Wacław Oyrzanowski – „Czy starczy sił na przetrwanie?” – recenzja i ocena
Można z całą stanowczością stwierdzić, że autorem książki jest pan Wacław Oyrzanowski, choć z pewnością nie miał on zamiaru jej wydawać. Książka, oprócz uzupełnień dokonanych przez córkę, panią Elżbietę Oyrzanowską (z reguły chodzi o informacje mające na celu przybliżenie osób występujących w pamiętniku) i ponad 300 zdjęć, zawiera wyłącznie materiały napisane przez Wacława Oyrzakowskiego bądź jego dotyczące.
Wacław Oyrzanowski był podoficerem mechanikiem w lotnictwie. Świat widziany oczami podoficera uwięzionego na lotnisku i oglądającego wojnę poprzez pryzmat ciężkiej pracy jest zupełnie inny niż ten, który wyłania się z licznych wspomnień spisanych przez lotników oficerów. Nie ma w świecie Oyrzanowskiego wielkich pojedynków, nie ma bohaterstwa ani poświęcania życia za innych. Jest za to ciężka praca, aby ci, dla których przygotowuje samoloty, mogli bezpiecznie wracać.
Lotnictwo w Wojsku Polskim stanowiło elitę i w obliczu nieuchronnej klęski, na mocy decyzji dowódców, było ewakuowane w pierwszej kolejności. Dzięki temu uniknął Oyrzanowski obozów jenieckich, w których utknęły tysiące polskich żołnierzy. Przez Rumunię i Jugosławię autor został błyskawicznie ewakuowany do Grecji. Stamtąd równie szybko do Francji. Sprzymierzeńcy przecież, jak nigdy, potrzebowali fachowców do obsługi wojsk lotniczych. Po krótkim epizodzie wojennym we Francji Oyrzanowski został ewakuowany do Anglii.
Musiał być bardzo dobrym mechanikiem, skoro zarówno w Polsce, jak i we Francji czy Anglii pełnił funkcję szefa mechaników. Szef podoficer to w wojsku najbardziej niewdzięczna pozycja. To ktoś pomiędzy żołnierzem, podoficerem i oficerem, a przecież, jak mówił jeden z największych dowódców amerykańskich, „o sile armii stanowią sierżanci”.
Pan Oyrzanowski nie mógł zostać pilotem, choć o tym właśnie marzył najbardziej. Nie chciał być z kolei oficerem, a taką propozycje otrzymał. Dobrze czuł się w swojej roli. Mimo bardzo naiwnego pojmowania otaczającej go rzeczywistości, był człowiekiem na wskroś uczciwym.
Przeczytałem książkę trzy razy. Pierwszy raz zniechęcony, drugi raz z obowiązku, trzeci z przyjemnością. Nie jest to pozycja łatwa i tym, którzy zwracają uwagę na walory literackie, na słownictwo, lekturę odradzam. Jest to książka do czytania wielokrotnego, do czytania po kilka stron. Jeśli tak się ją przyswaja, okazuje się, że jest to publikacja ważna. Ważna nie tyle ze względu na jej zawartość faktograficzną, co raczej na możliwość przeżywania wojny wraz z człowiekiem zwyczajnym, niepozbawionym wad i mylącym się w osądach otaczającej go rzeczywistości i ludzi.
Nie ma w tej książce ocen połowicznych, wygładzonych, politycznie poprawnych. Rosjanie to często „kacapy”, inżynierowie – „inżynierki”, a oficerowie to niejednokrotnie „pasibrzuchy”. Oyrzanowski nie unika tematów wstydliwych, jak pijaństwo czy naganne, według niego, zachowanie żonatych kolegów. Wojna to nie tylko walka. Polscy lotnicy mieszkający w Anglii, o czym nie przeczytamy w hagiograficznych opisach dziejów naszego lotnictwa, jak wszyscy chodzili do knajp, wywoływali awantury – zachowywali się jak większość żołnierzy. Przewaga pamiętnika Wacława Oyrzanowskiego nad innymi z tego okresu polega na jego autentyzmie, na realizmie oddanym aż do bólu. Ta pozytywna strona miesza się jednak z rażącą często naiwnością sądów autora oraz niesprawiedliwością w ocenach.
Pamiętnik nie jest (jak przedstawia to wydawca) „zupełnie wyjątkowym dokumentem, bo pisał go podoficer mechanik”. Jest on wyjątkowy dzięki szczerości autora. Książkę polecić można osobom interesującym się historią lotnictwa w okresie II wojny światowej i to pomimo wysokiej ceny – 39 złotych, częściowo uzasadnionej olbrzymią ilością zdjęć (ja naliczyłem ich 304) i chyba niezbyt dużym nakładem.
Zredagował: Kamil Janicki
Korektę przeprowadziły: Joanna Łagoda i Bożena Pierga