Tadeusz Dołęga-Mostowicz – „Zły system” – recenzja i ocena
Tadeusz Dołęga-Mostowicz jest chyba jedynym przedwojennym autorem popularnych książek, który nie stracił na aktualności. W przeciwieństwie do większości autorów powieści kryminalnych, nie stał się anachroniczny. Jego obserwacje, i to nie tylko te z Kariery Nikodema Dyzmy cały czas są niebezpiecznie aktualne.
Charakterystyczne są okoliczności jakie skłoniły Dołęgę do napisania powieści o nieokrzesanym pracowniku poczty. 8 września 1927 nieznani sprawcy wciągnęli go do samochodu, wywieźli szosą na Janki pobili i zostawili w lesie. Ocalał dzięki przypadkowi. Atak miał być reakcją na pisane przez niego felietony, w których krytykował rządy sanacji i domagał się wyjaśnienia sprawy zaginięcia generała Zagórskiego. Powszechnie przyjęta wersja wydarzeń głosi, że został pobity przez ludzi związanych z Piłsudskim w ramach zemsty.
Zły system jest zbiorem felietonów pisanych przez Dołęgę-Mostowicza pod pseudonimem w latach jego publicystycznej aktywności: zarówno przed jak i po napadzie z 1927 roku. Dołęga, człowiek wykształcony i kulturalny, potrafił nie tylko bawić się językiem, ale i umiejętnie odwoływać się do kodów kulturowych. Czynił to w sposób subtelny i niezwykle wyrafinowany. Współczesna polska publicystyka znacznie by podniosła swój poziom, gdyby jej autorzy przeczytali Zły system. Pozytywnie wpłynęłoby to na ich język i elokwencję. A mam nadzieję, że i kilka zgrabnych sentencji weszło by do powszechnego użycia, takich jak choćby „Ave, cenzore”.
Korzyści jest zresztą więcej. Czytanie Dołęgi pokazuje jak za jednym zamachem bawić się językiem (tak literackim, jak i gwarą), a zarazem wbijać bardzo subtelne szpile oponentom. I to w taki sposób, aby nie zostali wprost obrażeni, lecz jednocześnie tę szpilę poczuli. To również szkoła tego, jak z humorem pisać o sprawach trudnych. Aby nie być gołosłownym, oto fragmencik felietonu napisanego tuż po zamachu majowym, a będącego odpowiedzią na pomysł sanacyjnego „Głosu Prawdy”, który zaproponował ankietę w kwestii ustroju II RP:
Proponuję ustrój następujący: Republika z tendencjami monarchicznymi, z nieobowiązującą konstytucją, która ma być składana, żeby się nie łamała. Sejm musi być i Senat, ale pod warunkiem, że nie ma prawa głosu w sprawach państwowych, którymi kieruje rząd. Ten ostatni winien się składać z socjalkonserwatystów i z monarchizujących radykałów.
Lektura Dołęgi-Mostowicza pozwala na lepsze zrozumienie realiów politycznych II RP, a przede wszystkim, na poznanie panującej wówczas intelektualnej atmosfery. W swoich felietonach skupiał się on głównie na krytyce sanacji i próbach wyjaśniania jej grzechów, chociaż zdarzały się i komentarze dotyczące tematów zagranicznych. Czego zatem nie znajdziemy w Złym systemie ? Nie znajdziemy prostego wyjaśnienia tego, dlaczego autor został pobity przez Piłsudczyków. W felietonach nie znajdziemy bowiem tekstu, który mógłby urazić Piłsudskiego. Zresztą sam autor, w felietonie Zdziczenie, wskazuje, że najpewniej była to oddolna akcja nadgorliwych zwolenników Marszałka, którzy bez wiedzy „góry” wzięli sprawę we własne ręce.
Gdyby oceniać jedynie teksty Dołęgi, należało tej publikacji wystawić bardzo wysoką ocenę. Jest ona bowiem jednym z tych stosunkowo nielicznych źródeł z epoki, które są i intelektualnie wartościowe, i przyjemne w lekturze. Po zaletach czas jednak na wady.
Publikacja tego typu wymagałaby znacznie obszerniejszego wstępu. Ten zamieszczony w Złym systemie liczy raptem 4 strony i stanowi de facto nieco rozszerzaną notkę encyklopedyczną. Biorąc pod uwagę liczbę spraw poruszanych w felietonach, czytelnik powinien otrzymać znacznie szerszy opis sytuacji politycznej i społecznej, wszechstronnie wyjaśniający choćby najistotniejsze konteksty.
Dojmującą słabością okazuje się także lakoniczność przypisów. Bardzo dobrze obrazuje problem uroczy i przezabawny felieton Straszny kraj, w którym autor odpłaca pięknym za nadobne brytyjskim labourzystom. Przedstawiciele Partii Pracy wizytowali Polskę i potem opisali ją w krzywym zwierciadle. To samo postanowił zrobić Dołęga pisząc o Anglii:
Na ogół Anglicy nie używają mowy ludzkiej, porozumiewając się między sobą w chwilach dobrego humoru gardlanym bulgotem, w chwilach gniewu chamskim mordobiciem nazywanym tam „boksem”. Ulice Londynu literalnie roją się od tych bójek, czego wszakże nie widać, bowiem miasto przez cały rok pokryte jest gęstą mgłą. Pod tą zasłoną Anglicy mordują się bezkarnie, a sam widziałem wdowę po Lloydzie George’u, która jadła rostbef z sześciorga swoich biednych dzieci z nieprawego łoża. Więzień w Anglii nie ma, bowiem przestępcy kryminalni otaczani są ogólną czcią, a polityczni rozrywani są przez półnagi rozbestwiony tłum żywcem.
Sprawa niezwykle interesująca. Za to w przypisie przeczytamy jedynie, że to „nawiązanie do wizyty w Polsce posłów brytyjskiej Partii Pracy (ang. Labour Party), którzy opisali polską rzeczywistość w krzywym zwierciadle.” Cóż nam to wyjaśnia? Otóż, niestety, niczego nam to nie wyjaśnia. A takich sytuacji jest więcej.
Aby w pełni rozsmakować się w felietonach Dołęgi trzeba znać pełen – tak polityczny jak i społeczny – kontekst wydarzeń. Był on wszak znany ówczesnym czytelnikom, a dzisiaj pozostaje niejasny. Szkoda zatem, że publikacji nie dopracowano. Natomiast dla wyrobionego czytelnika felietony Dołęgi-Mostowicza będą wykwintnym daniem, którego konsumpcję gorąco polecam!