Tajemnicza śmierć Geli Raubal
Patrząc na zmasakrowaną twarz zmarłej, nikt nie byłby w stanie stwierdzić, czy Geli Raubal była za życia piękną dziewczyną, czy nie. Że była wysoka i miała bujne kształty, to owszem, jak również to, że musiała o siebie dbać, o czym świadczyły równe paznokcie i podwinięte rzęsy ocieniające jasnoszare oczy, ale jej rysów odgadnąć się nie dało. Zlepione krwią włosy, rozbite czoło, granatowe wargi, podbródek rozcięty tak głęboko, że aż prześwitywała biel kości, policzki sine i opuchnięte do takiego stopnia, że zlewały się z nosem, który wyglądał na połamany, a na czubku wręcz zmiażdżony. Kiedyś w jednym z hamburskich zaułków Sauera pobiło trzech apaszów, ale choć komisarz padł na ziemię, a krew lała mu się z nosa jak z kranu, wokół oczu powstały czarne obwódki i dostał wstrząsu mózgu, przez co na dwa tygodnie wylądował w szpitalu, jego odbicie w lustrze przedstawiało się znacznie lepiej niż twarz tej nieszczęsnej dziewczyny spoczywającej na podłodze w długiej sukni, niegdyś szmaragdowej, teraz poczerniałej od krwi.
– O Boziuniu – powtórzył Mutti, usiadłszy na nietkniętym łóżku. Zastępca komisarza nie był żółtodziobem, w ciągu dziewięciu lat służby widział już wszystko, ale tym razem nie potrafi ł skupić wzroku na zwłokach dłużej niż na kilka sekund. Sauer znał go wystarczająco dobrze, żeby domyślać się powodu: jego przyjaciel miał dwóch synów i córkę, Karoline. Żaden ojciec nie przechodzi do porządku dziennego nad śmiercią kogoś, kto mógłby być jego dzieckiem.
Pochylony nad ciałem Müller w skupieniu badał twarz zmarłej. Na dłoniach miał rękawiczki. W jednych miejscach naciskał mocno palcami, w innych delikatnie dotykał albo przesuwał łagodnie wierzchem dłoni po skórze w swoistej pieszczocie. Pozornie był to zestaw przypadkowych gestów, jednak na ich podstawie oraz na podstawie czterdziestu lat doświadczenia Herr Doktor miał ustalić dwa punkty wyjścia dla śledczych: przyczynę i godzinę zgonu.
Gdzieś w głębi korytarza zadzwonił telefon. Pospieszne kroki, dźwięk podnoszonej słuchawki, kobiecy głos stłumiony odległością oraz okolicznościami. Później zbliżające się kroki, a po chwili głowa pani Winter w szparze drzwi.
– Herr Schwarz – zwróciła się do skarbnika Partii. – Jest pan proszony do telefonu.
Schwarz skinął głową, przeprosił obecnych i zniknął w korytarzu, za nim zaś podążyła pani Winter, która nawet nie zajrzała do pokoju.
– Wreszcie sami – rzekł Mutti, wstając i momentalnie nabierając energii, jakby skarbnika Schwarza otaczało jakieś pole magnetyczne, które aż do teraz blokowało jego funkcje życiowe. – I co nam powiesz, Heinrichu?
– Po pierwsze – odparł stary doktor, który tymczasem przeszedł do badania szyi i ramion zmarłej – nie wydaje mi się, żebym ci kiedykolwiek pozwolił zwracać się do mnie po imieniu. Po drugie – mówił dalej, wyciągając ze swej harmonijkowej torby zawiniątko z sukna – bez autopsji trudno stwierdzić cokolwiek pewnego, chyba nawet ty o tym wiesz. – Rozwinął materiał i wyciągnął zeń dwie metalowe pincety, po czym zbliżył je do przesiąkniętej skrzepłą krwią bluzki dziewczyny. Zaczął ją rozpinać delikatnymi i precyzyjnymi ruchami. – W każdym razie oto prawdopodobna przyczyna zgonu – mówił, rozchylając poły bluzki i odsłaniając obojczyki i piersi dziewczyny. Na samym środku, na granicy lekkiej koszulki, ziała okrągła dziura zasklepiona skrzepem. – Pojedyncza rana postrzałowa na wysokości serca.
– Samobójstwo? – spytał Sauer i zerknął na leżący na kanapie pistolet.
Müller przytaknął.
– Niewykluczone, ale dowiem się więcej, jak ją rozbiorę. Sądząc po skórze wokół rany wlotowej, lufa w chwili strzału nie stykała się z piersią. Strzał musiał paść z pewnej odległości, przynajmniej z trzydziestu centymetrów, w przeciwnym razie skóra byłaby poparzona, a bluzka nosiłaby nadpalony ślad. Upadła w przód, a nie w tył, czyli strzelała z góry ku dołowi. Nie umarła od razu, zdążyła jeszcze upuścić pistolet na kanapę.
Sauer próbował sobie wyobrazić rozwój wypadków, ale szło mu opornie. Zazwyczaj samobójcy strzelają sobie w usta lub w skroń oraz z przyłożenia, a nie z odległości.
– A nie mogła się zastrzelić na siedząco? – zapytał Mutti.
Müller odwrócił się i spojrzał na niego z nieodgadnioną miną.
– Nie leżałaby zwrócona głową w stronę kanapy, nie sądzisz? Upadłaby w tył. Nie, pistolet musiał być skierowany ku podłodze, dlatego strzał pchnął ciało w dół. Dziewczyna przez chwilę jeszcze stała, potem osunęła się w przód. Kiedy znajdę ranę wylotową, będę mógł dokładnie obliczyć kąt i trajektorię strzału, ale zobaczycie, że było tak, jak mówię. – Odwrócił się z powrotem do Geli. – Nie zauważyłem żadnej dziury w sukience na plecach, choć w tej całej krwi niewiele widać. Warto by było odnaleźć kulę, ale mogła zostać w ciele.
Sauer szybko omiótł pokój wzrokiem, ale nie zauważył nic szczególnego. Później rozejrzy się dokładniej.
Doktor wyciągnął z torby plastikową, przezroczystą saszetkę.
– Forster, zabezpieczysz pistolet? Podnieś go przez chustkę i wrzuć tutaj – rzekł, wręczając mu saszetkę.
Mutti chwycił saszetkę i przestąpił zwłoki, żeby podnieść broń.
– Walther 6.35 – stwierdził półgłosem, jakby pozostali obecni nie rozpoznali pistoletu na pierwszy rzut oka. – Ulubiona broń bojówkarzy i drobnych przestępców, zakładając, że to w ogóle dwie oddzielne grupy.
Tymczasem Müller przystąpił do palpacji wyciągniętego ramienia dziewczyny. Zaczął od barku, skończył na otwartej dłoni. Mimo wysiłku zdołał odgiąć ją tylko o kilka stopni.
– Stężenie pośmiertne musiało się pojawić już jakiś czas temu – stwierdził. – A gdybyś musiał zaryzykować wskazanie przedziału czasowego?
– Dziesięć godzin? Dwanaście? – odparł doktor.
– Czyli między północą a świtem – obliczył Mutti.
– Czyli śmierć mogła nastąpić dwanaście do osiemnastu godzin temu. Ale nie zapisuj tego w tym twoim notesiku. Dopóki nie otworzę tej nieszczęsnej dziewczyny…
– …nie będzie pewności, tak. Zrozumieliśmy.
– Jeśli zaś chodzi o stan fizyczny denatki – ciągnął Müller, jakby mu nikt nie przerywał – nie trzeba zbytnio wysilać wyobraźni, żeby wyjaśnić zabarwienie i uszkodzenia twarzy. Jeśli po strzale dziewczyna padła bezwładnie przed siebie, cała siła uderzenia skupiła się na czole, nosie i podbródku, gdzie widać największy uszczerbek. Do tego dodajcie kilka godzin leżenia na brzuchu, z twarzą wgniecioną w podłogę, i naturalny proces powstawania plam opadowych wokół oczu i na policzkach, no i proszę, oto powody tego bałaganu.
– A zatem obraz współgra z tezą o samobójstwie – powtórzył Sauer.
Müller skinął głową i założył poły bluzki na zwłokach.
W tej samej chwili wrócił Schwarz. Był zdenerwowany, dało się to wyczytać z jego twarzy.
– Przykro mi, ale Herr Hitler nie pojawi się w spodziewanym czasie. – Jak to? – spytał Sauer. Wiadomość go jakoś uspokoiła.
– Przebywał w Norymberdze, kiedy dotarła do niego wiadomość. Natychmiast wsiadł w auto i ruszył w drogę powrotną do Monachium, ale jego szofer zbyt się spieszył i w Ebenhausen zatrzymał ich patrol drogówki. Wygląda na to, że sporo przekroczyli dozwoloną prędkość, bo musieli udać się do centrali w Ingolstadt i tam podpisać protokół o wykroczeniu.
– W porządku – zgodził się Mutti. – Z Ingolstadt jest do Monachium półtorej godziny spokojnej jazdy, nawet jeśli nie dotrze na pierwszą, pojawi się o drugiej. Możemy zaczekać.
Schwarz pokręcił głową.
– Na drugą Herr Hitler też nie dotrze. W centrali w Ingolstadt poinformowano go o stanie jego siostrzenicy. Jest wstrząśnięty, co zrozumiałe, więc postanowił po powrocie do miasta zatrzymać się u przyjaciół, żeby otrząsnąć się z szoku. Może po południu będzie skłonny z panami porozmawiać, jeśli uznacie, że to konieczne.
– Jak uważasz? – spytał Mutti, zwracając się do Sauera. – Uznamy, że to konieczne?
Sauer zmusił się do obiektywnej odpowiedzi, stłumił pragnienie uniknięcia spotkania.
– Skoro w chwili zdarzenia znajdował się poza miastem, nie ma obowiązku stawiennictwa, ale dziewczyna zmarła w jego apartamencie, jest jego bliską krewną…
– Zobaczymy, co da się zrobić… – podsumował Schwarz.
– Wystarczy – powiedział Müller, podniósł się z trudem i z dwoma donośnymi trzaśnięciami ściągnął lateksowe rękawiczki. – Muszę ją zabrać. Potrzebuję moich narzędzi, jeśli mam się dowiedzieć czegoś więcej. Skończyliście już oględziny zwłok?
Ten tekst jest fragmentem książki Fabiano Massimiego „Anioł z Monachium”:
– Myślę, że tak – odparł Sauer. – A ty? – spytał Muttiego.
– Tak. W sumie im szybciej ją stąd zabierzesz, tym lepiej. Musimy przeszukać pokój, a nie dałbym rady, gdyby tu ciągle leżała.
– Mięczak – stwierdził Müller. – W takim razie zadzwońmy po transport. Ale najpierw, jeśli nie macie nic przeciwko, zrobię jej kilka zdjęć. – Wyciągnął z harmonijkowej torby kompaktowy aparat, który lśnił, jakby doktor dopiero co wyjął go z opakowania.
– To leica? – zainteresował się Mutti.
– Bystrzacha z ciebie, komisarzu Forster.
– A co się stało z rolleifl eksem?
– Zestarzał się – odparł Müller. – Był za wolny. Żona uznała, że z wolnych staroci wystarczę jej ja, więc na naszą rocznicę podarowała mi leicę. A teraz, zanim walniesz jakiś durny żart o Margarethe, wrócę do pracy. Sam.
Sauer ostatni raz spojrzał na biedną Geli Raubal, która wpatrywała się w stiuk na sufi cie zdziwionym wzrokiem, z jakim miała już zostać na zawsze.
– Zamkniesz jej oczy?
– Oczywiście.
Mutti westchnął, po czym odezwał się do Schwarza, wyprostowanego jak struna w progu pokoju:
– Przejdźmy do rozmów ze służbą. Przedstawi nas pan?
Schwarz skinął głową i nie tracąc czasu, zniknął w głębi korytarza za drzwiami.
– Aż żal, że nie jest majordomem – powiedział Mutti, wychodząc z pokoju przed Sauerem. – Ma do tego smykałkę.
– Pracuję dla Herr Hitlera jako zarządca domu – powiedział mężczyzna przedstawiony jako Georg Winter. – Zatrudnił mnie dwa lata temu, kiedy wynajął apartament. Herr Hitler jest dobrym szefem, wymagającym, ale służba u niego nie jest trudna. Nie wiem, z jakiej jesteście partii, ale moim zdaniem…
– Jeśli łaska, nie mówmy o polityce, Herr Winter – przerwał mu Sauer. – Proszę się trzymać tematu. Interesuje nas, o której znaleźliście ciało panienki Raubal oraz wszelkie szczegóły i okoliczności tej sytuacji.
Winter przytaknął. Światło sączące się z dziedzińca przez otwarte okno kuchenne wygładzało zmarszczki, które pięćdziesiąt dwa lata wyrzeźbiły na jego twarzy. Był przystojnym mężczyzną, wysokim, o dumnej postawie, kruczoczarnych, krótko – po wojskowemu – przystrzyżonych włosach i wypielęgnowanej koziej bródce, prawdopodobnie farbowanej. Kiedy Schwarz wezwał go na przesłuchanie, znajdował się akurat w spiżarni, pierwszym pomieszczeniu przy korytarzu, a zatem ledwie kilka metrów od zwłok. Żeby rozładować napięcie wywołane tym, co wydarzyło się w domu, inwentaryzował zapasy żywności. W tej chwili Sauer też wolałby zaszyć się w spiżarni i oddać liczeniu słoików.
– O której godzinie dziś rano rozpoczął pan pracę?
– Jak zawsze o ósmej trzydzieści. Mieszkamy z małżonką w Maxvorstadt, pół godziny tramwajem stąd. Od poniedziałku do soboty wychodzimy z domu koło siódmej trzydzieści, wsiadamy w tramwaj o siódmej trzydzieści osiem, wysiadamy na przystanku pod teatrem. Moglibyśmy dojeżdżać na sam plac, ale lubimy przespacerować się ten kawałek. O ósmej dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć, jesteśmy pod kamienicą. Anni ma klucze, więc nie musimy czekać, aż nam otworzą. Nie przypominam sobie, żebyśmy choć raz się spóźnili.
– Do której zostajecie w pracy?
– Zwykle do kolacji, która zaczyna się koło osiemnastej trzydzieści.
– Dziesięciogodzinna zmiana – skomentował Mutti i gwizdnął. – Sześć dni w tygodniu. Nie ma lekko.
Winter wzruszył ramionami.
– Lubimy tę pracę. A w domu nikt na nas nie czeka. – Ani Sauer, ani Mutti nie wyczuli, czy w tej uwadze pobrzmiewa żal.
– A zatem dziś rano zaczął pan o ósmej trzydzieści. Herr Hitler był w domu?
– Dobrze pan wie, że nie. Próbuje mi pan zadawać podchwytliwe pytania? Szef wyjechał wczoraj po południu. Samochód zawiózł go do Hamburga, gdzie dziś miał poprowadzić ważny wiec.
– A jego siostrzenica? Spotkaliście ją podczas śniadania?
– Nie widziałem jej od wczorajszego popołudnia. Kiedy szef wyszedł, zamknęła się w swoim pokoju, gdzie pozostawała aż do naszego wyjścia. Nie wiem, co robiła później. Z tą dziewczyną nigdy nie wiadomo, świeć, Panie, nad jej duszą.
Mutti zapisywał wszystko w notesie. Z tą dziewczyną nigdy nie wiadomo, przeczytał Sauer kątem oka._ Świeć, Panie, nad jej duszą._
– Rozumiem. Proszę opowiedzieć o tym, jak ją pan znalazł.
– Tak. Oczywiście. Dziś rano nie widzieliśmy panienki Raubal ani nie słyszeliśmy żadnych dźwięków z jej pokoju, dlatego o dziewiątej pięćdziesiąt doszliśmy z żoną do przekonania, że coś musiało się jej stać. Jej drzwi były zamknięte, a pistolet Herr Hitlera, który szef przechowywał w swoim pokoju w otwartej szufladzie, zniknął.
– Chwileczkę – przerwał mu Mutti. – Powiedział pan „pistolet Herr Hitlera”?
Winter spojrzał na niego zaskoczony.
– Owszem, tak. Ten, którym się zastrzeliła panienka. Myśleli panowie, że do kogo należał? Do niej?
– Pamięta pan jego typ? – zapytał Sauer, któremu nagle zaschło w gardle.
– Walther 6.35. Widziałem go na kanapie w pokoju, w którym… no tak. Leżał tam dziś rano. To jasne, że zabrała go z pokoju wuja, bo zamierzała popełnić samobójstwo.
– Czyli dziewczyna miała swobodny wstęp do pokoju Herr Hitlera.
– Oczywiście – odparł Winter. – Skąd pomysł, żeby sprawdzić, czy pistolet jest na swoim miejscu? – zapytał Sauer, patrząc mu prosto w oczy.
Klakson, dźwięki kłótni na ulicy.
– Przeczucie – odparł Winter z kamienną twarzą, wytrzymując spojrzenie komisarza. – Czułem, że stało się coś strasznego.
Mutti notował, pióro skrzypiało w zeszyciku.
– Rozumiem. Przerwaliśmy w momencie, kiedy pan i pańska żona…
– …pukaliśmy kilka razy do drzwi pokoju panienki Raubal, ale bez odzewu. Byliśmy zwyczajni jej kaprysów, niekiedy potrafiła spać do piętnastej, prosić o śniadanie o szesnastej, ale tym razem nikt jej nie widział już od osiemnastu godzin. Toteż około dziesiątej, kiedy już nabrałem poważniejszych podejrzeń, wyważyłem drzwi, bo były zamknięte od środka, a klucz tkwił w zamku.
– Nikogo pan wcześniej o tym nie powiadomił?
– Oczywiście, że nie – odparł Winter, nagle zacietrzewiony. – Po co pan pyta?
– Po nic. Z troski o detale. W jaki sposób sforsował pan drzwi?
– Śrubokrętem. Wcisnąłem go między próg a skrzydło i podważyłem drzwi.
Sauer zanotował w pamięci, żeby natychmiast po zakończeniu przesłuchań sprawdzić stan drzwi.
– A kiedy już pan otworzył drzwi, co pan zobaczył?
– Co zobaczyliśmy. Były ze mną moja żona, pani Reichert i Anna Kirmair. Kiedy drzwi się otworzyły, wszedłem do pokoju i znalazłem panienkę Raubal na podłodze, już nie żyła. Zastrzeliła się.
– Jest pan pewien?
Winter się napuszył.
– Widziałem w życiu całkiem sporo gwałtownych śmierci, wie pan? Nie zawsze byłem dozorcą. Cała ta krew, pistolet na kanapie, ułożenie ciała… Jestem pewien, że nie żyła już od dłuższej chwili i zginęła z własnej ręki.
– Rozumiem – powiedział Mutti. – To wielkie szczęście, że jako pierwszy na miejsce wszedł właśnie pan, specjalista.
Jego rozmówca spojrzał na niego z nieodgadnioną miną, na wpół urażony, na wpół nieufny.
– Ostatnie pytanie: jak pan uważa, dlaczego miałaby to zrobić? Dlaczego w tak piękny dzień młoda, bogata i ciesząca się miłością czułego wujka dziewczyna miałaby ukraść pistolet, zamknąć się na klucz w swoim pokoju i strzelić sobie w serce?
Winter wyjrzał za okno, na nieruchome drzewa w świetle późnego poranka, po czym wrócił do kuchni, przed śledczych, którzy obserwowali go z wyczekiwaniem. Zrobił smutną, niemal zbolałą minę i odpowiedział:
– Wszyscy wiedzą dlaczego, choć o tym się nie mówiło. Panienka Raubal była w ciąży, ale nie mogła zachować dziecka.