Tomasz Bereźnicki – „Święte Królestwo” – recenzja i ocena
Bo jak inaczej nazwać tajne porozumienie przywódców Stanów Zjednoczonych, Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii, w efekcie którego kilkanaście narodów europejskich, bez swojej wiedzy i zgody, padło łupem Stalina? Siłą rzeczy również car Paweł I (1796-1801), rozsiekany we własnym pałacu przez opłaconych angielskim złotem masonów, nie oddał tronu z własnej woli. Jak z kolei interpretować nieformalną współpracę sąsiadów XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej, z wyrachowaniem sabotujących próby modernizacji jej ustroju politycznego? Twierdzenie, że spisek rządzi światem, byłoby zapewne zbytnim uproszczaniem mechanizmów historii. Liczne przykłady z przeszłości wskazują jednak, że nie warto bagatelizować również i tego zjawiska.
Tak też zwykł czynić Gabriel Maciejewski, autor bloga „Baśń jak niedźwiedź”, który w serii książek publikowanych pod tym samym tytułem podzielił się autorską wizją dziejów Polski i Europy. O ile w pierwszej odsłonie tego cyklu koncentrował się on na wydarzeniach od wieku XVII po czasy współczesne, o tyle tom drugi poświecił m.in. okolicznościom rozbioru Królestwa Węgier – monarchii, która po upadku bułgarskich carstw w Tyrnowie i Widynie, Serbii oraz Bizancjum stała się de facto ostatnią zaporą przed wtargnięciem Turków Osmańskich w głąb kontynentu. Przez przeszło sto lat Węgrzy (posiłkowani m.in. przez przedstawicieli polskiego rycerstwa) z powodzeniem powstrzymywali napór muzułmańskich najeźdźców. Jednak wraz z rokiem 1521 padł Belgrad, twierdza, którą nieprzypadkowo zwykło się wówczas określać mianem „klucza do Węgier”. Chrześcijańskie królestwo znalazło się tym samym w tragicznym położeniu. Zwłaszcza, że młody sułtan Sulejman jedynie tymczasowo zrezygnował z dalszej ekspansji w Europie Środkowej. Zdawałoby się, że w szczególnie krytycznym momencie król Ludwik II Jagiellończyk doczeka się wsparcia ze strony pozostałych chrześcijańskich monarchów. Pomoc ze strony polsko-litewskiego władcy wydawała się czymś zupełnie naturalnym, choćby ze względu na interes dynastyczny domu Jagiellonów. O dziwo jednak takowej węgierski (a przy okazji również czeski) władca się nie doczekał. Również cesarz rzymski Karol V Habsburg, mimo że walkę z ekspansją muzułmanów uważał za jeden z priorytetów swojego panowania (wystarczy przypomnieć sobie wyprawę do Tunisu w 1535 roku oraz osadzenie na Malcie wypędzonych z Rodos joannitów po roku 1522), wobec perspektywy upadku Węgier okazał się zaskakująco obojętny.
Jeśli wierzyć deklaracji Gabriela Maciejewskiego, nie ingerował on w fabularną warstwę komiksu „Święte Królestwo”. Można więc uznać, że przedsięwzięcie to jest autorską interpretacją jego twierdzeń w wykonaniu Tomasza Bereźnickiego. Podobnie jak w literackim pierwowzorze, również i tutaj nie zabrakło odniesień do zakulisowych działań rodziny Fuggerów, która miała w przysłowiowej kieszeni większość rodów panujących ówczesnej Europy. Dość wspomnieć, że to za sprawą pokaźnej dotacji wzmiankowany Karol V mógł sobie pozwolić na przekupienie elektorów Rzeszy i tym samym sięgnąć po cesarską koronę. A jak nie trudno się domyślić, ówczesny senior bankierskiego rodu, Jakub Fugger (nieprzypadkowo zwany Bogatym), uczynił to niekoniecznie z wrodzonej szczodrości bądź też sympatii dla młodego Habsburga. Miał w tym swój interes i tak też zaprezentowano tę postać na kartach niniejszego komiksu. Dotyczy to zresztą nie tylko jego, ale również braci Georga i Albrechta Hohenzollernów, cwanych i bezwzględnych graczy, którzy przy wsparciu bankierskiej rodziny montują intrygę na wielką skalę.
Model zastosowanej w „Świętym Królestwie” narracji, choć niepozbawiony odniesień m.in. do współczesności, sprawia wrażenie spójnego. Niemniej chwilami daje o sobie znać zbytnia jednotorowość w interpretowaniu ówczesnej sytuacji politycznej i być może przecenianie niektórych czynników, które doprowadziły do upadku Węgier. Część spośród obecnych tu postaci ujęto zbyt tendencyjnie, jakby nie licząc się ze złożonością problemów z którymi zmuszeni byli się oni mierzyć. Tak się sprawy mają m.in. w przypadku jednoznacznie negatywnego sportretowania Zygmunta Starego jako osobnika gnuśnego, a przy tym podatnego na manipulacje. Tymczasem ów władca, chociaż istotnie trudno byłoby go uznać za szczególnie uzdolnionego polityka (w roli przywódcy domu jagiellońskiego odnalazł się co najwyżej nominalnie), to jednak w trakcie swego długiego panowania odnotował co najmniej kilka istotnych sukcesów. Neutralizacja arcyniebezpiecznego sojuszu pomiędzy Habsburgami a moskiewskim wielkim księciem Wasylem III Krwawym (1515), wybronienie Pokucia przed zakusami wspieranego przez Turków hospodara mołdawskiego Petryły Raresza (1531) oraz udane (choć niestety nietrwałe) odbicie Siewierszczyzny (1535) to tylko ważniejsze z nich. Ponadto, niejako wbrew twierdzeniom Maciejewskiego, doprowadzenie do sekularyzacji i zhołdowania Prus Zakonnych wypada uznać (m.in. za prof. Henrykiem Samsonowiczem) za majstersztyk jagiellońskiej dyplomacji. Jednoznaczna krytyka Jagiellona i obwinianie go za politykę kolejnych władców w stosunku do Prus to klasyczny przykład spojrzenia ahistorycznego. W jeszcze większym stopniu dotyczy to genezy luteranizmu (i ogólnie protestantyzmu), ukazanej z pominięciem złożoności tego zjawiska, którego zarzewia dostrzec można na długo przed nadrodzinami pyskatego augustianina.
Z drugiej strony tego typu podejście do historii przyczynia się do więcej niż jednoznacznego (a zatem bliższego prawdzie historycznej) rozpatrywania wydarzeń, w wyniku których zagładzie uległo najbardziej zasobne w szlachetne kruszce państwo XVI-wiecznej Europy. Tym bardziej, że rozbiór ówczesnych Węgier zwykło się interpretować w kontekście tylko i wyłącznie kolejnego etapu osmańskiej ekspansji. Tymczasem autorska spółka proponuje spojrzenie na ów epizod dziejowy niejako zza kulis tego wydarzenia. Dzięki temu chciałoby się powtórzyć za twardo stąpającymi po ziemi Rzymianami: cui bono? Nieprzypadkowo, bo „Święte Królestwo” można śmiało uznać za hipotezę badawczą będącą próbą rekonstrukcji faktycznych przyczyn upadku Węgier, a zarazem wskazania skrywających się w cieniu historii rzeczywistych inicjatorów śmierci Ludwika II. Stąd fabuła generuje szereg pytań i zachęca do bardziej wnikliwej refleksji nad poruszaną problematyką.
Twórcy „Świętego Królestwa” na szczęście nie obawiają się korzystać ze sprawdzonych wzorców. I to zarówno z rynku frankofońskiego, jak i rodzimych produkcji. Stąd dodana do niniejszego albumu płyta z kompozycjami Tomasza Bereźnickiego (około czterdziestu minut muzyki) znajduje swój pierwowzór w utworach Erica Mauqueta z zespołu Deep Forest, powstałych jako dźwiękowe tło dla serii „Thorgal”. Z kolei alegoryczny wymiar fabuły z odniesieniami do czasów znacznie nam bliższych stosował m.in. Zygmunt Similak w „Zagłobie”. Rozkładana plansza ukazująca kulminacyjny moment tej opowieści (bitwa pod Mohaczem), choć stosowana dość często w komiksowych publikacjach po obu stronach Atlantyku (m.in. w premierowym tomie cyklu „Krucjata” Jeana Dufauxa i Phillipe’a Xaviera), nadaje temuż momentowi opowieści dodatkowej siły wyrazu i stosownego patosu. Tym samym obaj panowie odpowiedzialni za opowieść o upadku Węgier dają się poznać jako twórcy skłonni do sięgania po wyszukane zabiegi natury formalnej.
Autora warstwy plastycznej (i w dużej mierze również fabularnej) tego projektu można zresztą śmiało uznać za jednego z najbardziej wyrazistych twórców we współczesnym polskim komiksie. Skłonność do podkreślania konturu chwilami przywodzi na myśl ornamentykę charakterystyczną dla witrażu. W przypadku „Świętego Królestwa” Bereźnicki z pełnym powodzeniem stylizuje część kadrów (w tym także kompozycje obejmujące dwie plansze) na ryciny z epoki. Użycie złotego barwnika dodatkowo podkreśla ową taktykę ilustracyjną, przyczyniając się do poczucia, iż mamy do czynienia z imitacją iluminowanych miniatur z wczesnonowożytnych kodeksów. Autor „Aptekarza w getcie krakowskim” (jeden z pełnowymiarowych albumów Bereźnickiego) wprawnie „cytuje” również tak znakomitych klasyków europejskiego malarstwa jak Tycjan czy Jan Matejko. Równocześnie nie omieszkał on wkomponować w niektóre kadry odniesień do współczesności, nadając temuż utworowi wymiar metaforyczny.
Wygląda na to, że „Święte Królestwo”, pomimo de facto zamkniętej kompozycji, nie jest ostatnim słowem Maciejewskiego i Bereźnickiego. Wszak niecały rok po feralnej dla chrześcijańskiego świata bitwie pod Mohaczem niszczycielska fala inspirowana przez Fuggerów (według, rzecz jasna, wersji zaprezentowanej w niniejszym komiksie) pochłonęła również Wieczne Miasto. Niewykluczone zatem, że to właśnie wydarzenia znane jako sacco di Roma staną się kanwą kolejnego albumu opartego na „Baśni jak niedźwiedź”.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz