Watykan - miejsce, które wszystkich fascynuje
Paweł Rzewuski: Czym dla współczesnego świata jest Stolica Apostolska? Karykaturą ancien régime’u czy może ciągłą fascynacją?
Caroline Pigozzi: Myślę, że w pierwszej kolejności jest to jednak miejsce, które wszystkich fascynuje. Jest tak dlatego, że Watykan jest po prostu piękny. Zasadniczej roli nie odgrywa więc to, czy się jest wierzącym czy nie albo czy człowiek interesuje się papieżem czy też nie. To właśnie dzięki pięknu wszyscy znajdą tam coś dla siebie. Nie tylko ci, dla których ważna jest religia, ale również ci, którzy interesują się sztuką i architekturą. Zdania są oczywiście podzielone – znajdziemy takich, którzy sądzą, iż jest to miejsce ponadczasowe, i takich którzy uważają, że miejsce to jest passé. Jeżeli zaś chodzi o formę uroczystości kościelnych, to akurat w moim przekonaniu nie przystaje ona do naszych czasów.
Czego świat polityki może zazdrościć rzeczywistości watykańskiej?
Na pewno ciągłości władzy, która jest charakterystyczną cechą Watykanu. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na stabilność, długotrwałość i nieprzerwalność władzy. Oczywiście warto również pamiętać o stylu i formie sprawowania władzy. Nie to jest jednak najważniejsze. Nie można zapomnieć, że w pierwszej kolejności Watykan odgrywa rolę posłańca niebios krzewiącego pokój. Takie przynajmniej są jego starania w tej materii, za takiego chce też być uważany. Ponadto, co trzeba wyraźnie podkreślić, papież dysponuje o wiele większą władzą osobistą niż politycy rządzący w innych krajach, szczególnie tych, gdzie elita władzy wybierana jest w demokratycznych wyborach. Czy jednak można się dziwić? Kiedy dochodzi do wyboru papieża, mamy do czynienia z wyborem na całe życie, a Benedykt XVI jest tu jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Wielu wiernym Benedykt XVI wydaje się osobą poważną, żeby nie powiedzieć, że wręcz zimną. Czy jest taki prywatnie? A może jego postawa to tylko sposób na zdystansowanie się wobec świata, pod którym kryje się pogoda ducha?
Myślę, że w pierwszej kolejności Benedykt XVI, choć jest człowiekiem bardzo nieśmiałym, jest bardzo zasadniczy w kwestiach doktrynalnych. I, co trzeba podkreślić, bardzo „niemiecki” w niektórych kwestiach. Najwyraźniej było to widać w jego braku elastyczności w wielu sprawach. Dla Benedykta XVI jest jasne, że jeżeli zostało ustalone, że coś ma się odbywać o wyznaczonej godzinie, to tak powinno być. Co jest ustalone, jest ustalone. W jego życiu nie ma miejsca na nieprzewidywalność, inaczej niż w przypadku jego poprzednika. Na przykład za czasu pontyfikatu Jana Pawła II, ludzie, którzy go interesowali, byli przyjmowani na koniec poranka tak, aby można było przeznaczyć im więcej czasu niż przewidywano. Jan Paweł II był panem czasu, natomiast jego następca w całości przestrzegał protokołu i ustalonych wcześniej planów. Jeżeli na daną czynność przeznaczono sześć minut, to powinna ona trwać dokładnie sześć minut. Sądzę, że jest to styl bycia, który po prostu odpowiada Benedyktowi XVI. Poza tym, pamiętajmy, że Benedykt XVI jest przede wszystkim intelektualistą, a wydaje mi się że dla tego typu ludzi spotkania ciągnące się przez cały dzień mogą być po prostu bardzo męczące.
Czy może Pani powiedzieć o upodobaniach literackich Benedykta XVI? Przecież nawet papież nie może stale czytywać jedynie pism teologicznych…
Benedykt XVI czytał książki historyczne, geopolityczne, a także raporty, które dostawał ze względu na pełnioną funkcję. Trudno byłoby mi jednak podać konkretne tytuły. Sądzę, że przede wszystkim był jednak zanurzony właśnie w literaturze teologicznej. Trzeba pamiętać, że doba ma tylko 24 godziny…
Benedykt XVI wprowadził na watykański dwór arystokratyczny model sprawowania władzy. Czy ta specyficzna otoczka związana z pontyfikatem Benedykta XVI: powrót do historycznych strojów, elementów przepychu, była spowodowana pewną wizją Kościoła reprezentowaną przez Josepha Ratzingera? Czy raczej złożyć to należy na karb jego wyrafinowanego wyczucia estetycznego? Jest on wszak nie tylko wybitnym teologiem, ale ponoć także niezłym muzykiem. Jego następca Franciszek ma w tym względzie poglądy radykalnie odmienne. Watykan jest przygotowany na taką huśtawkę zmian?
Każdy wnosi ze sobą swój bagaż historii, i nie mówię tego w sensie pejoratywnym. Benedykt XVI pochodzi z Bawarii, gdzie dotychczas żyją wielkie stary rody, niosące ze sobą wszystko to, co wiąże się ze starą niemiecką arystokracją. Moje osobiste wrażenie jest takie, że prezentował on postawę zapatrzonego w arystokrację syna policjanta. Jednak, jak już mówiłam, jest to jedynie moje osobiste odczucie. Trzeba pamiętać, że Benedykt XVI rzeczywiście ma niezwykle mocno rozwinięty zmysł estetyki. Myślę, że z kolei obecny papież jest naznaczony doktryną jezuicką. W pierwszej kolejności stawia na skuteczność i dlatego uważa, że te wszystkie bogate szaty są zbyt ciężkie, a co za tym idzie zbyt niepraktyczne. Dlatego je odrzuca.
Czy Kurię Rzymską można Pani zdaniem nazwać ostatnim bastionem Kościoła przedsoborowego?
Jeżeli chodzi o kwestie estetyczne to na pewno. Jednocześnie robi na mnie wielkie wrażenie to, że mamy do czynienia z kardynałami, działającymi znacznie skuteczniej niż tajne służby amerykańskie. Z ludźmi, którzy są nieprawdopodobnie dobrze poinformowani i myślę, że jest to doskonałym świadectwem ich nowoczesności.
Niejednokrotnie mówi się o pewnego rodzaju wojnie między jezuitami a Opus Dei. Czy papież Franciszek raczej zażegna ten spór, czy doprowadzi do jego eskalacji?
Odwołam się do Jana Pawła II, który był na tyle zręcznym politykiem, że potrafił „zagrać” i na zakonnikach z Towarzystwa Jezusowego, i na innych frakcjach. Spodziewam się raczej, że zręczność papieża Franciszka spowoduje, że rozdzieli stanowiska pomiędzy członków poszczególnych ugrupowań tak, że będą oni usatysfakcjonowani. Dzięki temu wewnętrzne tarcia nie będą odgrywały kluczowej roli. Myślę w każdym razie, że ten papież jest zdecydowanie zbyt inteligentny, aby w otwarty sposób faworyzować jezuitów. Za przykład może świadczyć fakt, że były sekretarz stanu Benedykta XVI, kardynał Bertone, cały czas piastuje swoją funkcję.
Towarzystwo Jezusowe zostało powołane do życia w obliczu bardzo poważnego kryzysu Kościoła. Czy wybór członka zakonu na papieża nie oznacza, że historia zatoczyła koło?
Nie, nie sądzę, aby tak było. Myślę, że wybór Jorge Marii Bergoglia na papieża, jest olbrzymi powód do dumy dla Towarzystwa Jezusowego. Myślę, że dużo większą rolę w wyborze tego papieża odegrał nie fakt że należy on do zakonu jezuitów, lecz to, iż pochodzi z Ameryki Południowej i że korzysta z moralnej spuścizny kardynała Martiniego.