W dziejach Polski nie brakuje krwawych wydarzeń, które miały miejsce w święta - wywiad ze Sławomirem Koprem
Magdalena Mikrut-Majeranek: „Święta po polsku. Tradycje i skandale” to pana najnowsza publikacja, która niebawem trafi pod strzechy wielu czytelników. To jednak nietypowa jak dla pana pozycja, a i w trakcie pisania zmieniła się także koncepcja na temat tego, jak ma wyglądać.
Sławomir Koper: Pierwotnie książka miała zostać wydana w innym wydawnictwie, które zamówiło u mnie książkę pt. „Historia polskich świąt”. Jednakże kiedy napisałem ponad 40 proc., stwierdziłem, że wychodzą mi święta po polsku i nie bardzo nadaje się to do czytania pod choinką. Postanowiłem zmienić wydawnictwo, a nie zmieniać treści. Ostatecznie książka została wydana we Frondzie.
M.M.: Czytelnicy, którzy liczą na lekturę poświęconą typowo polskim świętom mogą się zdziwić. Bowiem nie opisuje pan standardowych, polskich tradycji, ale zasypuje nas ciekawostkami, opisując metamorfozy, jakim podlegają zwyczaje okołoświąteczne. Są tu też wymienione rozmaite zbrodnie popełnione w święta, płomienne romanse i wiele, wiele innych…
S.K.: Skoro wydarzyły się w czasie świąt, to dlaczego mam o nich nie pisać? Prawda jest taka, że nigdy nie spotkałem się z książką, traktującą dokładnie o wydarzeniach, które rozegrały się w czasie świąt. Dlatego w końcu sam taką napisałem.
M.M.: Rozprawia się Pan też z wieloma stereotypami i wskazuje przenikanie oraz koegzystencję elementów pogańskich i chrześcijańskich.
S.K.: U nas mówi się o tradycji ludowej, ale jaka to tradycja ludowa? To pogaństwo. Nawet tak chrześcijańskie święto jak Boże Ciało nasiąkło ludowymi elementami. Powstało jako uroczystość typowo katolicka, ale z biegiem lat obrosła w wiele ludowych naleciałości, które często nie mają wiele wspólnego z przekazem religijnym. Obchodzimy też wiele świąt, które mają swoje źródło w czasach pogańskich.
Sztandarowym przykładem jest święto Wszystkich Świętych. To jak najbardziej święto słowiańskie. Zapalenie przysłowiowego znicza jest pozostałością palenia ognisk. Dawniej czyniono tak, aby dusze wędrujące po świecie mogły się ogrzać. Z kolei Boże Narodzenie, które przypada 25 grudnia, obchodzone jest w dniu dawnego święta Słońca Niezwyciężonego, z czasów rzymskich.
Zresztą niedziela do dzisiaj w wielu językach to sunday, czyli dzień słońca. Prawda jest taka, że na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wierzymy np., że karp był od zawsze potrawą świąteczną Polaków. A tak naprawdę przed wojną karp faktycznie gościł na polskich stołach i był bardzo popularny, ale wśród inteligencji i robotników. Natomiast na dworach ziemiańskich był uważany za rybę dość podłej jakości. Poza tym kojarzył się raczej z kuchnią żydowską. Królem wigilijnego stołu stał się dopiero w czasach PRLu.
M.M.: Opisuje pan mrożące krew w żyłach zbrodnie, do których dochodziło właśnie w święta. Okazuje się, że to wcale nie był i nie jest taki spokojny okres, jak mogłoby się wydawać. W średniowieczu obwiązywał treuga Dei, rozejm bożym, czyli zakaz toczenia walk. I nawet później starano się tego przestrzegać. Jednakże prywatne wojenki były toczone.
S.K.: W dziejach Polski nie brakuje krwawych wydarzeń, które miały miejsce w święta. Oblężenie Jasnej Góry zakończyło się dzień po świętach Bożego Narodzenia. Nie brakowało też innych zbrodni. Cóż, nie ma złej pory na mordowanie się. Za przykład może posłużyć sławetna zbrodnia pod Połańcem.
M.M.: Czy to najbardziej spektakularna zbrodnia, którą popełniono w czasie świąt?
S.K.: Uważam, że to najbardziej haniebne i wstrząsające morderstwo. W nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku, na drodze z Połańca do Zrębina w Świętokrzyskiem, zamordowano całą rodzinę wracającą z pasterki do domu. Morderstwa dopuścili się ich krewni, a zrobili to na oczach całej wsi.
Co gorsze, panowała tam straszna zmowa milczenia. Świadkowie przysięgali nie tylko na krzyż, lecz także na własną krew, że nie wyjawią, co się stało. Zatrważające jest to, że nie wydarzyło się to w jakiś odległych czasach na peryferiach kraju, ale w połowie lat 70-tych i to w centralnej Polsce! Do dziś obowiązuje tam zmowa milczenia, pomimo tego, że sprawcy zostali dawno skazani na śmierć i powieszeni.
M.M.: W książce nie brakuje też opowieści o znanych rodach np. o Potockich czy różnych fatalnych w skutkach romansach, które także rozgrywały się w czasie świąt.
S.K.: Życie pozostaje życiem i toczy się swoim rytmem. Nie zwraca uwagi na to, czy to święta, czy dzień powszedni. Trudno oczekiwać, żeby w święta ludzie zachowywali się inaczej. Ta świąteczna atmosfera sprzyja rozmaitym działaniom bliskim ludzkiemu gatunkowi.
Polecamy książkę Sławomira Kopra pt. „Święta po polsku. Tradycje i skandale”!
M.M.: Przywołuje pan też z mroków zapomnienia, a zarazem popularyzuje pewne tradycje i zwyczaje, które zostały zapomniane lub też nie są szerzej znane. Tak jest chociażby w przypadku pucheroków w Bibicach. Czym one są?
S.K.: Wieś Biblice położona jest pod Krakowem, w gminie Zielonki. Dawniej, w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów znajdowała się tam filia Akademii Krakowskiej. Z kolei „pucheroki” to rodzaj pieśni, popisów wokalnych młodzieży w Niedzielę Palmową. Zwyczaj ten wywodzi się z czasów, kiedy młodzi żacy chcieli zarobić trochę grosza czy uzyskać jedzenie. Chodzili wówczas po wsi i śpiewali z rana, budząc gospodarzy. Dziś, choć studentów już tam nie ma, zwyczaj kontynuuje lokalna młodzież. Rozmawiałem nawet niedawno ze znajomą, która wspomina, że śpiewającym dawano cokolwiek, żeby tylko byli już cicho i dali ludziom spać.
Obecnie obserwujemy odrodzenie starych tradycji, którym dodaje się regionalnej treści. Jednakże przypomina to czasami trochę cepelię, nie jest już tak spontaniczne, jak dawniej. Tak jest np. z opolskimi krzyżokami, czyli konnym objazdem wsi podczas świąt Wielkiej Nocy. Jest to raczej planowane przez samorządy i organizowane jako forma promocji regionu, mająca zachęcić turystów do odwiedzin danego miejsca. Trudno się temu dziwić, każdy region stara się promować się jak najlepiej.
M.M.: W swojej książce przedstawia pan nie tylko genezę pewnych zwyczajów i tradycji, ale wskazuje także na metamorfozy, jakim one podlegają, ewolucję, która sprawia, że niektóre pogańskie zwyczaje zostały zasymilowane przez kulturę chrześcijańska, a dziś nie pamiętamy jakie mają źródło.
S.K.: Ewolucja następuje nieubłaganie. Mija czas, zmieniają się epoki, ludzie, to i tradycje się przenikają, zmieniają. Podczas pisania tej książki interesowało mnie także odbicie pewnych świątecznych tradycji w literaturze. Cytuję tu np. „Dziady” Mickiewicza, „Lalkę” Prusa czy „Chłopów” Reymonta, którzy są prawdziwą kopalnią ludowych tradycji. Ważnym rozdziałem w książce jest też ten poświęcony polskim kolędom i pastorałkom. Ich początki sięgają czasów średniowiecza, dlatego też w książce pojawiają się kolędy od czasów królowej Jadwigi Andegaweńskiej aż do współczesności. Są kolędy legionowe, takie z czasów okupacji i te najnowsze z czasów Solidarności. Odbijają się w nich dzieje Polski, także historia najnowsza.
Pamiętam z czasów dzieciństwa, że rankiem w niedzielę wielkanocna strzelało się pod kościołem. W ruch szedł karbid, kapiszony, korki i rozmaite petardy domowej roboty. Dziś nie ma już takich zwyczajów. W tej chwili popularne są sztuczne ognie. Wszystko się zmienia.
M.M.: W książce „Polskie święta. Tradycje i skandale” można znaleźć wiele ciekawostek, z których nie zdajemy sobie sprawy. Do kogo tak naprawdę skierowana jest ta publikacja?
S.K.: Do moich stałych czytelników, ale także i dla tych, którzy chcieliby poczytać sobie o świętach inaczej niż jest to opisane wszędzie, tak niestereotypowo.
M.M.: Pisze pan i publikuje książki w zawrotnym tempie. Pewnie ma pan już kilka tytułów w zanadrzu, które niebawem się ukażą?
S.K.: Faktycznie, dwie książki już czekają na wydanie. Pierwsza z nich to „Polscy szpiedzy 2”, czyli zbiór moich scenariuszy do serialu produkowanego przez CANAL+ DISCOVERY. Na ukończeniu jest też książka „Ostatnie lata polskiego Wilna”, będąca kontynuacją „Ostatnich lat polskiego Lwowa”. Planowana jest jeszcze jedna książka z tego cyklu, opowiadająca o ostatnich latach polskich Kresów, ale już bez Lwowa i Wilna. Oprócz tego mam jeszcze kilkanaście pomysłów na inne książki.
Kończę też biografię Moniuszki. Nie do końca jestem z niej zadowolony, bo ten Moniuszko był taki uczciwy, taki porządny… na szczęście tytuł brzmi: „Moniuszko i jego czasy”, dlatego można doszukać się jakiś skandali w jego otoczeniu.
M.M.: Życzę samych sukcesów i dziękuję serdecznie za rozmowę!