się do Muzeum, zarezerwować sobie czas zarówno na zwiedzanie naszej wystawy, jak i na wizytę w Rydlówce. Warto tam pójść i poznać źródło inspiracji Wyspiańskiego, a także zobaczyć gdzie naprawdę rozgrywały się opisywanie zdarzenia. Wystawa zachęca do tego, aby pomyśleć o „Weselu” na nowo – może znów sięgnąć po dramat i go przeczytać lub wybrać się na spektakl.
Muzeum Krakowa przygotowało wystawę pt. „W chocholim tańcu” – Aby poznać szczegóły odwiedźcie koniecznie internetową stronę instytucji!
M.M.-M.: Co zobaczymy na wystawie ?
K.J.: Ekspozycja zajmuje trzy kondygnacje, ale druga i trzecia są maleńkie. W pierwszej sali chciałyśmy zaprosić zwiedzających do zapoznania się z fotografiami ze spektakli i rysunkami z Teki Melpomeny i poprzez tę ulotność, zabawę, lekkość pokazać jak temat wystawy łączy się ze współczesnymi ślubami i weselami. Mamy nawet taką skrzyneczkę, w której zbieramy wspomnienia widzów z wesel – czy to własnych, czy z obejrzanych spektakli. W przyszłości te wspomnienia zostaną przez nas opublikowane. To jedynie taki wstęp. Sukcesywnie wchodzimy w coraz głębsze obszary, a na końcu pozostawiamy widza samego ze sobą i refleksją na temat „Wesela”.
J.L.: W pierwszej sali budujemy kontekst historyczny. Za pomocą artefaktów pokazujemy moment w dziejach, kiedy powstała sztuka. Staramy się też nakreślić to, jak kontekst społeczny wpłynął na interpretację dramatu – sztuki, która reagowała na rzeczywistość.
K.J.: Zobaczymy tam m.in.: kostium Bolesława Puchalskiego jako Upiora, który na czas wystawy użyczyła nam Rydlówka, pocztówki z prapremiery, reprodukcję obrazu Jana Matejki „Kościuszko pod Racławicami” i dramat historyczny Władysława Anczyca o tym samym tytule, który rozpatrywał poczucie wspólnoty narodowej i udziału chłopów we ruchach wyzwoleńczych. Całość zamykamy klamrą ostatniej scenicznej realizacji „Wesela”, wskazując na podobieństwa między pierwszą i ostatnią inscenizacją.
W drugiej sali znajduje się współczesna instalacja „Mokry sen chochoła” z 2020 roku, składająca się z trzech chochołów, autorstwa Dominiki Olszowy. Praca powstała w pandemii, a jedną z jej inspiracji, poza Wyspiańskim, jest łotewska bogini śmierci Veju Māte. Chochoły chronią jej snu/śmierci, czasu przejścia. Warto dodać, że nasza wystawa to ostatnie miejsce, w którym będzie można zobaczyć tę instalację zanim trafi na stałe do kolekcji Zachęty.
J.L.: Chochoły znajdują się tam nieprzypadkowo. W drugiej sali zajmujemy się najsłynniejszymi symbolami „Wesela”. Pokazujemy też to, jak są przetwarzane i jak dawniej były rozumiane.
K.J.: Warto zwrócić uwagę m.in. na plakat Kazimierza Sichulskiego z 1908 roku do „Wesela”. Nie był długo pokazywany. Z powodów konserwatorskich jest tylko okresowo eksponowany, ale od grudnia ten plakat będzie można oglądać na wystawie stałej w pałacu Krzysztofory.
Na wystawie „W chocholim tańcu” skupiamy się na krakowskich inscenizacjach „Wesela” i przez ich pryzmat opowiadamy historię. Jednakże wystawie towarzyszy jeszcze katalog, który można pobrać ze strony Muzeum Krakowa. To w nim zdecydowaliśmy się na poszerzenie kontekstu prezentowanego na wystawie o inscenizacje dramatu realizowane przez reżyserów poza Krakowem. W katalogu opublikowane zostały eseje napisane m.in. z perspektywy historyczno-teatralnej, ale także takie podejmujące najistotniejsze kwestie polskiej kultury i życia społecznego, dotyczące m.in. postrzegania „Wesela” z punktu widzenia filozofii i sztuki czy muzyczności „Wesela”, kontekstów antropologicznych czy społecznych.
M.M.: A z ostatniej realizacji teatralnej zobaczymy jakieś kostiumy?
K.J.: Nie, ponieważ spektakl, który miał swoją premierą w maju 2017 roku, wciąż jest grany, a bilety są rozchwytywane. Zachęcamy do jego obejrzenia. Mamy za to pewien element scenografii, a mianowicie kapliczkę.
M.M.-M.: Jednym słowem w ciągu dnia warto zobaczyć wystawę i Rydlówkę, a wieczorem odwiedzić Stary Teatr i obejrzeć „Wesele”. To dobry plan na wycieczkę do Krakowa. Wystawę i wszystkie aktywności z nią związane można porównać do takiej ścieżki edukacyjnej łączącej elementy języka polskiego i historii, a przy tym to pomysł na wycieczkę szlakiem życia i twórczości Wyspiańskiego.
J. L.: „Wesele” jest dramatem trudnym w interpretacji. W Rydlówce organizujemy warsztaty, które ułatwiają uczniom lekturę, ale też uświadamiają pewne tematy i pokazują inne spojrzenie na rzeczywistość. Zajęcia te mają na celu otwieranie wyobraźni przez pryzmat nawiązania do współczesności. Pomagamy uczniom zrozumieć dramat.
K.J.: W ramach wystawy od września zapraszamy na 60-minutową lekcję „Wesela”, podczas której łączymy to, co znajduje się w programie edukacji szkolnej z tym, co mamy do zaoferowania wyłącznie na tej czasowej wystawie.
M.M.: Wystawa obejmuje artefakty związane z rozmaitymi inscenizacjami dramatu, ale także z ekranizacją, która zdobyła Srebrną Muszlę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián.
J.L.: Nie można mówić o „Weselu” bez Andrzeja Wajdy i jego filmu z 1972 roku. Szczególnie ważny jest dla nas sposób przedstawienia chocholego tańca. Echa tego powolnego, apatycznego i bezwolnego tańca powracają do nas od 120 lat.
M.M.: Świat twórczości Wyspiańskiego można podziwiać w Muzeum Krakowa do 12 grudnia 2021 roku, a przed zwiedzającymi wiele atrakcji. Co zaplanowano w najbliższym czasie?
J.L.: 25 września odbędzie się warsztat-niespodzianka. Będzie miał charakter zdarzeniowy. Przejście po wystawie zaplanowane przez kurator będzie pełne zadań, zagadek i drobnych niespodzianek, a jego treść zostanie odkryta w wyniku dialogu z uczestnikami. Z kolei 29 sierpnia i 26 września zapraszamy na zdarzenia artystyczne w przestrzeni wystawy. Pierwszym z nich będzie performans Bartosza Buławy. Inspiracją dla tego performance’u jest scena, w której Jasiek stara się wybudzić weselników z chocholego tańca. Próbujemy wyobrazić sobie, co mogło dziać się wtedy w jego głowie. Z kolei we wrześniu Piotr Śnieguła, student krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na kierunku Intermedia, pojawi się jako Stańczyk i nam zagra.
Jeżeli ktoś jest ciekawy tego, jak wyglądają kulisy Teatru Słowackiego, to zapraszamy na wycieczkę Kulisy „Wesela”. Podczas oprowadzania zwiedzający zobaczą miejsca, w których aktorzy grający w „Weselu” z 1901 roku szykowali się do spektaklu i gdzie wcielali się w role weselników. Dzięki temu można poznać teatr od kuchni. Przybliżamy w ten sposób proces twórczy i proces produkcji przedstawienia.
M.M.: Ciekawie zapowiada się też spacer śladami Wyspiańskiego.
K.J.: Celem spaceru jest przywołanie i „odmalowanie” poprzez opowieść wybranych doświadczeń z życia i twórczości Stanisława Wyspiańskiego. Zaczynamy od teatru, a kończymy przy Krowoderskiej, czyli w ostatnim mieszkaniu Wyspiańskiego w mieście, snując opowieść o dramatopisarzu. Na szlaku znajduje się m.in. kamienica na placu Mariackim, gdzie Wyspiański pisał „Wesele” czy Dom Długosza na Kanoniczej, w którym jego ojciec Franciszek Wyspiański miał pracownię.
M.M.: Wystawa „W chocholim tańcu” stanowi pretekst do snucia kolejnych narracji. Zaanektowali Państwo wiele przestrzeni związanych z Wyspiańskim, tym samym wychodząc poza dramat i jego sceniczną inscenizację.
K.J.: Tak, a z drugiej strony mamy długą listę tematów, których jeszcze nie poruszyliśmy, ale to dobry pretekst do stworzenia kolejnej wystawy. Mamy nadzieję, że zwiedzając ekspozycję każdy będzie mógł znaleźć coś dla siebie i spotkać się z „Weselem” oko w oko.
J.L.: Mamy nadzieję, że nasza wystawa rozszerzy dyskusję o „Weselu”. Wydaje się, że wszystko już zostało powiedziane, ale tak nie jest. „Wesele” cały czas w nas pracuje.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!