Wandalizm w muzeach – odpowiedzialność, ale czyja?
W tym roku w Galerii Trietiakowskiej w Moskwie mężczyzna celowo uszkodził słynny obraz Ilji Riepina „Iwan Groźny i jego syn”. Kilka dni temu Sąd Apelacyjny w Krakowie podtrzymał wcześniejszy wyrok skazujący dwóch Anglików na karę grzywny za wyrządzone szkody w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Słynny obraz Rembrandta „Straż nocna” z 1642 roku już kilkukrotnie był niszczony przez zwiedzających, m.in. w 1911 roku został dźgnięty nożem, a w 1990 roku zamalowano go sprayem. Takich przykładów można mnożyć więcej.
Cele wandali bywają najróżniejsze. Czasami jest to manifestacja poglądów politycznych bądź performance artystyczny, innym razem kieruje nimi niewiedza ocierająca się o głupotę. W każdym z tych przypadków celem stają się artefakty, które stanowią szeroko rozumianą wspólną własność nas jako Polaków, Europejczyków, czy ogólnie ludzkość.
Akty wandalizmu są elementami, które uwidaczniają dwustronną relację na linii muzealnik-odbiorca. Pomimo stosowanych zabezpieczeń elektronicznych, fizycznej ochrony czy zapewnieniu odpowiednich warunków ekspozycji (temperatura i wilgotność powietrza, odpowiednie oświetlenie), trudno jest przewidzieć ludzkie działania. Stąd, moim zdaniem, udostępnianie często bezcennych artefaktów wiąże się z kredytem zaufania, jaki instytucje udzielają swoim gościom. Kredyt ten jest ograniczony, jednak u jego fundamentów leży założenie o dobrej woli zwiedzających.
Muzea dbając o zachowanie dziedzictwa historycznego mogą pokazywać obiekty w pancernych gablotach. Takie działania skutkowałyby jednak cofnięciem się do ery ekspozycji reprezentowanych przez napisy „nie dotykać” i filcowe kapcie. Komfortowe zwiedzanie to możliwość przyjrzenia się z bliska dziełom sztuki, a nie obserwowanie ich z bezpiecznej dla przedmiotów odległości. Uchwycenie wcześniej niezauważanych szczegółów często daje dużo większą satysfakcję, niż sam fakt zobaczenia całego dzieła, którego reprodukcje są najczęściej dostępne w sieci.
Chociaż konkretne eksponaty i całe ekspozycje są ubezpieczane, nie oznacza to, że ich uszkodzenie i późniejszy proces konserwacji bądź renowacji nie mają na nie wpływu. Pomijając samą wartość danego dzieła sztuki czy pamiątki historycznej, wyłączenie części bądź całości wystawy znajduje odzwierciedlenie w opiniach o niej, a zatem może także wpłynąć na plany kolejnych ekspozycji. W przypadku biletowanych wystaw ma także konkretne przełożenie na finanse.
Liczba zorganizowanych wystaw czasowych w Polsce, według raportu „Kultura 2017” Głównego Urzędu Statystycznego, to aż 5 707 ekspozycji, a do tego należy dodać 2 636 wystaw stałych. Każdą z nich poprzedzał etap prac koncepcyjnych, kwerend, organizacji i produkcji. Gotowy produkt w postaci zaaranżowanej odpowiednio przestrzeni z eksponatami to efekt wysiłku od kilku do kilkunastu osób. Cel jest jeden: udostępniać i popularyzować wiedzę z zakresu historii, sztuki, archeologii czy nauk przyrodniczych.
Akty wandalizmu w świetle przedstawionych powyżej danych statystycznych są zdarzeniami marginalnymi, jednak szkody poniesione w ich wyniku dotykają nie tylko nas samych, ale także pokolenia, które przyjdą po nas.
Incydenty, w których pojawiają się znane dzieła sztuki zawsze przyciągały i przyciągają uwagę. Znacznie częściej jednak celem wandalów stają się mniej cenione obiekty, których główną wartość stanowi ich historyczne pochodzenie. W takich przypadkach media głównego nurtu nie relacjonują przebiegu procesów oskarżonych, czy późniejszych prac renowacyjnych. Tego typu obiekty mogą liczyć na zainteresowanie jedynie, gdy związane są z wysoko cenionymi społecznie miejscami pamięci, jak chociażby wcześniej wspomniany KL Auschwitz-Birkenau.
W mojej opinii międzypokoleniowa odpowiedzialność nakłada na nas ciężar zachowania dla potomnych dorobku poprzedzających nas epok. Działania i środki zapobiegawcze stosowane przez muzealników nie wystarczą, gdy w grę wchodzi czynnik ludzki. Warto zatem reagować na wszelkie przejawy wandalizmu. Wystarczy, że wśród ponad 37 milionów odwiedzających polskie muzea (według danych GUS z 2017 r.) znajdzie się kilka osób, które swym nieodpowiedzialnym zachowaniem zagrażają bezpieczeństwu eksponatów, a straty będą nieocenione. Jednak czasami wystarczy także reakcja innych zwiedzających, aby uniknąć katastrofy.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Paweł Czechowski