W AfD pobrzmiewa dawna niemiecka niechęć do Słowian? [Opinie]
Na wiceprzewodniczącą Alternatywy dla Niemiec, Alice Weidel, spadła fala krytyki po wypowiedzi uznawanej za antypolską a przez część komentatorów nawet rewizjonistyczną. „Weidel to górnośląskie nazwisko, moja rodzina ze strony ojca pochodzi z Leobschuetz. Zawsze wzbraniałam się przed sprawdzeniem polskiej nazwy tego miasta i nazywania go inaczej” – oświadczyła Weidel. Mowa o polskim mieście Głubczyce w województwie opolskim. Obecnej nazwy miasta pani polityk jednak nie zamierza używać. Dotychczasowe komentarze mają przede wszystkim charakter polityczny. Słusznie zwrócono jednak uwagę na słowiańskie (morawskie) korzenie miasta. Z przytoczonej wypowiedzi bije niebezpieczne echo dawnych nacjonalistycznych poglądów, które towarzyszyły też niemieckim archeologom i historykom. Spróbuję więc skomentować tę wypowiedź wyłącznie jako mediewista.
Prawo inżyniera Mamonia
Zapewne Alice Weidel nie oglądała filmu „Rejs”, ani nie prześledziła ze zrozumieniem dyskusji, którą toczyli ze sobą przed II wojną światową polscy i niemieccy archeolodzy. Wówczas nie tylko wiedziałaby, że lubimy rzeczy, które już znamy (prawo Mamonia, bohatera „Rejsu”), ale też rozumiałaby, że niekiedy nie warto o nich mówić. Tak jest z kuriozalnymi tezami o rzekomej germańskości wielu polskich terenów. To one stanowią ideologiczną podstawę, by w miejsce polskiej nazwy Głubczyce używać niemieckiej Leobschuetz.
Niespełna sto lat temu w podobny sposób na temat ziem słowiańskich wypowiadali się niemieccy archeolodzy, z których część była później otwartymi sympatykami ideologii nazistowskiej. Sugerowali oni m.in., że ziemie uważane za kolebkę polskości są w istocie germańskie. Dyskutowali z nimi badacze polscy, którzy – choć mieli rację co do dawnej przynależności etnicznej mieszkańców Wielkopolski – dali się niestety złapać w pułapkę tego typu dyskusji. Sam bowiem koncept „odwiecznych praw do ziem” czy terenów „tradycyjnie germańskich/słowiańskich” jest w swoim założeniu błędny. Ludność zawsze migrowała, zmieniało się nie tylko jej DNA, ale przede wszystkim tożsamość kulturowa. Odnosząc się zaś do czasów narodzin wczesnych państwowości, możemy mówić o względnie koherentnych kulturowo społecznościach. W przypadku Wielkopolski, ale też dzisiejszych wschodnich Niemiec, wiemy, że były to tereny zamieszkiwane przez ludność słowiańską. Niemieccy zwolennicy wykorzystania metody archeologicznej do celów politycznych, zostali pobici własną bronią. Nie wszyscy jednak odrobili lekcję. Niemiecka polityk wciąż szafuje historią jako rzekomym argumentem w dyskusji nad tożsamością i polityczną przynależnością miast.
Mógłbym tu oczywiście licytować się z panią Weidel, że zanim Leobschuetz stał się Głubczycami, to setki lat wcześniej, bo już w pierwszej połowie XII wieku była to morawska (słowiańska) osada odnotowana jako Glubcici. Niestety jest to jedna z tych smutnych dla mnie sytuacji, w których uważam, że dyskutować nie warto, bo druga strona i tak będzie głucha na jakiekolwiek argumenty. Można oczywiście odwoływać się do przyzwoitości, do prawa międzynarodowego czy traktatów polsko-niemieckich, które kwestie granic i przynależności miast do państw regulowały. Czynili to jednak liczni publicyści przede mną i ich słowa również trafiły w próżnię. Co do historii, to nie powinna ona nigdy być argumentem nie tylko do ataku, ale też do obrony współczesnej przynależności terytorialnej określonych ziem i tożsamości ich mieszkańców. To bardzo niebezpieczny zabieg. Jeśli historia ma tutaj czegokolwiek dowodzić, to długiej i złożonej historii dzisiejszych Głubczyc, a także ignorancji niektórych polityków.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.