Szymon Hołownia: Koniecznie znajdź dobrego spowiednika!
Michał Świgoń: Czym jest spowiedź dla Szymona Hołowni?
Szymon Hołownia: Spowiedź to dla mnie rzecz bardzo ważna. To nie sesja terapeutyczna, nie katharsis. To moment, w którym odnawiam swoją więź z Bogiem i z ludźmi. Tu mam również okazję porozmawiać o tym co mi w duszy gra, poddać ostatnie tygodnie życia weryfikacji „trenera”, który widzi więcej, patrzy z boku. Sakrament pokuty leczy. Znam dziesiątki ludzi, którzy szli na spowiedź jak na ścięcie, a po niej wychodzili na skrzydłach i przez trzy dni opowiadali o swojej chęci do życia. Wielu moich znajomych wstydzi się spowiadać. Niektórzy uważają, że skoro wciąż spowiadają się z tego samego, ta zabawa nie ma sensu. Odpowiadam im zawsze pytaniem: czy jeśli zauważasz, że wciąż psują ci się zęby, to jest to argument za tym, by nie chodzić do dentysty?
Co zrobić, aby dobrze przeżyć spowiedź?
Po pierwsze: Nie dąsać się na spowiedź, dopuścić do siebie myśl, że to naprawdę nie jest wyłącznie przykra konieczność. To także szansa na to, by przeżyć coś ważnego i zejść w swojej duszy piętro głębiej. Po drugie – koniecznie znaleźć sensownego spowiednika. Zawsze zastanawiało mnie, że ludzie, którzy chcą ubezpieczyć samochód albo wstawić nowe okna, spędzają godziny na badaniu wiarygodności różnych firm, sprawdzają co mają im one do zaoferowania i czy nie będą zawiedzeni. A w sytuacji, gdy chodzi o ich najbardziej intymne sprawy – powierzają się w ręce „losowo” wybranego księdza! I dziękować Bogu, jeśli los okaże się trafiony i w konfesjonale spotkają księdza wierzącego, umiejącego słuchać, wiedzącego, co Kościół ma do powiedzenia grzesznikowi. Czasem jednak zamiast takiego właśnie kapłana konfesjonał zajmuje „dzięcioł”, mechanicznie zadający pokuty i odstukujący kolejnych penitentów. Albo – co gorsza – zadający idiotyczne pytania i poruszający się w ludzkiej duszy z wdziękiem otępiałego słonia.
Jak znaleźć dobrego spowiednika?
Ot, choćby przysłuchując się wygłaszanym w danym kościele kazaniom. Jeśli czujesz, że ksiądz mówi „od siebie”, że przygotowuje się do swojego wystąpienia, że to co mówi dociera do ludzi, jest duża szansa, że będzie potrafił uszanować również człowieka przychodzącego do konfesjonału. I nawet jeśli ma do powiedzenia bolesną prawdę, zrobi to z taktem i szacunkiem. Jeśli „masz na oku” takiego księdza, po mszy idź do zakrystii i zapytaj kiedy będzie spowiadał. Można też spróbować umówić się z księdzem poza konfesjonałem. Spowiedź jako spokojna rozmowa przy stole czy podczas spaceru w ogrodzie – to naprawdę sensowna propozycja. Sprawdziłem!
Jak przygotować się do spowiedzi?
Spowiedź to tylko jedna piąta procesu, który nazywa się sakramentem pokuty. Kościół wymaga bowiem od penitenta również rachunku sumienia – warto przejrzeć Dekalog i odpytać się z zachowania Przykazań. Można też chyba usiąść któregoś wieczoru i wykonać tzw. empatyczny rachunek sumienia – spróbować wczuć się po kolei w skórę ludzi, z którymi obcujemy i zadać sobie pytanie, czy na nasz widok nie jeży im się skóra. Parę sensownych pomocy do rachunku sumienia można też znaleźć w internecie. Niezbędne jest też postanowienie poprawy (a więc jeśli ma się np. romans, to żeby dostać rozgrzeszenie, trzeba go zakończyć), zadośćuczynienie (a więc jeśli kogoś pomówiliśmy że był agentem, musimy go przeprosić) oraz żal za grzechy – czyli autentyczne poczucie, że to, co się zrobiło, nie było do końca fajne. Człowiek, który chce się oczyścić z grzechów, musi się nieco natyrać, ale dobrze przygotowana spowiedź to przeżycie, dla którego warto nieco się pomęczyć.
Czy z punktu widzenia nauki Kościoła katolickiego spowiedź przez internet jest możliwa?
Są w polskim Kościele ludzie, którzy proponują by możliwość spowiedzi przez Internet poważnie rozważyć. Argumentują, że dzisiejsza technika umożliwia to, by penitent i spowiednik widzieli się oraz słyszeli w tzw. czasie rzeczywistym. Twierdzą, że można też odpowiednio zabezpieczyć transmisję przed wścibskim okiem osób trzecich. Być może rzeczywiście Kościół za dwieście lub trzysta lat zacznie się nad tą sprawą poważnie zastanawiać. Mam jednak nadzieję, że nie będzie mi dane tyle żyć. Bo mimo spełnienia wszystkich technicznych wymagań, spowiedź przez internet pozostaje dla mnie czymś nieludzkim. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że sesja na Gadu Gadu, czy nawet rozmowa przez internetowy wideotelefon jest w stanie zastąpić doświadczenie spotkania dwóch osób. A spotkanie to podstawa spowiedzi – sakrament pokuty polega na tym, że jeden człowiek przychodzi do drugiego człowieka i do Boga, by powiedzieć im, że chociaż ich obraził, jest mu głupio. Czy rozmowy tej wagi naprawdę wypada toczyć przez internet czy telefon? W Kościele drażni mnie zbytnie nowinkarstwo. Myślę, że Kościół zamiast zajmować się spowiedzią przez internet powinien zadać sobie pytanie: co zrobić, gdy wielu ludzi zamiast tego sakramentu zaczyna wybierać wizytę u psychologa? Czy ksiądz XXI wieku powinien być również psychologiem? Czy psychologię należy zostawić psychologom, a Kościół ma w tej sytuacji poprzestać tylko na duchowości (czyli oferować to, czego inni nie mają)? Oto prawdziwe dylematy!