W szponach wirtualnego hazardu

opublikowano: 2007-10-27, 21:26
wolna licencja
Poker? Black Jack? Jednoręki bandyta? A może coś związanego ze sportem? Nie gra roli czy chcesz postawić ostatnią złotówkę na rozgrywkach szwedzkiej ligi hokejowej, czy na wyścigach psów w Chinach. Kto dobrze poszuka, znajdzie w sieci nawet zakłady o to, które państwo jako pierwsze wyśle ludzi na Marsa.
reklama

Dzisiejszy hazardzista nie musi w konspiracji zaszywać się na zapleczu podrzędnego lokalu, żeby w zadymionym pokoju zagrać w pokera. W erze internetowej rewolucji uruchomia komputer i wchodzi na jedną z wielu stron, gdzie może spróbować szczęścia na tysiące sposobów. Na trzy dni przed wyborami bukmacherzy z STS kuszą zakładami o to, która partia zdobędzie największe poparcie i który z polityków zostanie przyszłym premierem. Zagraniczny serwis Gamebookers codziennie oferuje zakłady dotyczące zachowań rynków finansowych.

Hokej na lodzie jest sportem, który cieszy się zainteresowaniem internetowych hazardzistów. Zdjęcie: Raymond Tellers, źródło: Wikipedia, opublikowano na licencji GNU

Grają wszyscy, od młodego do starego, kobiety i mężczyźni. - Tata otworzył nam wspólne konto. Stawiamy całą rodziną. Nie chwaląc się, zostawiłyśmy z mamą facetów w tyle. My jesteśmy na plusie, tata i brat już musieli dopłacać - mówi Agnieszka, studentka politologii. Gra o niewielkie sumy w zakładach sportowych. Nie ufa czystemu przypadkowi. - Spędziłam trochę czasu w Szwecji i orientuję się całkiem dobrze w tamtejszym hokeju. Serwis na którym gramy zna się chyba na tym gorzej niż ja, bo często ma absurdalne stawki. Jak widzę szansę, to stawiam kilka złotych. Nigdy za dużo i nie za często - zastrzega.

Gigantyczne sumy

Wielu moich rozmówców uśmiecha się, gdy pytamy ich o hazard przez Internet. Ale biznes, który za tym stoi i sumy, które przepływają przez wirtualne kasyna i totalizatory są niebagatelne. W 2006 r. wartość rynku hazardu w Polsce wzrosła prawie o 30 proc. i przekroczyła 8,3 mld zł. W automatach, kasynach, u bukmacherów i w kolekturach Totalizatora Sportowego zostawiliśmy więcej niż w kieszeniach właścicieli browarów! Ile z tej sumy inkasują internetowe serwisy? Ostrożne wyliczenia Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową mówią, że przychody około 30 polskojęzycznych witryn hazardowych mogą sięgać nawet 1,5 mld zł rocznie.

Aby się przekonać o potędze finansowej takich serwisów wystarczy spojrzeć na koszulki kilku czołowych klubów piłkarskich. Internetowych bukmacherów stać na wykupienie horrendalnie drogiej powierzchni na strojach - do tej pory na taką reklamę mogli pozwolić sobie jedynie giganci pokroju Danone, Opla czy Fly Emirates. Głównym sponsorem mistrzostw świata w snookerze, niezwykle popularnej w Wielkiej Brytanii i Azji odmianie bilardu, jest 888.com - lider w branży hazardowej. Podobnych przykładów można podać więcej.

888.com - lider w branży hazardowej.

Szansę na wzbogacenie wyczuli nawet domorośli biznesmeni. Jak grzyby po deszczu rozmnożyły się w sieci nieprofesjonalne serwisy bukmacherskie oraz strony doradców, którzy (oczywiście za drobną zapłatą) poprowadzą interesy gracza i zasugerują swoje typy i najkorzystniejsze zakłady. Również serwisy gier internetowych zaraziły się bakcylem hazardu. Popularna strona 8ball Club umożliwia internautom rozgrywanie między sobą wirtualnych meczów w poola. Do niedawna jedyną stawką były punkty w amatorskim rankingu. Od pewnego czasu możliwe jest również postawienie w czasie pojedynku żywej gotówki. Chętnych do takich meczów nie brakuje o żadnej porze dnia i nocy.

reklama

Hazard dzieli państwa

Jednak nie tylko pieniądze budzą spore emocje w tym temacie. Prawnicy od dłuższego czasu dyskutują nad zgodnością z prawem tego typu rozrywki. Według obowiązujących przepisów uczestniczenie na terenie Polski w zagranicznej grze losowej lub zagranicznym zakładzie wzajemnym to przestępstwo skarbowe. Problem jest w interpretacji. Czy należy uznać, że Kowalski odwiedzający internetowe kasyno gra na terytorium Polski, czy na terytorium państwa, w którym zarejestrował się serwis? Jeśli to pierwsze - mamy do czynienia z przestępstwem. Oczywiście organizatorzy tego typu rozrywek zapewniają internautów, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Nie oznacza to jednak, że gracze mogą spać spokojnie, bo polskie sądy niekoniecznie muszą być tego samego zdania. Pytani przez nas prawnicy mówią nawet, że zapewnienia bukmacherów są nic niewarte.

Lepiej również zachować ostrożność wobec zapewnień, że dochody uzyskane dzięki grze przez Internet są zwolnione od podatku. Zdaniem prawników nasze wygrane co do zasady podlegają podatkowi dochodowemu od osób fizycznych. Problem w tym, że egzekwowanie przepisów napotyka ogromne problemy. Gdy resort finansów próbował przeciąć ten węzeł gordyjski bardziej zdecydowanymi działaniami, okazało się, że nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Prawnicy z Ministerstwa chcieli zdelegalizować internetowy hazard lub zamknąć rynek dla zagranicznych serwisów. W zamian zamierzano wprowadzić państwowy monopol lub system koncesji. Problem w tym, że orzecznictwo ETS, które wiąże także nasz kraj, takim pomysłom pokazuje czerwone światło. W 2003 r. Trybunał rozstrzygnął, że każdy operator, który ma licencję wydaną choćby w jednym kraju UE, może oferować swoje usługi w całej Unii. Przeciwne regulacje w zasadzie oznaczają dyskryminację, sprzeczną z zasadą swobody świadczenia usług. Ostatnio Trybunał podtrzymał tę linię orzeczeniem z dnia 6 marca 2007 roku w tzw. sprawie Placanica.

Wokół tematu wirtualnych kasyn doszło nawet do międzynarodowego spięcia, gdy amerykański Kongres we wrześniu 2006 roku uchwalił ustawę, która zabroniła bankom przeprowadzania transakcji z internetowymi jaskiniami hazardu. Następnego dnia akcje notowanych na giełdzie w Londynie spółek PartyGaming, Sportingbet, czy 888.com, spadły na łeb na szyję. Nic dziwnego - tego dnia zamknęła się dla nich 1/4 światowego rynku. Jak pokazywały ostrożne szacunki, w internetowych grach hazardowych brało udział ponad 30 mln Amerykanów. Na internetowe kasyna spadły kolejne nieszczęścia. Na początku września 2006 roku policja aresztowała w Nowym Jorku Petera Dicksa, obywatela Wielkiej Brytanii i honorowego prezesa Sportingbetu. Dwa miesiące wcześniej w Teksasie został zatrzymany David Carruthers, prezes BetOnSports. Biznesmenom postawiono zarzuty gangsterstwa, prania brudnych pieniędzy i przestępstw podatkowych.

reklama

Ale postępowanie Waszyngtonu nie wszystkim się podobało. Antigua i Barbuda skierowały sprawę do WTO, twierdząc, że egzekwując te przepisy Waszyngton łamie zasady wolnego przepływu towarów i usług. Organizacja podzieliła ten pogląd, nakazując USA zmianę regulacji. Waszyngton jej zaleceń nie zrealizował, wciąż trwają międzynarodowe przepychanki.

Bukmacherska dyskryminacja

Bukmacherzy nie mają wątpliwości, że Polacy nie grają jeszcze na potęgę. - Największy ruch mamy tradycyjnie w weekendy i przed meczami piłkarskiej Ligi Mistrzów. Do tego dochodzą tłuste dni przy okazji wielkich imprez - siatkarska Liga Światowa, futbolowe Mistrzostwa Europy - mówi Katarzyna Karkowska z firmy Totolotek. - Nasi bukmacherzy, którzy dbają o wysokość kursów, mają wtedy pełne ręce roboty. Chodzi o to, żeby stawka była konkurencyjna, ale gwarantowała zysk. Kilka groszy w jedną albo drugą stronę i może się okazać, że to my najwięcej przegraliśmy. Totolotek to tradycyjna „naziemna” firma bukmacherska. Na razie udanie rywalizuje z elektronicznymi konkurentami. - Czujemy pewne zagrożenie, ale bez przesady. Problemem jest nierówne traktowanie nas przez przepisy prawne – dodaje. Zagraniczne firmy nie płacą podatków od gier i nie rozliczają się z polskimi związkami sportowymi za przyjmowanie zakładów w ich dyscyplinach. Najbardziej widocznym dowodem dyskryminacji są billboardy internetowych serwisów bukmacherskich. Zobaczyć je można można we wszystkich większych miastach, na stadionach i przy drogach szybkiego ruchu, chociaż polskie prawo zabrania reklamowania hazardu.

reklama
Totolotek.pl - zakłady bukmacherskie

Raz na wozie, raz pod wozem

Skoro na obstawianiu przez Internet zarabiają firmy bukmacherskie i różnego rodzaju doradcy, to ktoś musi na tym tracić. I to niemało. O jednym przegranym w całym biznesie wspomnieliśmy. Skarb Państwa na ogromnym przepływie gotówki nie zarabia ani złotówki. Cieszy to zapewne i szefów internetowych serwisów, i amatorów zakładów. Ale radość tych ostatnich jest przedwczesna, bo to na ich skłonności do hazardu kokosy zbijają właściciele witryn.

Łatwo się domyślić, że statystyczny hazardzista przegrywa więcej i częściej niż wygrywa. Odwrotne przypadki należą do rzadkości. A kto przegrał, próbuje się odegrać. Skutek bywa opłakany. - W liceum stawialiśmy całą klasą. Głównie piłka nożna, europejskie puchary. W naszym mieście były tylko dwa kioski, w jednym za ladą siedział kuzyn dyrektora szkoły, w drugim mama koleżanki. Nie było szans, żeby pozwolili nam nawet zabrać kupon. Został internet, tam nikt mi nachalnie na wiek nie patrzył - twierdzi Maciek, dzisiaj student jednej z krakowskich uczelni prywatnych. - Zastopowałem, gdy nie miałem za co kupić biletu miesięcznego. Dostałem kasę od rodziców, ale tego samego dnia nasi grali z Portugalią. My na takie mecze mówimy beton, że niby takie twarde, pewne. Wrzuciłem wszystko na Portugalczyków. A potem o ten beton sobie chciałem głowę roztrzaskać, bo Ebi Smolarek załatwił dla Polaków mecz.

Oczywiście, nie zawsze zakładanie kończy się przegraniem wypłaty czy stypendium. Zdarzają się tacy, do których uśmiechnęła się Fortuna. Odwiedzający internetowe serwisy mogą kliknąć na eksponowany link i obejrzeć zakłady tych, którym się powiodło i zainkasowali okrągłe sumy. Oczywiście listy spektakularnych porażek i utopionych majątków przezornie nie umieszczono.

Mój znajomy, którego pytałem ostatnio o doświadczenia z hazardem, przypomina sobie kolegę, któremu się wiodło. - Paweł miał do tego nosa. Jego typy uchodziły za pewniaki. Nie miał w domu komputera, więc wpadał do mnie, żeby postawić. Ledwo wyszedł, dzwoniłem do kumpli, jakie były jego typy. Następnego dnia albo wszyscy byliśmy stratni, albo cieszyliśmy się z wygranej. Raz na wozie, raz pod wozem, jak to mówią. Problem w tym, że gdybym nie przestał grać, pewnie wpadłbym pod koła tego wozu - mówi, wspominając kwoty, które stawiał.

  • Daj mi numer do tego Pawła, zapytam go o jego zakłady - proszę Łukasza. Chłopak zaczyna się śmiać - Nie ma go w Polsce. Nawet jak wygrywał, to przecież nie tyle, żeby za to żyć. Pojechał do Anglii na zmywak. Z tego, co wiem, ciągle obstawia tam mecze - dodaje po chwili.
reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Rodak
Absolwent politologii i student prawa na Uniwersytecie Warszawskim, współpracował z redakcją „Życia Warszawy” i branżowego miesięcznika poświęconego samorządowi terytorialnemu „Forum Samorządowe”. Obecnie pracuje w administracji rządowej, czym, jak mówi, zdradził swoją miłość do samorządu terytorialnego. Jest fanatycznym kibicem snookera i włoskiego futbolu. Do końca 2007 roku blisko współpracował z redakcją „Histmaga”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone