Szpiedzy wnieśli największy polski wkład w zwycięstwo nad Hitlerem
Tomasz Leszkowicz: Jak zainteresował się Pan postacią Czerniawskiego?
Andrzej Brzeziecki: Ładnych parę lat temu przeprowadzałem dla „Tygodnika Powszechnego” wywiad z historykiem Rafałem Wnukiem o Romanie Czerniawskim. To było moje pierwsze zetknięcie się z tą postacią. Utkwiła mi w pamięci jego historia i to, że właściwie w Polsce jest szerzej nieznana, a przecież jego „przygody” były równie fascynujące jak choćby Jana Nowaka Jeziorańskiego, czyli słynnego Kuriera z Warszawy, czy Kazimierza Leskiego. Przez wszystkie te lata miałem historię Czerniawskiego „w tyle głowy”, aż a końcu poczułem, że warto samemu podjąć temat.
T.L.: Wywiad kojarzymy z sensacyjnymi tajnymi akcjami, a w rzeczywistości to często żmudna praca analityczna i zbieranie strzępków informacji. Które podejście dominuje w Pana książce?
A.B.: W mojej książce opisuję przede wszystkim okres II wojny światowej – a więc siłą rzeczy czas bardziej sensacyjny niż czasy pokoju. Tajne operacje, takie jak wysłanie samolotu do okupowanej Francji, by zabrać Czerniawskiego do Londynu, potem jego skok na spadochronie, przekraczanie Pirenejów – to wszystko wątki sensacyjne, rzekłbym: bondowskie. Czerniawski, jakby na zamówienie ewentualnych filmowców, robił też wypady na narty, podrywał kobiety.
Na co dzień jednak ślęczał nad raportami swych agentów, zbierał dane o ruchach wojsk niemieckich we Francji, spędzał godziny przy biurku, by podrobić jakieś dokumenty. Jego agenci mieli obserwować lotniska, porty i dworce – dosłownie mieli liczyć wagony pociągów, interesować się, jakie ilości wina zamawia niemiecka armia, bo na tej podstawie można było obliczyć, jak duże były poszczególne jednostki.
T.L.: Historia wywiadu to temat w pewnym sensie ukryty i trudno dostępny źródłowo. Jak wyglądało zbieranie przez Pana materiałów do książki?
A.B.: Czerniawski, ale także kilka kluczowych w jego historii postaci – także po niemieckiej stronie – zostawiło wspomnienia, które zostały wydane w pierwszych dekadach po wojnie. W Polsce nie były dostępne, ale dziś dzięki internetowi mogłem je sprowadzić do Polski. Czerniawski w książce The Big Network opisał na przykład swoją działalność do momentu aresztowania go przez Niemców. Książka ta drukowana była w odcinkach w jednej z emigracyjnych gazet.
Także materiały przechowywane przez Instytut Polski i Muzeum Sikorskiego, choć wcześniej znane, okazały się przydatne. Najważniejszych jednak źródeł dostarczyły brytyjskie archiwa. MI5, czyli brytyjski kontrwywiad, odtajnił część dokumentów dotyczących Czerniawskiego kilkanaście lat temu, a resztę dosłownie w momencie, gdy kończyłem pracę na książką jesienią 2017 roku, ale zdążyłem z nich skorzystać. The National Archives w Wielkiej Brytanii są bardzo łatwo dostępne dla badaczy. Część dokumentów, która jest zdigitalizowana, można po prostu zamówić przez internet płacąc kartą kredytową, jak w zwykłym sklepie internetowym. Nie potrzeba do tego żadnych formalności.
Dużo trudniej przyszło mi wydobyć teczkę Czerniawskiego z brytyjskiego Ministerstwa Obrony, ze względu na różne procedury. Ministry of Defence przechowuje materiały o polskich pilotach, którzy wówczas podlegali RAF i bez problemów ujawnia dokumenty osób urodzonych – nie wiedzieć czemu – dokładnie 116 lat temu i wcześniej. W przypadku Czerniawskiego, który urodził się 108 lat temu musiałem trochę się nagimnastykować.
T.L.: Czy Pana zdaniem istnieje profil charakterologiczny dobrego szpiega? Czy „Brutus” mieścił się w takich ramach?
A.B.: Był niebywale skuteczny – co docenili Brytyjczycy i generał Sikorski odznaczając go Virtuti Militari. Zatem był dobrem szpiegiem. Jednocześnie miał on przerośnięte ego, przez które ładował się w różne kłopoty. Uważał jednak, że skoro za szpiegostwo – nieważne na jaką skalę – i tak grozi kara śmierci, to lepiej już iść na całego. Jeden z jego agentów został rozstrzelany za robienie interesów na czarnym rynku – a ta działalność miała właśnie służyć za przykrywkę dla działalności wywiadowczej.
T.L.: Dlaczego to właśnie Francja była centrum szpiegowskich gier w czasie wojny? Czerniawski zaczynał przecież właśnie tam...
A.B.: Francja była terenem, z którego wojska III Rzeszy mogły dokonać inwazji na Wielką Brytanię – do 1941 roku najważniejszego, a właściwie nawet jedynego, przeciwnika Hitlera, który mu nie uległ. Dlatego rozpoznanie działalności niemieckiej armii we Francji mogło dać ważne informacje co do niemieckich intencji – czy są przygotowania do inwazji na Wielką Brytanię, czy nie. Francja też była specyficzna z tego powodu, że część jej terytorium była pod okupacją, a część, do końca 1942 roku, nie. Nieokupowana Francja wreszcie graniczyła z neutralną Hiszpanią, a ta z neutralną Portugalią. Kraje neutralne zaś były tymi terenami, gdzie najłatwiej prowadzić szpiegowskie gry. Do samo dotyczyło przecież Stambułu i Turcji.
Polecamy książkę Andrzeja Brzezieckiego „Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera”:
T.L.: Przez całą wojnę na Zachodzie funkcjonował Oddział II Sztabu Naczelnego Wodza, czyli polski wywiad wojskowy. Czy była to instytucja istotna w wojennej grze wywiadowczej między państwami walczącymi? Czego nowego możemy się o niej dowiedzieć?
A.B.: Jeśli na chłodno oceniać wkład Polaków w pokonanie III Rzeszy, to rola polskich szpiegów jest kluczowa. Z całym szacunkiem dla daniny krwi, jaką złożyli polscy żołnierze – w kraju i poza nim. Pamiętajmy, że to Polacy dostarczyli aliantom wiedzy potrzebnej do złamania szyfrów Enigmy. Mieczysław „Rygor” Słowikowski zaś na przykład stworzył siatkę szpiegowską w Północnej Afryce, która dostarczyła aliantom informacji potrzebnych do inwazji na Maroko i Algierię – a były to pierwsze duże sukcesy aliantów pod koniec 1942 roku. Słowikowski dokonał tego znacznie taniej i szybciej niż mogli tego dokonać brytyjscy agenci. Dlatego jemu powierzono tę misję. To polscy agenci dowiedzieli się najwięcej o nowych rodzajach niemieckiej broni i spenetrowali zakłady w Peenemünde.
No i wreszcie sam Czerniawski – najpierw jako szpieg w okupowanej Francji, a potem jako podwójny agent, który pomógł aliantom zmylić Niemców w kwestii miejsca, gdzie dokonana zostanie inwazja na Europę. Gdyby Niemcy wiedzieli, że inwazja dokonana będzie w Normandii, a nie w Pais-de-Calais, jak ich przekonywał Czerniawski, i przygotowali się do obrony normandzkich plaż, alianci mogliby ponieść znacznie większe straty. A gdyby wręcz inwazja się nie udała, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone potrzebowałyby wielu miesięcy, być może nawet roku, by przygotować kolejną. W tym czasie Hitler mógłby rzucić wszystkie wojska przeciw Związkowi Radzieckiemu i losy świata mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. W najlepszym przypadku wojna trwałaby o wiele dłużej.
T.L.: Jak to się stało, że po aresztowaniu Czerniawskiego Niemcy zaufali mu i powierzyli misję w Wielkiej Brytanii?
A.B.: Niemieckie służby specjalne cierpiały na brak agentów w Wielkiej Brytanii – a przecież nie wiedziały, że ci, którzy już są na Wyspach i tak są pod pełną kontrolą Brytyjczyków. Wysyłając Czerniawskiego do Londynu Niemcy nie tracili nic, poza – jak to określił jeden z brytyjskich oficerów – wątpliwą satysfakcją z rozstrzelania go. Czerniawski we Francji prowadząc siatkę Interallié dokonał niesamowitego wyczynu i dowiódł swojej sprawności, Niemcy mogli zakładać, że powtórzy ten wyczyn w Wielkiej Brytanii. Pozostaje pytanie, czy uwierzyli w szczerość jego zapewnień o chęci współpracy? Rozmowy z nim prowadzono wiosną 1942 roku, kiedy III Rzesza wciąż była niepokonana a od kilku miesięcy Japonia odnosiła sukcesy na Pacyfiku. Mogli zakładać, że Polak pod wrażeniem ogólnej sytuacji nabrał przekonania, że to Niemcy wygrają wojnę, a jemu pozostaje starać się o jak najlepszą pozycję Polaków w „Nowej Europie”. Gdyby z kolei Czerniawski po przybyciu do Londynu zdradził Niemców, a ci się o tym dowiedzieli, mogliby czytać jego depesze „na wspak” i w ten sposób dowiedzieć się o intencjach aliantów. Traf chciał, że Czerniawski szybko zdradził Niemców, ale ci się tego nie domyślili.
T.L.: Czy Czerniawski jest w Polsce postacią zapomnianą? A jeśli tak, to dlaczego?
A.B.: Rzeczywiście Czerniawski nie jest postacią tak znaną, jak na to zasługuje. Jego wkład w historię II wojny światowej był olbrzymi, jego przygodami możnaby zapełnić kilka scenariuszy filmowych. Gdy jednak mówiłem różnym znajomym, że pracuję nad książką o Romanie Czerniawskim, ci przyznawali, że nigdy nie słyszeli o takiej postaci. Myślę, że sprawiła to żelazna kurtyna, która przez dekady oddzielała Polskę od Wielkiej Brytanii, gdzie Czerniawski osiadł po wojnie. Jan Nowak Jeziorański był znany nad Wisłą dzięki Radio Wolna Europa i wspomnieniom wydanym po polsku, wspomnień Czerniawskiego nikt zaś w Polsce nie wydawał.
Ponadto przez długi czas Czerniawski nie mógł opowiadać o swojej roli podwójnego agenta. Do milczenia zobowiązali go Brytyjczycy, którzy jeszcze całe lata po wojnie chcieli zachować historię systemu podwójnych agentów w tajemnicy. Nie wiedzieli jednak, że radzieccy szpiedzy, tacy jak Kim Philby, informowali na bieżąco Moskwę o szpiegowskich grach Albionu. Dopiero właśnie kompromitacja brytyjskich służb specjalnych, które okazały się spenetrowane przez agentów Kremla, sprawiła, że MI5 i MI6 zaczęły, dla podbudowania swego wizerunku, chwalić się sukcesami z II wojny światowej. Wtedy dopiero Czerniawski mógł powiedzieć – to ja byłem „Brutusem”.