Trudności i wyzwania związane z badaniem relacji polsko-żydowskich
Natalia Pochroń: Niedawno nakładem Instytutu Pamięci Narodowej ukazał się drugi numer rocznika „Polish-Jewish Studies”. Co to za czasopismo?
Tomasz Domański: To rocznik wydawany pod egidą IPN. Zakres tematyczny obejmuje szeroko rozumiane relacje polsko-żydowskie, żydowsko-polskie oraz studia żydowskie w XX wieku, zgodnie z profilem naukowo-badawczym IPN. Problematyka żydowska zajmuje ważne miejsce wśród zagadnień, do których sięgają naukowcy Instytutu. Warto przypomnieć, że w IPN działa Centralny Projekt Badawczy (CPB) zatytułowany „Dzieje Żydów w Polsce oraz stosunki polsko-żydowskie w latach 1917-1989”. W ramach CPB badamy zarówno problematykę Zagłady dokonanej przez państwo niemieckie na ziemiach polskich, jak też zagadnienia dotyczące pomocy udzielanej Żydom w czasie niemieckiej okupacji przez obywateli polskich oraz straty osobowe poniesione w związku z tą heroiczną postawą.
Nie przemilczamy przy tym tematów trudnych dla obu narodów, takich jak pogromy antyżydowskie, antysemityzm, udział niektórych Polaków w zbrodniach przeciwko Żydom czy niegodziwe postawy niektórych Żydów wobec współwyznawców w czasie okupacji. Stąd zrodziła się myśl, by ten potencjał badawczy skonsumować także poprzez jego rozpropagowanie na łanach „kierunkowego” czasopisma naukowego.
N.P.: Na temat relacji polsko-żydowskich napisano już sporo. Dlaczego Państwa zdaniem istniała potrzeba stworzenia czasopisma poświęconego temu zagadnieniu? Czym wyróżnia się ono na tle innych publikacji o tej tematyce?
T.D.: Napisano dużo, ale zawsze można napisać więcej, inaczej, z innej perspektywy, w myśl starego powiedzenia: kiedy dwóch naukowców pisze o tym samym, wcale nie oznacza, że piszą to samo. Obserwując przestrzeń naukowo – badawczą przeznaczoną studiom żydowskim, zauważalny jest brak periodyku poświęconego stricte wzajemnym relacjom polsko-żydowskim. I tę lukę chcemy zapełnić.
Poza tym niekwestionowaną zaletą naszego czasopisma jest jego dwujęzyczność. Zebrane artykuły, źródła (dokumenty), recenzje/polemiki czy teksty sprawozdawcze publikujemy w polskiej i angielskiej wersji językowej. W ten sposób chcemy docierać nie tylko do polskiego odbiorcy, ale także wyjść znacznie szerzej, w kierunku umiędzynaradawiania badań prowadzonych przez IPN oraz tych powstałych pod naszym patronatem merytorycznym. Jednocześnie zdecydowaliśmy, aby pierwotnie czasopismo ukazywało się w wersji elektronicznej (pdf) na stronie internetowej IPN. To także kolejny ukłon w stronę nowoczesnych form oddziaływania i promocji treści.
N.P.: Czy udało się dotrzeć do anglojęzycznego odbiorcy? Spotkali się Państwo z jakąś reakcją zagranicznych środowisk naukowych?
T.D.: Dotychczas nie spotkaliśmy się z recenzją czy omówieniem rocznika, do czego oczywiście gorąco zachęcamy. Jesteśmy otwarci na wszelkie dyskusje i polemiki oparte na merytorycznych podstawach. Natomiast docierają do nas głosy, że czasopismo zostało zauważone i jest czytane.
N.P.: A jeśli chodzi o polskie środowisko naukowe? Pierwszy tom czasopisma ukazał się rok temu – z jakim odbiorem się spotkał?
TD: Z całą pewnością czasopismo zostało zauważone w środowisku akademickim. Jako przykład można tu wskazać naukowy spór wokół książki prof. Joanny Tokarskiej – Bakir pt. „Pod klątwą”, która omawia wydarzenia pogromu w Kielcach z 1946 r. W numerze pierwszym „Polish – Jewish Studies” ukazała się obszerna recenzja książki prof. Tokarskiej – Bakir zatytułowana Między tezą, hipotezą a fikcją literacką – opowieść o pogromie Żydów w Kielcach – recenzja książki Joanny Tokarskiej-Bakir „Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego”, opracowana przez dr. Ryszarda Śmietankę – Kruszelnickiego. W odpowiedzi na nią prof. Tokarska – Bakir opublikowała w innym czasopiśmie ripostę zatytułowaną Miazga. Odpowiedź Ryszardowi Śmietance - Kruszelnickiemu. Spory w historiografii zawsze posuwały badania do przodu. Czekamy teraz na monografię dr. Kruszelnickiego o pogromie w Kielcach i na jego spojrzenie i interpretację naukową tych wydarzeń.
N.P.: Tematyka relacji polsko-żydowskich jest dziś w dużej mierze zdominowana przez kwestię Holocaustu i bolesnych doświadczeń II wojny światowej. Państwo do tego tematu podchodzą znacznie szerzej. Jakie teksty znajdziemy w najnowszym wydaniu rocznika „Polish-Jewish Studies”?
Alicja Gontarek: Faktycznie, w przestrzeni naukowej i edukacyjnej bardzo wiele mówi się i pisze o Holokauście czy pamięci o nim. To bezprecedensowe ludobójstwo jest badane i rozpatrywane na bardzo wiele sposobów. I nie powinno nas to dziwić czy zaskakiwać. Także w naszym czasopiśmie problematyka drugowojenna i okołoholokaustowa zajmuje poczesne miejsce. Nie chcemy jednak koncentrować się na zagadnieniach tylko z tego obszaru.
N.P.: Dlatego czasopismo otwierają teksty dotyczące relacji polsko-żydowskich z początków XX wieku.
T.D.: Tak, najnowszy numer rozpoczynamy artykułem Mateusza Pielki, poświęconym sporowi między zwolennikami idei syjonistycznej, a asymilatorami na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku. Kolejny tekst autorstwa Grzegorza Berendta pozostaje w zbliżonej perspektywie czasowej, ale odnosi się już do obrazu okupacji niemieckiej na Polesiu w czasie I wojny światowej widzianej oczami miejscowych Żydów. W zagadnienia związane z dziejami społeczności żydowskiej w okresie dwudziestolecia przenosi nas z kolei Mirosław Szumiło. Badacz zajął się zagadnieniem funkcjonowania Żydów w ruchu komunistycznym tego czasu. Spróbował również odpowiedzieć na pytania o przyczyny daleko idącej obecności mniejszości żydowskiej w organizacjach i ruchu komunistycznym.
Kolejne teksty – Marka Jedynaka i Piotra Gontarczyka – poruszają już zagadnienie żydowskiej walki o przetrwanie Holocaustu w strukturach konspiracyjnych. Jedni wybrali Armię Krajową, inni zaś poszli drogą grup afiliowanych pod szyldem Gwardii Ludowej. Do relacji polsko-żydowskich z czasów okupacji niemieckiej nawiązuje również Roman Gieroń, który sięgnął do materiałów sądowych z dekretu z 31 sierpnia 1944 r. Autor z sukcesem dowiódł, że dokumenty ukierunkowane na osądzenie sprawców przestępstw na Żydach mogą stanowić także podstawę do poszukiwań wątków pomocowych.
Następnie w swoim artykule przedstawiłem głęboką religijność kieleckich Żydów na podstawie zachowanych akt konwertytów. Ukazałem, że wbrew rozpowszechnionym opiniom, nawet w obliczu Zagłady zmiana wyznania na chrześcijańskie (katolickie) stanowiła dla Żydów zjawisko mniej niż marginalne. Wreszcie Paweł Wieczorek przedstawił batalię o teatr żydowski we Wrocławiu. Poza tym w tomie znalazły się jeszcze recenzje/polemiki oraz teksty sprawozdawcze.
N.P.: Jak widzimy, teksty zamieszczone w najnowszym wydaniu rocznika poruszają różne wątki i zagadnienia. Które artkuły Państwa zdaniem zasługują na szczególną uwagę?
A.G.: Może będzie to pewnym zaskoczeniem, ale zwrócilibyśmy szczególną uwagę na dział Recenzje/Polemiki, a w nim na dwie obszerne recenzje przygotowane przez Waldemara Grabowskiego (Joshua D. Zimmerman, Polskie Państwo Podziemne i Żydzi w czasie II wojny światowej) oraz Radosława Jóźwiaka (Garść refleksji na temat wspomnień Szragi Fajwela Bielawskiego, Ostatni Żyd z Węgrowa jako źródła do badań historii Zagłady i stosunków polsko-żydowskich w powiecie węgrowskim). Obie odnoszą się do rzeczywistości polskich ziem okupowanych i obie są niezwykle krytyczne wobec przedmiotu badań. Grabowski w końcowych fragmentach swojej recenzji stawia jednoznaczny wniosek, że książka Zimmermana nie może być uznana za rzetelny opis stosunku Polskiego Państwa Podziemnego do Żydów w okresie II wojny światowej. Recenzent wskazał na szereg opuszczeń bibliograficznych, liczne błędy i mniejsze potknięcia.
T.D.: Równie ważkich zagadnień z obszaru żydowskiej memuarystyki i ogólnie źródeł wywołanych dotknął Radosław Jóźwiak. Z perspektywy badacza regionalisty szczegółowo przeanalizował wspomnienia Szragi Fajwla Bielawskiego – ocalałego z Węgrowa na Mazowszu. W ten sposób zauważył wiele nieprawdziwych informacji i przeinaczeń, podobnie zresztą jak manipulowanie fragmentami wspomnień przez ich redaktora naukowego Jana Grabowskiego. Całość swoich wniosków spointował dość lakonicznie: „Wspomnienia Bielawskiego nie mogą być podstawą ani wojennej biografii Autora, ani odzwierciedleniem relacji polsko-żydowskich z tego okresu”. Co ważne, Jan Grabowski szeroko czerpał ze słów Bielawskiego, pisząc rozdział „Powiat Węgrowski” w książce „Dalej jest noc”, co składnia do stawiania pytań o jakość analizy historycznej i wartość naukową tej części opracowania.
Drugi numer periodyku jest dostępny do pobrania w wersji elektronicznej na portalu ipn.gov.pl.
N.P.: W Polsce od lat powstaje wiele publikacji poświęconych tematyce Holocaustu, wydawać by się mogło, że na ten temat powiedziano już niemal wszystko. Państwo w swojej publikacji „Stan badań nad pomocą Żydom na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką” przekonują, że poziom wiedzy na temat pomocy udzielanej Żydom przez Polaków wciąż jest niedostateczny. Dlaczego? Jakie są przyczyny tychże zaniedbań?
A.G.: Jest ich bez wątpienia kilka. Po pierwsze, problematyka pomocowa znajdowała się zawsze w cieniu historii Holokaustu, co jest w pewnym sensie zrozumiałe – w pierwszej kolejności chciano zwykle opisać, przeanalizować i zrozumieć Holokaust. Po drugie, musimy zwrócić uwagę na uwarunkowania polityczne w komunistycznej Polsce. Jeszcze długo po zakończeniu wojny społeczeństwo było zastraszane i nie chciało dzielić się swoimi okupacyjnymi przeżyciami. Świadomość wagi kwestii pomocowej dla pamięci historycznej docierała więc do społeczności lokalnych powoli, a wysiłek pisarski Teresy Prekerowej czy niestrudzonego Władysława Bartoszewskiego był tu zdecydowanie niewystarczający. Nie pisało się o tym, co działo się w małych miejscowościach, a uwagę skupiano przede wszystkim na oddaniu hołdu Ratownikom - mówimy tu o przyznawaniu tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, która to procedura rządzi się swoimi prawami, wynikającymi z polityki historycznej Izraela.
Szybko jednak, właściwie już w latach osiemdziesiątych, zorientowano się, że szczegółowa i unikalna wiedza o pomocy udzielanej Żydom bezpowrotnie przepadła na skutek wymierania pokoleń Polaków, które w tej pomocy brały udział i mogłyby coś więcej o niej opowiedzieć. Zaczęto więc przywiązywać coraz większą wagę do zajęcia się tym tematem.
NP..: Nie wszędzie było to chyba tak samo proste. Czy widać jakieś geograficzne uwarunkowania tych badań?
T.D.: Tak, warto tu odnieść się do terenów wschodnich II RP – tzw. Kresów Wschodnich. Tu o „białych plamach” w historiografii, jeśli chodzi o ratownictwo, zadecydowały wyłącznie kwestie polityczno-historyczne – obszary te na wiele dziesięcioleci pozostały poza szerszymi możliwościami badawczymi historyków polskich. Nie było przyjaznej atmosfery dla takich badań, a tym bardziej dostępu do źródeł archiwalnych. Działała natomiast sowiecka polityka historyczna. Za jej sprawą niemal całkowicie przemilczano zagadnienie eksterminacji Żydów i przejawy udzielanej im pomocy.
Jeśli zaś chodzi o tereny wcielone do III Rzeszy Niemieckiej, narracja dotycząca losów tej części ziem polskich została w dużej mierze ukształtowana pod wpływem niemieckiej wizji historii. Na Pomorzu większość i tak niewielkiej społeczności żydowskiej zamieszkującej te obszary Niemcy wymordowali w pierwszych miesiącach okupacji. Problem pomocy pojawił się dopiero pod koniec wojny i dotyczył niezwykle małej grupy osób. W Poznańskiem w badaniach nad pomocą znaczenie miała indywidualna preferencja badaczy regionalistów, którzy zorientowani byli przede wszystkim na źródła statystyczne i dokumentację urzędową wytworzoną przez okupanta, a tematyka pomocowa czy okołopomocowa pojawiała się tam sporadycznie.
N.P.: Który z aspektów pomocy świadczonej Żydom przez Polaków jest najmniej znany, budzi najwięcej wątpliwości, kontrowersji?
A.G.: Kontrowersje wzbudza na pewno tzw. pomoc za pieniądze, nazywana też pomocą płatną. To bardzo złożone zagadnienie, głównie dlatego, że można rozpatrywać je wielorako. Weźmy dla przykładu dwie różne okoliczności. Z jednej strony mamy do czynienia z opłatą będącą wynikiem szantażu – ci, którzy przechowywali Żydów, żądali od nich coraz większych sum pieniędzy, wykorzystując ich tragiczną sytuację. To oczywiście zasługuje na potępienie.
Z drugiej jednak strony wiele relacji żydowskich wskazuje na to, że niejednokrotnie Żydzi sami oferowali Polakom opłatę w formie wdzięczności za otrzymaną pomoc. Często obie strony – ratujący i ratowani – umawiali się między sobą na określone warunki pomocy, w tym również na jej finansowanie. Dla ratowanych Żydów było to coś zupełnie zrozumiałego. Pamiętajmy, że czasem dopływ gotówki w zasadzie warunkował ich ukrywanie. Wobec gwałtownej pauperyzacji spowodowanej niemieckim wyzyskiem, wiele rodzin nie było zwyczajnie stać na to, by wyżywić i zaopiekować się ukrywającymi się Żydami.
Te wszystkie przykłady obrazują, jak bardzo złożone jest to zagadnienie i że nie należy tu czynić pochopnych generalizacji. Każdą historię trzeba rozpatrywać indywidualnie. Poza tym problemem dotychczasowej historiografii okazuje się brak studiów problemowych.
N.P.: Czy nie powstaje coraz więcej publikacji poświęconych tej tematyce?
A.G.: Powstaje, ale dominuje w nich narracja zatomizowanych historii, które nie układają się w całościowy obraz. O co konkretnie chodzi? Przykładowo nie wiemy jak geograficznie rozkładała się pomoc – czy w którymś regionie było jej więcej niż gdzie indziej? A jeśli tak, to dlaczego? Nie potrafimy też odpowiedzieć na pytanie czy więcej Sprawiedliwych i Ratowników znalazło się wśród kobiet czy mężczyzn oraz jakie grupy społeczne reprezentowali, wyłączywszy to, że najwięcej przypadków pomocy znajdziemy na wsiach. Nie zastanawiamy się również głębiej nad konsekwencjami udziału w akcji ratowniczej całych rodzin i nie badamy pomocy świadczonej przez dzieci.
Kolejna kwestia: gdy mówimy o pomocy na wsi, przed oczami staje nam zwykle obraz przechowywania Żydów w stodołach, w oborach, na strychach czy pod podłogami domostw. Nikt jednak dotychczas nie prowadził badań, które pozwoliłyby stwierdzić, gdzie rzeczywiście najczęściej chowano Żydów. Z wielu relacji wynika, że chłopi przechowywali żydowskich uciekinierów gett w bardzo oczywistych i łatwych do zdekonspirowania miejscach. Z drugiej strony mamy wiele świadectw o dość wymyślnych schronach i bunkrach. Jednym słowem – chociaż o zjawisku ratowania Żydów przez ludność polską mówi się coraz więcej, nie przedstawiliśmy jeszcze całkiem świata Sprawiedliwego i Ratownika (osoba, która ratowała, ale nie legitymuje się tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów świata") oraz dylematów i problemów wynikających z długotrwałego przyjmowania Żydów na przechowanie.
T.D.: Najbardziej nieuchwytna źródłowo jest jednak pomoc okazjonalna, doraźna i tymczasowa. Jak przekonują źródła wspomnieniowe, wielu Polaków w odruchu serca udzielało Żydom pomocy w postaci żywności, okazjonalnego schronienia, wskazania drogi – słowem wszystkiego, co mogło przyczynić się do przedłużenia ich egzystencji. Bardzo często nie znamy nazwisk tych ludzi, a wobec naturalnego procesu wymierania świadków, szereg z tych aktów pomocowych pozostaje niestety zapomniany lub nieodkryty.
N.P.: Debaty nad skalą i zakresem pomocy polskiej świadczonej ludności żydowskiej wywołują niezwykle silne emocje, budząc często przeciwstawne opinie. Rozbieżności dotyczą liczby uratowanych Żydów i Polaków zaangażowanych w pomoc, kwestii współfinansowania pomocy, a nawet względów semantycznych. Czy wobec tych licznych różnic i sprzeczności można prowadzić spójne badania dotyczące pomocy ludności żydowskiej?
A.G.: Tak, można prowadzić spójne badania, a emocje zdecydowanie nie powinny i nie mogą być tu przeszkodą. Rzeczą naturalną w środowisku naukowym są natomiast różne punkty widzenia, polemiki i dyskusje; niekiedy istotnie bardzo ożywione. Jednak rzeczywiście, istnieje wiele niejasności. Sporna jest chociażby liczba Żydów, którzy przeżyli Holokaust, w tym tych, którzy przeżyli dzięki polskiej pomocy. Chociaż wielu badaczy prezentowało swoje wyliczenia, czasem są one od siebie dość odległe. Najczęściej podawana liczba Ocalałych dzięki polskiej pomocy oscyluje w granicach 30-50 tysięcy.
Po drugie, ożywiona dyskusja dotyczy także liczby Polaków zaangażowanych w pomoc (dane oscylują między 30 tysiącami a 300 tysiącami) oraz ogólnie postaw Polaków wobec Holocaustu. Formułowane oceny są bardzo różne, jednak prawda jest taka, że jeśli chodzi o liczby Polaków, którzy udzielili Żydom pomocy, dysponujemy tylko szacunkowymi danymi i są to raczej nasze przypuszczenia, a nie pewniki. Nikt dotychczas empirycznie nie dokonał takich obliczeń, zdecydowanie przekracza to możliwości jednego badacza lub może nawet grupy historyków. Na ostateczny wynik zapewne będziemy czekali jeszcze długo. Podkreślić na pewno trzeba, że zjawisko pomocy nie miało masowego charakteru – tę obserwację naukowcy poczynili już dawno.
Z drugiej strony, dla rozpatrywania polskich postaw konieczne jest wzięcie pod uwagę całokształtu uwarunkowań okupacyjnych. Trzeba uwzględnić chociażby fakt niemieckich sankcji karnych za pomoc – do kary śmierci włącznie – lecz także różnego rodzaju zarządzeń i rozporządzeń kierowanych do ludności wiejskiej i jej elit, wymuszających określone działania. Mamy wrażenie, że w wielu pracach brakuje wiedzy kontekstowej, co prowadzi do budowania nie do końca prawdziwego obrazu relacji polsko-żydowskich i formułowania nazbyt skrajnych ocen. Być może dlatego w naukowych pracach pojawiają się określenia typu „polska administracja” i wiele innych, które są niesprawiedliwe i niezgodne z prawdą.
N.P.: Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu tychże badań?
A.G.: Wydaje się, że poszczególni badacze stają przed różnymi wyzwaniami. Obserwując kształt debaty poświęconej tej tematyce, na pewno widać, że wciąż brakuje opracowań mocno osadzonych w zróżnicowanym materiale archiwalnym. Przykładowo za mało analizuje się akta gmin wiejskich, choć jest to cenny zasób źródłowy, który przyniósłby odpowiedzi na wiele pytań. Dla nas z pewnością ważne jest budowanie narracji historycznej, która powstaje na zasadzie „równej drogi” do źródeł niemieckich, polskich – w tym również tych o charakterze stricte administracyjnym – żydowskich i każdych innych, w zależności od podjętej tematyki. Nie ma źródeł „lepszych” i „gorszych” – wszystkie poddane krytyce budują obraz historyczny. Oznacza to, że wszystkie muszą być poddawane takiej samej procedurze badania ich wiarygodności. Tylko w ten sposób możemy zbliżyć się do obiektywnej prawdy.