Ur - polski karabin, który miał powstrzymać niemieckie czołgi
Jeżeli wierzyć obiegowym opiniom i komunistycznej propagandzie, Wojsko Polskie przed wybuchem II wojny światowej posiadało broń, która mogła zmienić wynik starć z pancernymi zagonami Wehrmachtu. Zgodnie z tą tezą zbyt późne wydanie broni żołnierzom, poprzez niepotrzebne utajnienie sprawiło, że było jej za mało, a gdy już w czyjeś ręce wpadał legendarny UR-35, żołnierz nie wiedział, jak go obsługiwać. Gdyby nie to, przebieg wojny mógł być zupełnie inny. Są to jednak mity.
Karabin Ur: krótka historia powstania broni
Karabiny ppanc pojawiły się na polach bitew podczas pierwszej wojny światowej. Po jej zakończeniu istniał silny trend, by zwiększać kaliber tego rodzaju broni. Polscy inżynierowie, zainspirowani niemieckimi pracami nad bronią myśliwską do polowań w Afryce, poszli inną drogą. Zamiast skupiać się na jak największym kalibrze, skoncentrowano się na prędkości wylotowej pocisku, przy zachowaniu kalibru zbliżonego do broni strzeleckiej. Efektem tych prac był doskonały karabin przeciwpancerny wz. 35 znany też jako Ur. Jego działanie koncentrowało się na niszczeniu siły żywej i delikatnych elementów wewnątrz pojazdu.
Wokół historii karabinu narosło sporo mitów. Trudno chyba znaleźć broń w Wojsku Polskim, otoczoną większym nimbem tajemnicy.
Mit 1. Zbyt późne dostarczenie do jednostek
Tuż przed wybuchem wojny na stanie naszych jednostek wojskowych znajdowało się ponad 3 500 karabinów Ur. Dostarczanie pierwszych egzemplarzy opóźniło się, jednak nie miało to znacznego wpływu na stan broni w jednostkach. Karabin i cały osprzęt do niego (zapasowe lufy, klucze, instrukcje) dostarczany był w skrzyniach, których otwarcie mogło nastąpić jedynie na rozkaz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Karabiny zaczęto wydawać do jednostek na początku 1939 roku, a w lipcu przeprowadzono szkolenia z użycia tej broni. W każdej kompanii przeszkolono przynajmniej trzech strzelców, a oprócz tego rusznikarza i dowódcę. Oczywiście tajemnica miała tu wielkie znaczenie (o czym poniżej), jednak teza o niewielkiej liczbie egzemplarzy tej broni w jednostkach liniowych nie jest możliwa do utrzymania.
Mit 2. Brak przeszkolenia żołnierzy
Większość podnoszących ten argument, zdaje się nie posiadać podstawowej wiedzy na temat tej broni. Nie rozumie najwyraźniej też jej fenomenu. Cała atrakcyjność karabinu wz. 35 polegała bowiem na jego prostocie i łatwej obsłudze, zbliżonej do standardowego karabinku wz. 98 czy wz. 29. Żołnierz zaznajomiony z obsługą swojej podstawowej broni, nie miał najmniejszej trudności w obsłudze UR-a, a przyzwyczajenie się do karabinu zajmowało kilka minut. To prawda, że broń ta miała inne gabaryty, a żołnierze nie mieli świadomości, jak skuteczny oręż znalazł się w ich rękach, jednak była to tylko jedna strona medalu. W każdej kompanii było przynajmniej kilka osób już z nią obeznanych, dodatkowo zwykli strzelcy również posiadali w swoich ładowniach amunicję przeciwpancerną, z której potrafili korzystać. Otwarcie skrzyń w momencie wybuchu wojny, nie było więc posunięciem zbyt późnym, by broni tej używać skutecznie i zgodnie z przeznaczeniem.
Mit 3. Nieufność
Kolejnym z często powtarzanych mitów jest brak zaufania do nowej broni. Trudno ten argument brać na poważnie, skoro na jesieni 1939 roku polski żołnierz używał wszystkiego, co miał pod ręką celem zwalczania broni pancernej przeciwnika. Od standardowych karabinów, po butelki z benzyną, granaty, erkaemy czy cekaemy. Posiadając broń wyglądającą na znacznie potężniejszą, brak użycia takiego oręża z powodu niewielkiego zaufania wydaje się mało prawdopodobny.
Mit 4. Zbyt duże utajnienie
Oczywiście, gdyby karabin wz. 35 był bronią standardową, możliwość przeszkolenia zyskałaby znacznie większa liczba żołnierzy. Trzeba jednak pamiętać, że brak utajnienia, równoznaczny byłby z interakcją ze strony Wehrmachtu. Wystarczyłoby bowiem wzmocnić wozy bojowe dodatkowym, nawet niezbyt mocnym pancerzem, a karabin byłby absolutnie bezużyteczny. Warto uzmysłowić sobie, że na dystansie 300 metrów przebijał pancerz lekkich czołgów niemieckich. Te cięższe trzeba było razić z odległości prawie trzykrotnie mniejszej. W przypadku zwiększenia grubości pancerza, czy zastosowania dodatkowych płyt na pancerzu, skuteczność tej broni spadłaby praktycznie do zera. Warto mieć świadomość, że regulaminowa odległość strzału z klasycznego karabinu piechoty była nawet pięciokrotnie większa.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Dzięki utajnieniu karabiny Ur skutecznie nadawały się do niszczenia każdego niemieckiego czołgu podczas kampanii polskiej. Skoro żołnierze potrafili je obsługiwać, broń została wydana i była skuteczna, to dlaczego nie osiągnięto za jej sprawą większych sukcesów?
Na start warto zaznaczyć, że karabin wz. 35 spisał się w walce nader dobrze. Jego skuteczność była więcej niż zadowalająca, choć trzeba pamiętać o specyficznym efekcie, jaki towarzyszył trafieniu. Często bowiem nie było nawet widać zniszczeń, dopóki pojazd się nie zatrzymał. Głównym celem karabinów przeciwpancernych było rażenie siły żywej pojazdu i wewnętrznych elementów jego mechaniki. W przypadku omawianej broni efekt ten uzyskiwano poprzez odłamki pancerza wpadające do środka po trafieniu.
Mit 5. Zbyt mało egzemplarzy
Często pojawia się temat zbyt małej liczby sztuk. Trzeba jednak pamiętać, że większa liczba tej broni na niewiele by się zdała. Działo się tak z kilku powodów.
Pierwszym problemem była jedno- a nie dwuosobowa załoga desygnowana do jej obsługi. Ze względu na ciężar, a przede wszystkim rozmiar broni, połączone z możliwością łatwego demontażu lufy, na szczeblu plutonu lepiej było przeznaczyć dwóch żołnierzy do jej obsługi.
Drugi problem, znacznie poważniejszy, to brak opracowanej taktyki użycia broni w walce. Korzystanie z niej spontanicznie i samorzutnie, osłabiało jej skuteczność. Brak taktyki w tym zakresie uniemożliwiał na szczeblu kompanii odpowiednie nasycenie zagrożonego odcinka strzelcami wyposażonymi w karabiny Ur. Brakowało nie tyle samej broni, czy instrukcji jej użycia, co wskazówek co do ustawienia i skutecznego rażenia.
Największy jednak problem to brak spójnej koncepcji w obszarze doktryny przeciwpancernej i wpasowania w nią karabinu Ur. Polskie dowództwo, za sprawą działań wywiadowczych, posiadało informacje na temat taktycznego użycia broni pancernej przez Wehrmacht. Wykrystalizowany podczas ćwiczeń na koniec 1938 roku koncept, zakładał konieczność użycia brygady pancernej dla przełamania pasa obrony dywizji piechoty, gdyż pułk czołgów, jak planowano pierwotnie, był zbyt słaby, by tego dokonać. Niemieckie czołgi miały nacierać w dwóch rzutach - pierwszy miał za zadanie zniszczenie obrony ppanc, drugi nacierając z własną piechotą miał zwalczyć siłę żywą przeciwnika. Szerokość wyłomu w obronie szacowano od 1000 do 2500, a w skrajnych wypadkach nawet 4000 metrów. Oznaczało to użycie nawet 400 pojazdów pancernych, celem uzyskania przełamania w pasie obrony dywizji naszej piechoty.
W związku z tym przygotowanie przeciwpancerne powinno opierać się na doktrynie nieujawniania strzelców wyposażonych w karabiny ppanc, którzy mieliby działać podobnie do strzelców wyborowych. Stanowiska ogniowe powinny być odpowiednio zamaskowane, a ogień prowadzony z najbliższej odległości. Wydaje się, że karabin zwłaszcza w obsłudze dwuosobowej, lepiej nadawałby się do niszczenia drugiej fali, gdyż zadaniem pierwszej była penetracja i zniszczenie ujawnionej obrony ppanc. Biorąc pod uwagę niewielką ilość środków ppanc na szczeblu kompanii piechoty, ważnym elementem powinny być też tanie w produkcji i odpowiednio użyte miny przeciwczołgowe. Urzutowana w głąb obrona, wsparta dobrze rozstawionym polem minowym, mogłaby znacznie skuteczniej zatrzymać ataki wrogich jednostek. Zresztą taki właśnie postulat przekazywali przedzierający się do Francji polscy oficerowie. Francuzi w większości nie wzięli pod uwagę tych wniosków, z wiadomym skutkiem.
Epilog - użycie po kampanii
Po zakończeniu kampanii wiele sztuk broni wpadło w ręce niemieckie. Wehrmacht używał ich m.in. w ataku na Belgię w maju 1940 r., a także w Afryce. Hitlerowcy sprzedali część polskich karabinów przeciwpancernych Włochom, a także Finom.
Karabin Ur wz. 35 był udaną konstrukcją, która w sposób zadowalający spisała się w walce. Brak taktyki i wpasowania w przeciwpancerną doktrynę, a nie liczba egzemplarzy, brak wyszkolenia czy zaufania, były głównymi powodami wykorzystania tego doskonałego narzędzia poniżej potencjalnych możliwości. Nie ma również wątpliwości, że sam karabin nie mógł odmienić losów tej kampanii, nawet stosowany na szeroką skalę.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia
● Męczykowski Łukasz, Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 - 1945, PROMOHISTORIA - Histmag.org, 2014.
● Moryc Paweł, UR jak Urugwaj. Polski karabin przeciwpancerny wz. 35, [w:] Schronyproszowice.pl.
● Nowakowski Tomasz. Karabin przeciwpancerny wz. 35 Urugwaj, „Nowa Technika Wojskowa”, 1995. Nr. 6.
● Zaranek Łukasz, Pogromca czołgów. Niezwykła historia polskiego karabinu przeciwpancernego wz.35 "UR", [w:] Silyzbrojne.plportal.pl.
● Zasieczny Andrzej, Broń Wojska Polskiego 1939–19945, Warszawa 2010.
redakcja: Jakub Jagodziński