„Twierdza: Władcy wojny” – recenzja i ocena
Polskim graczom serii Stronghold, lepiej znanej pod tytułem Twierdza, przedstawiać nie trzeba. Najnowsza odsłona cyklu o budowaniu zamków od FireFly Studios po raz pierwszy zabiera nas na Daleki Wschód, gdzie pokierujemy władcami Wietnamu, Chin, Japonii i Mongolii. Każda nacja dostała dedykowaną sobie kampanię. Jest też jedna dodatkowa, skupiona wyłącznie na wyzwaniach ekonomicznych. Podstawowe założenia rozgrywki nie zmieniły się. Zakładamy więc własną osadę, dbając o dopływ wszystkich surowców i nowych obywateli. Aby ci ostatni chcieli się u nas osiedlać, musimy zadbać o ogólny poziom zadowolenia społeczeństwa. Zadowolenie rośnie, kiedy podatki są niskie, a ludność dostaje dużo różnorodnej żywności. Z kolei wysokie podatki są sposobem na szybkie zdobycie pieniędzy, niezbędnych do sprawnego rozkręcenia gospodarki i rozbudowy armii. W ten sposób ekonomiczne koło się zamyka, a kluczem do sukcesu jest odpowiednie balansowanie między ilością zasobów, pieniędzy oraz zadowoleniem poddanych.
Twierdza: Władcy wojny - rozgrywka
Sprawę komplikują przeciwnicy, próbujący zrównać nasze włości z ziemią. Aby temu zapobiec, musimy przeciwstawić im własne wojska. Podobnie jak w poprzednich częściach, możemy wystawić różnorodne jednostki, z których prostsze wymagają jedynie wolnych obywateli i odrobiny złota, dla bardziej zaawansowanych zaś będziemy musieli dodatkowo wykuć pancerze i odpowiednie uzbrojenie. Dalekowschodnie realia najnowszej Twierdzy przekładają się oczywiście na to, jakimi oddziałami pokierujemy. W dużej części są to odpowiedniki formacji z poprzednich odsłon, jednak jest tu również kilka orientalnych nowości: artyleria rakietowa, lance ogniste, mongolscy konni łucznicy itd. Kluczowym elementem ponownie jest konstruowanie tytułowych twierdz. Możliwości mamy sporo: decydujemy o grubości murów i rozmiarze wież strażniczych, rozmieszczeniu bram i schodów oraz uprzykrzających przeciwnikowi życie dodatków w postaci m.in. drewnianych osłon przed strzałami, stacjonarnych stanowisk artyleryjskich, wilczych dołów czy beczek z prochem. Wynaleziony przez Chińczyków proch strzelniczy jest tu zresztą jedną z ciekawszych nowości. Nie tylko wokół jego wytwarzania powstała cała gałąź ekonomii, ale i wykorzystywany jest do gnębienia wrogów na niespotykane wcześniej sposoby. Wybuchowy muł eksplodujący pośród gromady przeciwników daje wiele satysfakcji!
Twierdza: Władcy wojny zawiera jeszcze jedną, największą chyba w stosunku do poprzednich części innowację, którą jest system władców. Każda mapa podzielona jest na terytoria. Jedno z nich należy do nas, drugie do przeciwnika, a pozostałe znajdują się pod panowaniem niezależnych feudałów, którzy posiadają własne małe wioski czy zamki. Władców można przeciągnąć na swoją stronę podbijając ich siłą lub wpływając na nich za pomocą punktów dyplomacji, generowanych przez ambasady i konsulaty. A warto to robić! Nie tylko możemy zyskać bezpieczną flankę czy dodatkowy zamek odgradzający nas od przeciwnika. Od podbitych terytoriów za pomocą punktów dyplomacji można zażądać różnorodnych świadczeń – od dostaw surowców po atak na zamek przeciwnika! Przypomina to rozwiązania spotykane w grach MOBA, ale o dziwo sprawdza się w Twierdzy wyśmienicie, dodając wiele głębi do znanego schematu rozgrywki. Sterroryzowanie sąsiada, aby wymuszać na nim dostawy niedostępnego u nas surowca? Proszę bardzo. Przeprowadzanie wspólnych ataków z komputerowym wasalem? Jak najbardziej. Ale i poważne kłopoty, kiedy przekabacony przez wrogich dyplomatów lord wbija nam nagle nóż w plecy.
Twierdza: Władcy wojny – oprawa
Poza standardowymi misjami, w grze Twierdza: Władcy wojny wracają też urozmaicające rozgrywkę oblężenia, gdzie przy pomocy ograniczonych środków musimy zdobyć lub obronić zamek i tryb wolnego budowania, w którym możemy wznieść naszą wymarzoną twierdzę. Dla odważniejszych są również potyczki z żywym lub komputerowym przeciwnikiem. Wymagają one jednak świetnej znajomości zasad rządzących grą i szybkiego podejmowania decyzji, gdyż już SI na normalnym poziomie trudności działa sprawnie i potrafi spuścić lanie. W przeciwieństwie do kampanii, które toczą się raczej leniwie. Na szczęście skróty klawiszowe kontrolujące prędkość gry pozostały na swoim miejscu, skutecznie zapobiegając dłużyznom.
Kup grę „Twierdza: Władcy wojny” tutaj.
Na uwagę zasługuje też warstwa dźwiękowa. Przede wszystkim ukłony w stronę kompozytora, który zafundował nam przepiękne, nastrojowe utwory, świetnie budujące i wpasowujące się w klimat gry. Polecam od razu w opcjach zwiększyć głośność muzyki, gdyż twórcy w domyślnych ustawieniach chwalą się nią nadzwyczaj skromnie. Nie można też nie wspomnieć o polskim dubbingu, który brzmi, jakby aktorzy głosowi uciekli prosto z nagrań do disnejowskiej animacji Mulan. A ja bardzo lubię Mulan. I choć w pierwszej chwili zbiło mnie to nieco z tropu, takie rozegranie dialogów dobrze wpasowuje się w całokształt produkcji, dodając jej odrobinę niezbyt nachalnego humoru, charakterystycznego dla całej serii. Oprawa graficzna nie zachwyca wprawdzie wodotryskami, ale jest za to estetyczna i przejrzysta. Tym razem postawiono na bardziej bajkową stylistykę i ciepłe, żywe kolory. Nie każdemu musi się to podobać, jednak trzeba przyznać, że dzięki temu Twierdza: Władcy wojny wizualnie będzie starzeć się powoli.
Twierdza: Władcy wojny – problemy
Nie jest żadną tajemnicą, że w serii Twierdza realia historyczne są raczej inspiracją na usługach rozgrywki, a wierne trzymanie się historii nie stanowi dla twórców celu samego w sobie. Dlatego też pastwienie się nad różnymi uproszczeniami nie ma tu raczej sensu. Warto mieć jednak świadomość, że choć fabuła w ogólnych ramach opiera się na prawdziwych wydarzeniach, a nawet postaciach, to nie można traktować jej jako dobrej nauczycielki historii, o przedstawionym polu bitwy i sztuce oblężniczej nawet nie wspominając. Przyczepię się tylko do pewnej niekonsekwencji: Część oddziałów wojskowych mówi w językach Dalekiego Wschodu. Sam w sobie jest to ciekawy, klimatyczny zabieg. Jednak o ile wojownikom ściśle związanym z jednym krajem łatwo przyporządkować wypowiedzi, o tyle problem pojawia się przy jednostkach, które nie występują tylko w jednej nacji. I tak na przykład wśród mongolskich oddziałów możemy natrafić na mówiących po wietnamsku wojowników plemiennych. Za to języka polskiego często używają te jednostki, które przynależą wyłącznie do któregoś z krajów. Gdzie tu logika? Ponarzekać można też na fakt, że tryb fabularny w sporej części jest tak naprawdę rozbudowaną kontynuacją samouczka. Żeby dotrzeć do pierwszego poważniejszego wyzwania, trzeba najpierw przebić się przez całą kampanię wietnamską i kawałek chińskiej. Oprócz tego jest tu też kilka denerwujących drobiazgów, jak uciążliwa kontrola nad niektórymi machinami oblężniczymi, co jednak nie wpływa mocno na rozgrywkę.
Twierdza: Władcy wojny – podsumowanie
Twierdza: Władcy wojny jest udaną produkcją, która z powodzeniem wprowadza innowacje do znanego i lubianego schematu rozgrywki. Nie zawiodą się starzy fani serii, a i Ci, którzy będą stawiać swoje pierwsze zamki, nie poczują się tu raczej zagubieni. Ogromny potencjał ma również niezwykle dynamiczny tryb potyczek. Całość uzupełnia klimatyczna warstwa dźwiękowa i przyjemna dla oka, utrzymana w ciepłych barwach grafika.