Szczepan Twardoch – „Królestwo” – recenzja i ocena
Szczepan Twardoch – „Królestwo” – recenzja i ocena
Recenzencka konwencja nakazuje rozpocząć od przedstawienia sylwetki autora, ale czy Szczepana Twardocha trzeba naszym czytelnikom przedstawiać? Na łamach Histmaga regularnie prezentujemy kolejne pozycje w jego dorobku, bardzo często to ja mam przyjemność je recenzować. Ale wydaje się, że w ogóle trudno interesować się życiem literackim naszego kraju i nie słyszeć o Twardochu. Mniej życzliwie nastawieni do autora ze Śląska mogą wręcz narzekać, że stał się on w ostatnim czasie istnym celebrytą i w zasadzie strach już otworzyć lodówkę – i można zastanawiać się, czy aby na pewno nie mają trochę racji.
Przed „Królestwem” był „Król”
Poprzednia powieść Szczepana Twardocha, „Król”, okazała się wielkim sukcesem artystycznym i czytelniczym. „Królestwo” stanowi jej bezpośrednią kontynuację, jednak jest to książka pod wieloma względami różniąca się od wcześniejszej i wydaje mi się, że można ją czytać bez znajomości „Króla”, choć być może czytelnikowi umkną wtedy pewne detale.
Nieraz teksty kultury wywołują u mnie luźne skojarzenia z dziełami należącymi do innych gałęzi sztuki. Bardzo często stymuluje mnie do tego twórczość Twardocha. Nie ja recenzowałem „Króla”, ale na pewno nie omieszkałbym wspomnieć, że powieść Twardocha trochę przywodziła mi na myśl jeden z moich ulubionych filmów – „Dawno temu w Ameryce”. I tu, i tu mamy opowieść o żydowskich gangsterach. Historia mającego zażyłe kontakty z półświatkiem żydowskiego boksera Jakuba Szapiro i mająca miejsce w jej tle próba quasifaszystowskiego puczu wytwarzały również klimat znany koneserom seriali. Pewnym punktem odniesienia może być przebojowy „Peaky Blinders”, osadzający opowieść o świecie przestępczym w realiach dwudziestolecia międzywojennego, jak również znakomity niemiecki „Babylon Berlin”, łączący zagadkę kryminalną oraz intrygi polityczne i szpiegowskie z dekadencką atmosferą Republiki Weimarskiej (w „Królu” mieliśmy przedwojenną Warszawę ukazaną nie tylko jako mniemany „Paryż Północy”).
O tym, jak różną książką jest „Królestwo” od „Króla” niech świadczy to, że nowa powieść pisarza z Pilchowic wywołała u mnie zupełnie odmienne skojarzenia filmowe. Teraz trafną paralelą wydaje się być „Pianista” i obraz Władysława Szpilmana wegetującego w ruinach Warszawy, co stało się też powieściowym losem będącego już wrakiem człowieka Szapiry. Z dziełem Polańskiego łączy „Królestwo” także obraz degradacji jakiej w gettcie poddawani byli przedstawiciele społeczności żydowskiej, także ci należący przed wojną do społecznych elit.
„Królestwo” i jego bohaterowie
Jakub Szapiro jest centralną postacią „Królestwa”, ale jak już wspomniałem jest to marny cień siebie z kart „Króla”. Jego losy od momentu zakończenia poprzedniej książki, poprzez wybuch wojny, aż do czasu akcji (po Powstaniu Warszawskim) poznajemy z retrospekcji narratorów – opiekującej się dawnym bokserem i królem życia kochanki Ryfki oraz jego syna Dawida. Ryfka i Dawid są bohaterami książki na równi z Szapirą, a może nawet bardziej od niego. Narracja obojga jest pełna emocji i w obydwu przypadkach naznaczona silnym osobistym piętnem. Ryfka jest przy tym narratorką może nie wszechwiedzącą, ale wiedzącą zdecydowanie więcej niż miałaby prawo wiedzieć, a pisze znajdując się „wteraz” (jeśli komuś podoba się takie Twardochowe słowotwórstwo, powinien sięgnąć po „Wieczny Grunwald”) czyli najpewniej w pewnego rodzaju zaświatach. Właśnie w rozdziałach Ryfki wyłożona jest koncepcja metafizyczna, na której oparty jest świat przedstawiony „Królestwa”, kojarząca mi się (choć nie jestem tutaj znawcą) z duchowością Indii, zainteresowanie którą widzę u Twardocha co najmniej od czasów „Dracha”.
Czy bohaterowie książki wywołują w czytelnikach sympatię? Muszę przyznać, że we mnie Ryfka wywoływała bardzo silną antypatię. Jednocześnie książka ukazywała, dlaczego była ona taka, jak była. Świat „Królestwa” daleki jest od czerni i bieli, autor nie sili się na ocenianie zaludniających go postaci i jako czytelnik też nie jestem w stanie tego uczynić. Choć we mnie zdecydowanie bardziej pozytywne uczucia wzbudzał Dawid Szapiro; jestem jednak świadom że czytelnicy mogą się różnić w ocenie tej książki i jej bohaterów. Myślę, że na odbiorze powieści ostatecznie zaważą właśnie subiektywne odczucia każdego z czytelników. Dotyczy to nawet kwestii tak fundamentalnych, jak główny temat książki. W jednym z wywiadów prasowych sam Twardoch powiedział, że „Królestwo” jest książką o tym, o czym czytelnik chce, żeby była, dla każdego może być o czymś innym. Dla mnie jest to przede wszystkim książka o Holocauście.
Dobrze się złożyło, że czytałem „Królestwo” niemal bezpośrednio po lekturze i zrecenzowaniu „Żydów 2” Piotra Zychowicza. Na kartach obydwu książek omawiane są podobne zagadnienia, z obydwu wyłania się też bardzo podobna wizja wojny i tego, co robi ona z człowiekiem. U Zychowicza przeczytać mogliśmy o granatowej policji oraz o żydowskiej policji funkcjonującej w getcie – obydwa te zagadnienia pojawiają się też w toku akcji powieści Twardocha. Na szczególną uwagę zasługują opisane przez Zychowicza losy Szapsla Rotholca. Jakub Szapiro okazuje się być postacią na tyle do niego, w różnych aspektach, podobną, że nie uwierzyłbym Szczepanowi Twardochowi, jeśli twierdziłby, że nie zainspirował się jego historią.
„Królestwo” Szczepana Twardocha a historia
Między książkami Zychowicza a Twardocha zachodzi jednak pewna istotna różnica. Otóż publicysta „Do Rzeczy” stara się zawsze ukazać dwie strony medalu. W najnowszym tomie jego tekstów przeczytać możemy zarówno o pisarce Zofii Kossak-Szczuckiej, polskiej nacjonalistce, inspirowanej przez wiarę katolicką do niesienia pomocy Żydom, których skądinąd sympatią nie darzyła, jak i o księdzu Stanisławie Trzeciaku, wyznającym (wbrew próbom wybielania przez niektóre środowiska narodowe) nie tyle motywowany religijnie antyjudaizm, co wulgarny, rasistowski antysemityzm, przez który nie zawahał się nawet zadenuncjować Niemcom innego kapłana.
W „Królestwie” niektóre sprawy przedstawione są w sposób bardziej jednostronny. Dotyczy to przede wszystkim postaw Polaków wobec Zagłady. Tutaj w zasadzie każdy Polak jest dla Żydów potencjalnym zagrożeniem. Dla niektórych odbiorców sprawa będzie jasna – oto pisarz, deklarujący się przecież nie jako Polak, a jako Ślązak, „szkaluje naród polski” ramię w ramię ze „środowiskami żydowskimi”. Prawda wydaje się jednak inna – pamiętajmy, że mamy do czynienia z powieścią i subiektywnym punktem widzenia narratorów. Nie zapominajmy również, że książka przedstawia żydowski punkt widzenia na drugą wojnę światową. Polskie spojrzenie i polską wrażliwość prezentuje inna książka Twardocha, „Morfina” (którą wciąż uważam za najlepszą powieść Twardocha).
Na koniec powinienem udzielić odpowiedzi na pytanie, czy warto sięgnąć po „Królestwo”. Moim zdaniem jak najbardziej – jest to kawał dobrej literatury.