W bydlęcych wagonach
Ten tekst jest fragmentem książki Anny Augustyniak „Na targu niewolników III Rzeszy”.
Wmieście przemianowanym na Schieratz ludzi na stojąco upchnięto w bydlęcych wagonach i zasunięto rygle. Zapadła ciemność, pociąg ruszył. Dokąd? Nikt nie wiedział dokąd i niczego nikt nie widział: ani szyldów mijanych stacji, ani budynków, ani drzew, nawet bezkresu. Bronkę ktoś przygniótł tobołkami. Chciała wołać o pomoc, ale ręce Władki były gdzieś daleko, nie mogła ich odnaleźć, dusiła się, chciwie łapała powietrze. Przez zakratowane okienko niewiele go wpadało. Gorąco stawało się nie do wytrzymania. Jedni drugich błagali o wodę, ale nikt jej nie miał. Pragnienie paliło i niektórych z tego pragnienia nagła gorączka spaliła. Zamilkły na zawsze ściśnięte i przytulone do swych matek maleńkie dzieci. Zwłoki wyrzucano potem z wagonu prosto na taczki, gdy już pociąg zajechał na miejsce. Janek początkowo myślał, że to lalki na tych taczkach układają, dopiero przeraźliwe krzyki i lament kobiet, którym odbierano niemowlęta, uprzytomnił mu, co się stało.
Transportem kolejowym kierował wtenczas SS‑Oberstürmbannführer Hermann Krumey. Nie miał nawet czterdziestki, a już był kimś. Wcześniej szpiegował dla Abwehry, ale Himmler miał dobre oko, wyłowił go, awansował i Krumey w Łodzi rozkręcił biznes na kolei. Jednych wysyłał do Auschwitz, drugich do więzień albo do Generalnego Gubernatorstwa, innych na roboty do Rzeszy. Co tu mówić, lubił swój nowy fach w Centrali Przesiedleńczej.
Ci, którzy właśnie przyjechali z Sieradza, nie czekali na dworcu długo. Zaraz ich skierowano do Durchgangslager w hali fabrycznej przy Kopernika na segregację: ci na lewo, tamci na prawo i czystka z tych, którzy do niczego. Władka była czujna, szepnęła do męża, że baczenie na Bronkę trzeba mieć, bronić jej w razie czego. Bo Bronka w kontakcie ze światem sama by się nie obroniła, ładniejsza od Władki, ale niema, co znaczyło, że łatwa do zwichnięcia. Żandarm już szprechał do nich i Jan co rychlej przekładał żonie na nasze, a ta siostrze pokazywała na migi. Dla kogoś niezorientowanego wyglądało to tak, jakby straciła rozum i Niemcowi wygrażała pięściami albo po niewidocznych klawiszach fortepianu suwała palcami w tę i z powrotem, błyskawicznie tkając nimi słowa. Jej ręce były przewodnikiem siostry. Bronka ma kiwać głową na znak, że się zgadza, że rozumie i wcale nie jest głupia, zrobi, co każą, do roboty chętna i przyda się w Rzeszy jak najbardziej. Bronka kiwnęła głową raz, potem drugi i trzeci w stronę Niemca… i tak oto Władka przeprowadziła siostrę na stronę tych, co zdatni na coś i w selekcji rasowej jeszcze są ludźmi. Ale co to za ludzie, których się rejestruje, rewiduje, pozbawia pieniędzy i tych prawie nic niewartych drobiazgów, które zdążyli wcisnąć do tobołka, gdy wypędzano ich z własnych domów.
Hałas się nagle jakiś podniósł, gdy ogłosili, że zabierają pościel, a potem że i o ubrania chodzi. Więc nawet i to stracą?
Anna:
– Czemu im zabierali?
Janek:
– Do parowania, żeby zabić wszy. Wszy przenosiły tyfus. Nie, my ich jeszcze nie mieliśmy, ale w takim tłumie lęgły się jak oszalałe i w szwach bielizny zaraz się roiły.
Pierzyny z poduszkami w prześcieradła kazano zawijać i na nich pisać nazwiska. Czym napisać? Władka rozejrzała się po placu i męża szturchnęła, żeby farby nabrał z wiadra. Inni już paluchami kreślili litery w skupieniu podobnym do Jezusowego, kiedy pisał palcem po ziemi imiona kobiet, z którymi grzeszyli faryzeusze. Faryzeusze? Przecież byli wierni literze prawa, regułom czystości i sami przyprowadzili do Jezusa jawnogrzesznicę, a on powiedział, kto z was jest bez winy… i pisał te imiona kobiet, i Śliwińscy, wierni wszystkiemu co tylko dobre na tym świecie, napisali nazwisko swoje i Bronki na pościeli. Czy to była ich wina, że od paru godzin koczowali przed fabryką tkanin wzorzystych, obrusów i kap na łóżka? To ich wina, że dali się uprowadzić ze swoich łóżek, ograbić z życia, które wiedli, i na rozkaz rozebrać się do naga? Gwałtem znaleźli się w tym rojowisku ludzi z dwójką ogłupiałych z przerażenia dzieci i głuchoniemą, co nijak nie rozumiała, że naprawdę padł rozkaz rozebrania się do naga. Od śmiechu i krzyków żołnierzy odbijały się płacz i błagania zrozpaczonych kobiet walczących o pozostanie w halce, a choćby w majtkach.
Pośród tej wrzawy znów jednych od drugich zaczęli oddzielać. Przy pierwszym przesiewie Niemcy pozbywali się chorych i kalek. Procesja kuśtykających, zniedołężniałych i garbatych zniknęła za metalową bramą. Krewni nigdy ich nie odnaleźli, chyba że w niebie. Oględziny lekarskie od jednego stołu do drugiego i trzeciego z obmacywaniem na końcu, czy ciało czasem nie zakaźne niebezpiecznie, zdatne do czegoś, znaczy do roboty, i jak z genitaliami? Dorosłym kazano stawać na krzesłach i owłosienie łonowe oglądano, przyświecając latarkami. Szukano śladów po ukąszeniach na podbrzuszu. Insekty? Wtedy trzeba golić do skóry. No i data, termin, miesiąc, dzień okresu. Jeśli ciąża, to kłaść się na stół akuszerski i pokazać, co tam w środku. Męskie palce mundurowego specjalisty z podwiniętymi mankietami już gotowe do gmerania w pochwie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Augustyniak „Na targu niewolników III Rzeszy” bezpośrednio pod tym linkiem!
Bronkę, która dopiero co rozkwitała w swej kobiecości i kusiła mięsistymi wargami, osłaniał czar, jaki te milczące wargi nakładały jej na twarz. Ułomność roznosząca tajemnicę po skórze wchodziła we wszystkie zakamarki, a spojrzeniu nadawała coś mokrego w wyrazie, jakąś głębię nigdy niezamarzającego jeziora, dlatego ciarki przechodziły, gdy komuś zdarzyło się skrzyżować z nią swoje oczy. Taubstumme?
– Do łaźni! – powiedział esesman, spuszczając wzrok, gdyż akurat w tym momencie nie narodził się w nim morderca żyjący podówczas w prawie każdym Niemcu. Czy zapisał w jej dokumentach: Taubstumme? Czy jedynie to o oczach, że oparzelisko? Dlaczego nie kazał dołączyć do procesji upośledzonych za Marianką i Mariolą?. Bronka głucha jak one i z tej samej gminy, mijały się nieraz, tylko ona była już dojrzała w swych wdziękach. Może z tego powodu nie wydano na nią wyroku i nie musiała usłyszeć tego, co tamte dziewczyny, że ma odejść za metalową bramę. Jak one to usłyszały? I jak ona miałaby ten głos usłyszeć? Jedynie uszami siostry, która przyuczona do objaśniania jej świata, posłyszawszy, że Bronka ma iść na śmierć, zrobiłaby zaraz palcem wskazującym poziomy ruch z lewa do prawa tuż pod swoją brodą. Ale Władka usłyszała: Do łaźni… i to jej palce pokazały siostrze. Bo dobry był ten Niemiec i uchowała się Bronka w piątym roku wojny.
Do łaźni! Żołnierze wrzeszczeli jak opętani, szturchając, popychając i kopiąc. Zawstydzenie nagością trochę zmalało. Ludzie starali się nie patrzeć na innych poniżej głowy, zwłaszcza na miesiączkujące kobiety, którym krew strużkami leciała po wewnętrznej stronie ud i skapywała na bose stopy. Wyglądały jak ranne w tym największym z fizjologicznych obnażeń. Która mogła, zasłaniała się rękami. Władka jedną ręką trzymała Bronkę, drugą przyciskała do siebie małą Krysię. Janek sam musiał się pilnować. Porywany wciąż w różne strony przez kłębowisko golasów trzymał się blisko Bronki. Pierwszy raz widział ją bez ubrania. Ale był za mały, żeby z tej lekcji coś zapamiętać. Czuł tylko jej przestrach i tych wszystkich potwornie wychudzonych albo klocowato tęgich sylwetek. Matka nie ostrzegła go, co to za mycie pod prysznicami, czasu na to nie starczyło, a zresztą skąd miałaby wiedzieć… Śmierdziało od brązowej cieczy, którą polewano im głowy i chlapano pod pachami oraz w kroczu, skóra paliła i szczypały oczy. Janek instynktownie przykrył sobą Krysię, kiedy z sufitu zaczęły lać się strugi na przemian lodowatej i gorącej wody. Larum się wtedy podniosło. Kobiety krzyczały, dzieci krzyczały i Janek krzyczał, aż naraz od wilgotnej pary kształty straciły granice, w głowie się zamuliło i upadłby, gdyby ścisk się nie zrobił i fala obcych ciał nie uniosła go do olbrzymiej, zupełnie pustej hali fabrycznej, gdzie dygocząc z zimna, jedni poprzywierali do drugich na betonowej podłodze. Czy to jeszcze byli ludzie? Te nagie i oszołomione postacie? Nie, to już więźniowie z wypełnionym transportausweisem.
Po wielu godzinach rozdano namokłą po odkażaniu odzież, tak cuchnącą chemikaliami i powygniataną, że nie dało jej się w pełni rozprostować, ale ludzie posłusznie się ubierali, chcąc jak najszybciej zakryć nagość. Potem rzucono każdemu trochę spleśniałego chleba i ręce w za krótkich rękawach natychmiast go rozdrapały. Przed pierwszą nocą rozdzielili mężczyzn i kobiety. Ojciec zabrał syna i sprowadzono ich do piwnicy.
O świcie chłopca obudził przerażający dźwięk, otworzył oczy i w małym okienku zobaczył czyjeś nogi. Jedne się pojawiały, drugie nikły, kolejne się pojawiały, by zaraz zniknąć. Niezliczona liczba nóg na wysokości jego oczu maszerowała w tych charakterystycznych marschstiefelach. Rytmiczny metalowy odgłos potęgował się w uszach Janka i rozchodził po całym ciele. Zaczął trząść się z grozy, bo miał wrażenie, jakby tym krokiem defiladowym po nim żołnierze szli i wdeptywali go w ziemię. Echo tych kroków słyszały na górze i kobiety. Też były przerażone. Przez całą noc posadzka w hali nie ogrzała się ani trochę. Kładąc się do snu, Władka zdjęła z głowy wełnianą chustkę i pościeliła Krysi. Tyle tylko mogła zrobić. Nie miała czym jej przykryć i długie minuty musiały minąć, żeby dziecko przestało płakać, a Władka mogła odepchnąć od siebie coś mrocznego, co dusiło ją w gardle. Wymacała wtedy rękę Bronki, splotła z nią palce i tymi palcami jej mówiła, żeby się nie lękała i cokolwiek by się miało dziać, będą razem.