„Szwedzki Wietnam” – walki Karola XII w lasach kurpiowskich
Karol XII lubował się w strategii zaskakiwania swojego przeciwnika, opartej na szybkim przemieszczaniu wojsk i wyborze dogodnego kierunku natarcia. Była to metoda godna wielkiego wodza. Dzięki niej był on przeważnie kilka kroków przed swoim przeciwnikiem. Nie ma jednak koncepcji, które nie posiadają wad. Piętą achillesową tej praktyki jest słabe rozpoznanie i brak wiedzy na temat terytoriów, mających stać się sceną teatru działań wojennych. 20 stycznia 1708 taktyka Karola XII zawiodła. Król, realizując plan ofensywy na terytoria rosyjskie, planował rozbić stojące za Bugiem siły przeciwnika atakiem od boku. W tym celu wybrał drogę nie przez Warszawę, a więc najprostszą, a przez trudne tereny Kurpiowszczyzny. Wojska szwedzkie liczyły przeszło 37 tysięcy żołnierzy, dobrze wyekwipowanych i „ostrzelanych”. Podzielone zostały na trzy kolumny. Pierwsza ruszyła w kierunku Chorzele-Myszyniec, druga, dowodzona przez samego króla, bezpośrednio na Myszyniec, trzecia natomiast w stronę Ostrołęki i dalej Łomży. Pierwszego dnia Szwedom udało się zatrzymać w Olszówce, gdzie zorganizowali postój, następnego zaś na tereny Puszczy Zielonej wkroczyła środkowa kolumna pod dowództwem Karola XII. Tam już czekali na nich Kurpie.
Kurpie i walka w lesie
Kurpie, lub jak sami o sobie mówili „Puszczacy”, zamieszkiwali tereny Puszczy Zielonej oraz Puszczy Białej od wieków i znali je bardzo dobrze. Mieli oni w sobie coś z górali, którzy na całym świecie najbardziej cenią sobie niezależność. Byli też nieustępliwi i skorzy do bijatyki. Ze względu na wszechobecne lasy i bagna, praca na roli nie była ich główną domeną. Ich codziennym zajęciem było raczej bartnictwo oraz łowiectwo. Dzięki temu drugiemu kurpiowscy mężczyźni potrafili znakomicie strzelać. Myśliwi, oprócz dobrego oka, muszą też mieć czuły słuch. Nie dziwi więc, że Kurpie dużo wiedzieli o nadchodzącym przeciwniku i tym, do jakich bestialstw dopuszczał się w czasie przemarszu. Źródłem ich informacji były doświadczenia powracających żołnierzy lub partyzantów, obserwacja, krążące pogłoski, ale także opowieści starszych pokoleń, gdyż część Kurpiów brała udział w walkach w czasie „potopu”. Zagrożenie szwedzkie, stale grożące puszczom, było na tyle poważne, że od ok. 1704 roku Kurpie posiadali własne oddziały gotowe na nadejście wroga.
Licząca ponad 4 tysiące jazdy kolumna Karola XII została zaatakowana przez zbrojne chłopstwo już pierwszego dnia wędrówki po terenach Puszczy Zielonej. Kurpie kryjąc się w rowach i za drzewami nękali ogniem konnicę, która ze względu na trudny teren nie mogła skutecznie się bronić. Następnego dnia do króla przybyło poselstwo nakazujące niezwłoczne opuszczenie puszczy. Oczywiście monarcha był głuchy na to żądanie. Odpowiadając na zagrożenie ze strony partyzantów, wzmocnił za to swoją kolumnę gwardią pieszą liczącą 3 tysiące żołnierzy. W nocy między 21, a 22 stycznia we wsi Brodowe Łąki Kurpie pokazali, że nie boją się wzmocnionej straży i zaatakowali kwaterę Karola XII. W wyniku napadu zginęło kilku drabantów pilnujących władcy, on sam jednak przeżył. Atakujący zniknęli zaś w ciemnościach. Kolejnej nocy partyzanci (do ok. 1300 ludzi) zajęli umocnioną pozycję wzdłuż bagien niedaleko Myszyńca i nazajutrz powitali ogniem nadchodzącą kolumnę prowadzoną przez króla. Pozycja Kurpiów była silna i blokowała dalszy pochód wojsk królewskich, jednak znalazł się wśród nich również odpowiednik termopilskiego Efialtesa – przewodnik, dzięki któremu niewielka część szwedzkiej piechoty obeszła pozycje chłopów i zmusiła ich do wycofania się.
Kosztowny upór Karola XII
24 stycznia Kurpie ponowili misję dyplomatyczną, tym razem żądając okupu w zamian za możliwość przejścia przez lasy. Karol XII wpadł we wściekłość. Rozkazał bezwzględnie spacyfikować wsie i mordować każdego, kto zostanie schwytany z bronią. Kolumna środkowa została podzielona na dwie części, mające przeczesywać lasy. Tym razem myśliwi mieli stać się ofiarami, płonęły wsie, a na drzewach wieszano kolejnych złapanych partyzantów. Kurpie nie poddali się jednak nawet pod wpływem terroru. Im bardziej Szwedzi zagłębiali się w puszczę, tym bardziej rósł opór ze strony jej mieszkańców. Do mężczyzn wkrótce dołączyły także kobiety, a nawet dzieci. Właśnie z rąk chłopca o mało nie zginął król, któremu nad uchem świsnęła niecelnie wystrzelona kula. Wojska mozolnie, ale metodycznie posuwały się na przód, odpierając kolejne ataki i tracąc przy tym część wozów taborowych. Pomimo zasadzek i dróg zawalonych pniami drzew, wojska królewskie w końcu opuściły Puszczę Zieloną i mogły kontynuować marsz w kierunku armii rosyjskiej. Nie wiemy dokładnie, jakie straty poniosły obie strony. Według historyka Jana Wimmera straty najeźdźców wynosiły ok. 1000 żołnierzy. To stosunkowo niewiele, jednak doliczyć do nich należy istny pogrom koni, dzięki którym poruszały się tabory oraz artyleria i na których jeździli kawalerzyści. Wskutek tego Karol XII zmuszony był do porzucenia pontonów, dzięki którym sprawnie pokonywa rzeki i części taboru wyładowanego łupami – cennymi, jednak spowalniającymi pochód.
Opór ze strony Kurpiów ostatecznie okazał się daremny, jednak niemal jednomyślnie pokazali, że Szwedzi nie powinni byli ich lekceważyć. Mimo że to na środkową kolumnę spadły najsilniejsze ciosy, pozostałe również musiały opędzać się od zbrojnych band wyrastających na ich drodze. Ludność żyjąca na trasie maszerujących armii stawiła im heroiczny opór. Niewątpliwie była to walka Dawida z Goliatem. Mieszkańców puszczy, którą przemierzała kolumna Karola XII, było nie więcej niż 10 tysięcy licząc z kobietami, starcami i dziećmi. Ilu z nich mogło więc chwycić za broń? Trudno udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Niemniej jednak ci, którzy stanęli do walki, dali najeźdźcom pamiętną lekcję.
Bibliografia:
- Wimmer, J., Wojsko Rzeczpospolitej w dobie Wojny Północnej 1700- 1721, Warszawa 1956.
- Majewski, W., Kurpie w walkach o niepodległość od potopu do Baru, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego”, 12, 5- 30, Ostrołęka 1998.
Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz