Tim Willocks – „Dwanaścioro z Paryża” – recenzja i ocena
Tim Willocks powraca z kolejną odsłoną przygód syna dwóch kultur, wyznawcy dwóch religii… a może tak naprawdę żadnej. Tym razem Mattias musi udać się do francuskiej stolicy, żeby odnaleźć swojego awanturniczego pasierba oraz ukochaną żonę, noszącą pod sercem kolejnego Tannhausera. Niby prosta rzecz dla kawaleria Zakonu Szpitala św. Jana w Jerozolimie. Problem polega na tym, że akurat wtedy nad Sekwaną odbywają się uroczystości weselne Małgorzaty de Valois i Henryka de Burbon, których celem jest pogodzenie zwolenników obu sposobów czytania Pisma Świętego – tych, co wolą śpiewny język francuski oraz tradycjonalistów wierni starej dobrej łacinie.
Pierwsza książka Willocksa, Religia, poświęcona była obronie Malty w 1565 roku. Było tam wszystko: przepiękne opisy walk, odzwierciedlenie epoki i – co najważniejsze w powieściach historycznych – wciągająca intryga. Nie wiedzieć czemu, w swojej następnej książce Willocks obniżył loty.
Przede wszystkim trudno mi było uchwycić główną oś intrygi. Wszystko wskazuje na to, że chodzi o ratowanie niewinnych istnień przed furią oszalałych z nienawiści katolików, czy inszych drani wykorzystujących chaos panujący nad Sekwaną od Nocy Św. Bartłomieja. Robi to oczywiście główny bohater, będący skrzyżowaniem kosiarki z rzeźnikiem, aczkolwiek – jak w poprzednim tomie przygód – nie pozbawiony specyficznego i cynicznego poczucia humoru. Musi jednocześnie odnaleźć swoją wybitnie egzaltowaną w tej książce żonę, którą akurat od śmierci ocalał miejscowy mafioso o – jak się okazuje – gołębim sercu. Co jest o tyle ciekawe, bo dostał zlecenie na ową ciężarną matronę. W efekcie główny bohater i jego żona szukają się nawzajem, krążąc po pełnym dantejskich scen Paryżu. I w sumie to tyle. Nie można do końca zorientować się czemu miałaby się przysłużyć śmierć jednej uzdolnionej muzycznie niewiasty. Podejrzewam, że i sam Tannhauser. Innymi słowy – zalążki intrygi są, ale nie do końca zrozumiałe. Pojawia się pytanie, czy Tannhausera ściągnięto do Paryża w celu uśmiercenia go czy dla powierzenia niesprecyzowanego zadania. Pocieszmy się jednym faktem – nie tylko my mamy duże kłopoty z tą kwestią, nasz bohater również się nad tym zastanawia. I tak przez całą książkę.
A szkoda, bo Noc św. Bartłomieja ma potencjał dla wymyślnych intryg. Dwie nienawidzące się grupy politycznych i religijnych fanatyków, królowa-matka z włoskiego rodu z wrodzonymi zdolnościami do intrygowania. To świetna okazja dla pisarza, aby wykorzystać faktografię i popuścić wodze fantazji. Niestety tym razem u Willocksa wielka polityka szybko znika – a szkoda, bo w Religii autor świetnie wykorzystał historię do zbudowania arcyciekawej i wciągającej opowieści.
Powieść powinna mieć nie tylko wartką akcję, lecz także i odpowiednio zarysowane tło wydarzeń. W tym względzie Autor generalnie nie zawodzi. Może wspólna z Tannhauserem wędrówka lekko nuży, ale jest to znakomita okazja, aby zobaczyć szesnastowieczny Paryż od mniej reprezentatywnej strony. Nie przechadzamy się bowiem po przepełnionym zapachami Luwrze, ale po zwykłych, ciasnych, pełnych błota i nieczystości uliczkach. Dzięki temu poznajemy topografię szesnastowiecznej stolicy. Nie ma ona nic wspólnego ze „słodkim Paryżem”, który możemy oglądać we współczesnych folderach turystycznych. Opisy przestrzeni niestety czasem giną w czeluściach chaotycznej akcji.
Ciekawym pomysłem jest próba przedstawienia paryskiego przestępczego półświatka, mającego swoją uporządkowaną, a wydaje się nawet, że odwieczną hierarchię. Momentami czytelnik odnosi wrażenie, że obcuje z wesołą kompanią Franciszka Villona. To z pewnością pozwoli przetrwać przy lekturze o tak zawiłej i w gruncie rzeczy niezbyt wciągającej intrydze.
Redakcja i korekta: Katarzyna Grabarczyk