Targi z przesłaniem?
Targi rozpoczęły się od rozdania nagród KLIO za najlepsze książki o tematyce historycznej. To już dziesiąta odsłona tego konkursu. Pracujące pod przewodnictwem prof. Tomasza Szaroty jury wyróżniło w kategorii autorskiej nagrodą I stopnia Romana Michałowskiego za książkę „Zjazd gnieźnieński. Religijne przesłanki powstania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego”.
W kategorii monografii naukowych zwyciężył Grzegorz Motyka, autor „Ukraińskiej partyzantki 1942-1945. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii”. Przewodniczący jury prof. Szarota w ciepłych słowach wypowiedział się o zwycięskim autorze, porównując jego wysiłki na polu naukowym do najwybitniejszych osiągnięć budowniczych mostów między narodami. Profesor Szarota mówił m.in.: „Są jeszcze ludzie, którzy chcą kontynuować dzieło Jana Baszkiewicza, Jana Kieniewicza i Normana Daviesa. Chcą budować mosty na trudnym gruncie bolesnych stosunków między narodami. Takie próby muszą cieszyć”.
W kategorii edytorskiej nagrodzono Wydawnictwo Kluszczyński za edycję książki „Dzieje kresów”, a w kategorii varsaviana nagrodę I stopnia wręczono Krzysztofowi Komorowskiemu za „Bitwę o Warszawę ’44. Militarne aspekty Powstania Warszawskiego”. Profesor Szarota skomentował uhonorowaną pozycję tymi słowami: „I ja, i moi szanowni koledzy z jury byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Janusz Tazbir powiedział nawet, że nie sądził, iż w materii tak już wyeksploatowanej przez różnych autorów da się powiedzieć tyle nowego”.
Ceremonię wręczenia nagród uświetnił swoją obecnością wiceminister obrony narodowej, Bogusław Winid oraz przedstawicielka Ministerstwa Edukacji Narodowej. W ostatniej chwili swoją obecność odwołał wicepremier Roman Giertych. W odczytanym przez przedstawicielkę MEN liście premier Giertych podziękował wszystkim propagującym narodowe dzieje. Ostrzegł przed „dostrzegalną tendencją do lżenia Polaków na kartach pseudohistorycznych książek” i podkreślił rolę historii w dzisiejszej rzeczywistości. Zgromadzeni popatrzyli na siebie z lekkim zdumieniem jedynie wówczas, gdy przeczytano słowa Giertycha mówiące o tym, że warto wzorować się w pisarstwie na Henryku Sienkiewiczu, który „propagował zdrowy obraz Polski”. W kuluarach nie szczędzono komentarzy, że premier niepotrzebnie się zapędził, nie czyniąc różnicy między beletrystyką a literaturą faktu.
Na zakończenie ceremonii inaugurującej Targi wręczono również Nagrodę im. prof. Jerzego Skowronka. Otrzymało ją Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie za pracę Tomasza Strzeżka „Kawaleria Królestwa Polskiego w powstaniu listopadowym – mobilizacja i podstawy funkcjonowania w wojnie” oraz Dom Wydawniczy Bellona za pracę Piotra Żurka „Hotel Lambert i Chorwaci 1843 – 1850”.
Nagroda KLIO nie cieszy się, niestety, przesadną siłą marketingową. Szkoda, bo mogłaby stać się swego rodzaju odpowiednikiem nagrody Nike i pomagać w promocji najwartościowszych pozycji. Warto zastanowić się, jak podnieść znaczenie KLIO – można by chyba zacząć od nieprzyznawania nagród różnego stopnia wszystkim nominowanym.
Nie nagroda była jednak na Targach najważniejsza, lecz oczywiście wystawiane książki. W tym względzie trudno było czuć się zawiedzionym: ok. 100 wystawców zaprezentowało ponad 2500 pozycji, w tym wiele nowości wydawniczych, z których część można było kupić po obniżonej cenie. Pośród wystawców nie brakło takich tuzów, jak Bellona, Rytm, DiG czy Iskry, ale i licznych mniejszych wydawców, którzy oferowali publikacje niemożliwe do kupienia w przeciętnej księgarni. Nic więc dziwnego, że zwiedzających (łącznie ok. 8 tys. osób) i kupujących nie brakowało, a między stoiskami ciężko było się miejscami przecisnąć. Może to znak, że czas poszukać Targom bardziej przestronnego miejsca?
Przy odrobinie szczęścia można było nawet liczyć na chwilę rozmowy z wybitnymi znawcami dziejów. Dawali się z łatwością zauważyć w tłumie fanów historii szturmujących Klub Dowództwa Garnizonu w Warszawie.
Wystawom towarzyszyły liczne imprezy, od spotkań z autorami książek (w sumie ok. 220 gości specjalnych), którzy podpisywali swe dzieła (trochę szkoda, że często brakowało chętnych do zdobycia autografu), poprzez panele dyskusyjne, wystawy (m.in. „PRL – tak daleko, tak blisko...”), projekcje filmowe (wyświetlano zarówno produkcje fabularne, jak i dokumentalne), aż po pokaz historycznych gier strategicznych (bitewnych i planszowych). Jedynie ciekawie zapowiadająca się Giełda Sarmacka nieco rozczarowała: „największa na świecie kolekcja haftowanych herbów rycerstwa i szlachty polskiej” była wprawdzie duża, ale nie przyciągała przesadnie wzroku. Na uznanie zasługiwała z pewnością znakomita informacja o zbliżających się atrakcjach – wiadomości na ich temat podawano na bieżąco przez głośniki, dzięki czemu można było uniknąć ryzyka przegapienia konkretnych wydarzeń. Niektóre prezentacje książek i inne spotkania odbywały się poza klubem garnizonowym: w Domu Spotkań z Historią, Muzeum Wojska Polskiego i siedzibie warszawskiego oddziału Instytutu Książki.
Młodych ludzi było niewielu – może to wina cen książek, a może ciągle słabego rozpropagowania tej imprezy? (...) Szkoda jednak, że tak niewiele nowości książkowych przygotowano z myślą o targach. Miałem wrażenie, że niektóre wydawnictwa traktują te targi jak kolejną próbę opchnięcia książek zalegających magazyny, a ceny przez nie oferowane nie były wcale atrakcyjne. – tak pisał o poprzedniej edycji Targów nasz wysłannik. Słowa te pozostają aktualne także i w odniesieniu do tegorocznej imprezy, niemniej nie przeszkodziło to nam (jak by nie patrzeć osobom dość młodym) poważnie nadwyrężyć prywatne budżety, a i tak z bólem serca opuszczaliśmy warszawski klub garnizonowy, opłakując pozostawione w środku upragnione książki. Z przyjemnością wrócimy tu za rok, mając nadzieję, że XVI Targi Książki Historycznej cieszyć będą jeszcze lepszą organizacją, poszerzoną ofertą wydawniczą i bogatszym programem imprez towarzyszących. Przede wszystkim jednak zależeć nam wszystkim powinno na jak najlepszym rozpropagowaniu Targów i przyciągnięciu jak największej liczby zwiedzających. Oby się to udało.