Tomasz Stężała – „Porucznicy 1939” – recenzja i ocena
Sam Tomasz Stężała jest bezpośrednio związany z tematem podjętym w tej książce – jest wnukiem jednego z bohaterów, Bolesława Michała Nieczui-Ostrowskiego. Poza tym mieszka w Elblągu, czyli tam, gdzie mieszkają Niemcy będący bohaterami jego książki. Daje mu to możliwość porównania, jak wyglądało to miasto w latach trzydziestych XX w. z tym, jak wygląda dziś.
Akcja książki przedstawia splatające się losy poruczników trzech armii na przestrzeni lat 1937–1940. Ich życie zobrazowane w tej powieści ma umożliwić czytelnikowi poznanie przygotowań do wojny prowadzonych przez III Rzeszę, ZSRR i II Rzeczpospolitą, a także stanowi pretekst do opisania początków II wojny światowej. Autor stara się ukazać opisywane postaci przez pryzmat ich powszedniego życia, dzięki czemu czytelnik może w inny sposób spojrzeć na walczące strony, obserwując emocje towarzyszące na co dzień ludziom walczącym we wrześniu 1939 roku po wszystkich stronach konfliktu.
Chyba w najciekawszy sposób Stężała przedstawił w swej powieści Niemców, którzy, pomimo że są oficerami rezerwy, bardzo często kierowani są na ćwiczenia polowe. Rozkazy odrywają ich od rodziny i pracy, a także od narzeczonych (ten wątek jest znacznie rozbudowany). Obraz Armii Czerwonej został oparty na przeżyciach Edwina Owczarskiego, który najpierw ma nakaz podjęcia współpracy z Niemcami, a następnie dostaje rozkaz, żeby walczyć z Polakami. Na jego przykładzie autor starał się pokazać wewnętrzne rozbicie Związku Radzieckiego, z zewnątrz robiącego pozorne wrażenie monolitu. Moim zdaniem ta postać zapowiadała się najciekawiej, a jednak została przedstawiona słabo. Ze wszystkich armii zaprezentowanych w „Porucznikach” Tomasz Stężała najsłabiej pokazał Polaków. Strona polska jest skupiona właściwie wyłącznie na prowadzeniu ćwiczeń. Zaskakuje zwłaszcza to, jak mizernie ukazane zostało życie prywatne polskich oficerów.
Wszyscy bohaterowie powieści są do siebie w znacznej mierze podobni. Oddani ojczyźnie, dzielnie walczą i z dużym poświęceniem wykonują powierzone im zadania. Na tym tle wyjątkiem jest wspomniany już Owczarski, którego stać nawet na ucieczkę z pola bitwy. W tym dosyć jednorodnym obrazie zdecydowanie wyróżniają się Niemcy, uwikłani w historie miłosne, które jednak nie są w stanie odciągnąć ich od pełnienia ofiarnej służby. Na marginesie można dodać, że nawet w najcięższych sytuacjach wojskowi nie uciekają się do wyrażenia swoich frustracji czy lęków za pomocą przekleństw. Zaskakujące, prawda?
Biorąc pod uwagę tematykę podjętą przez autora, trudno spodziewać się nieoczekiwanego rozwoju fabuły – główne wydarzenia zostały dostosowane do wydarzeń z wojny obronnej Polski w 1939 roku. Natomiast zobrazowanie działań podejmowanych przez głównych bohaterów dawało autorowi szansę zaciekawienia czytelników, której niestety nie wykorzystał.
Dużą zaletą powieści są bez wątpienia szczegółowe odniesienia do wyglądu przedwojennych miast i wsi, w których mają miejsce opisywane wydarzenia. Autor wykorzystuje tu także swoją wiedzę na temat ukształtowania terenów, które w 1939 roku przemierzał jego dziadek, a także informacje dotyczące samego Elbląga.
Wśród minusów należy wymienić liczne literówki, które niestety utrudniają odbiór treści. Podobnie mało czytelne są wymiennie stosowane nazwy tych samych miejscowości w brzmieniu polskim i niemieckim, co najwyraźniej widoczne jest na przykładzie Elbląga.
Sam pomysł na powieść opartą na wspomnieniach uczestnika wojny obronnej Polski z 1939 roku jest bardzo ciekawy. Jednakże jego realizacja wyszła mało przekonująco i to do tego stopnia, że „Porucznicy” mogą wzbudzić głównie zainteresowanie pasjonatów opisów bitew. Jeszcze jedna kwestia nie daje mi spokoju: czy bohaterowie po stronie niemieckiej i radzieckiej nie zostali stworzeni jedynie po to, aby nakreślić działalność Bolesława Nieczui-Ostrowskiego?
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Bożena Pierga