Tom Hickman – „Boskie przyrodzenie. Historia penisa” – recenzja i ocena
Mimo tematyki, która u wielu osób może budzić dyskomfort, książkę Hickmana czyta się znakomicie. Jest pełna soczystych anegdot, które na szczęście nie zaburzają doskonale zbudowanej struktury całości. Czyta się ją bardzo szybko, a mimo to wywód Hickmana nie traci na swojej wartości – uwaga! – edukacyjnej.
Penisem – jak dowodzi autor – interesują się wszyscy i od zawsze. Emocjonalna więź każdego mężczyzny z jego „mniejszym odpowiednikiem” to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Od starożytności do dnia dzisiejszego ewoluowały teorie o penisie oraz jego znaczeniu we współczesnym społeczeństwie, a głowy nad nim pochylały największe umysły każdej z epok. Wśród badaczy penisów był między innymi sam Leonardo da Vinci, nic więc dziwnego, że napisanie książki o organie determinującym bieg dziejów wydaje się więcej niż uzasadnione.
Dychotomiczna natura mężczyzny, która służy Hickmanowi do rozpoczęcia historii penisa, jest tutaj najważniejsza. Bo już nie chodzi o seks, władzę i pieniądze. Chodzi o to, że wbrew pozorom jest jedna „osoba”, z którą mężczyzna musi się liczyć i od której nie może wymagać bezwzględnego posłuszeństwa. Więc – drogie panie – czas raz na zawsze ocknąć się ze złudzeń i nie zakładać, że kierownikiem fabryki jest tutaj żona i teściowa. Co to, to nie!
Przeczytaj:
Jak przekonuje Hickman, penis to nie tylko jeden z miliardów przedstawicieli swojego gatunku. Każdy jest inny, nie tylko pod względem kolorów i wielkości, ale też odchylenia oraz sposobów zachowania. Bo każdy penis posiada swoją własną osobowość, nad którą „właściciel” nie do końca panuje.
Od zarania cywilizacji człowiekowi towarzyszyły rożne wierzenia, a w wielu z nich męskie przyrodzenie odgrywało niebagatelną rolę. Jego wielkość, a także proporcje do reszty ciała służyły wróżbom na temat przyszłości właściciela, jego bogactwa oraz szczęścia małżeńskiego. W zależności od epoki posiadanie małego lub dużego penisa miało zwiastować powodzenie – lub same nieszczęścia. Odpowiedni penis mógł również przysłużyć się wytypowaniu na króla wspólnoty.
Czas wierzeń i bajań rozwiały dopiero lata po II wojnie światowej, kiedy to amerykańscy naukowcy zabrali się do rzeczy z całą fachowością. Większość mitów została obalona, dowiedziono jednak ostatecznie, że męski organ oscyluje w granicach piętnastu centymetrów. Potwierdzone zostały również często podważane różnice między rasami. Członki czarnych mężczyzn rzeczywiście są statystycznie największe, ale przeważającą w Polsce rasę białą niech pociesza fakt, że stawkę zamykają Azjaci.
W ten sposób Hickman przechodzi w swojej książce do najważniejszego, nurtującego mężczyzn od zarania dziejów pytania. Czy rozmiar ma znaczenie? Panowie i panie nawzajem zapewniają się, że nie ma, ale odnalezienie przedstawiciela obojętnie której płci, który powie to z całym przekonaniem, może być trudne. Niezależnie od wyników badań naukowych, które dawno orzekły, że rozmiar znaczenie ma znikome, panowie od wieków próbują poprawić naturę. Hickman poświęca w swojej książce osobne miejsce próbom, które mężczyźni od stuleci podejmują, aby powiększyć swojego „przyjaciela” – wzdłuż i wszerz.
Według autora kompleksy mężczyzn na temat swojego przyrodzenia wynikają nie tylko z przełożenia na relacje z kobietami, ale też z ogólnego założenia, że występuje pewna korelacja między tym, co w spodniach, a tym, co na koncie. Sukces łóżkowy ściśle wiąże się w psychice mężczyzn z sukcesami zawodowymi, dlatego warto się zastanowić nad tym, co w takim razie penis ma wspólnego na przykład z polityką i kulisami władzy.
Jak przekonuje Hickman – wszystko, co polityczne, jest warunkowane przez męskie penisy. Może mamy do czynienia z daleko idącym uproszczeniem, a może nie. Skracając tylko odrobinę tok myślowy autora, dostajemy prostą zależność – mężczyzna zadowolony ze swojego życia seksualnego odczuwa zadowolenie także w każdej innej sferze, jest bardziej pewny siebie i władczy. A te ostatnie cechy w politycznej walce są niezbędne.
Hickman przekonuje nas więc, że – niezależnie od czasów i kultury – to jednak nie pieniądz rządzi tym smutnym światem.
Napisana lekkim, pełnym humoru językiem książka Hickmana to wielowiekowa historia męskich kompleksów i narcystycznych zachowań. Wbrew pozorom po jej przeczytaniu dochodzimy do wniosku, że jednak nie penis jest w niej najważniejszy, ale wpływ wyglądu i postrzegania siebie na wszystkie dziedziny życia. Tak po prostu.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz