Szczepan Twardoch – „Król” – recenzja i ocena
Próbując ująć rzecz obiektywnie, trzeba stwierdzić, że Król nie jest złą powieścią. Na pewno zdecydowanie wyróżnia się na plus w porównaniu z większością pozycji na rynku. I gdyby za Króla odpowiedzialny był inny, mniej znany autor, można byłoby ocenić ją znacznie wyżej. Ale jednak, napisał go Twardoch. A Twardoch ma już na koncie Dracha, Wieczny Grunwald i Morfinę. Oczekiwania są więc większe niż wobec przeciętnego twórcy.
„Król” – jak go czytać?
W przypadku powieści ocena jest zawsze trudniejsza – i bardziej subiektywna – niż w przypadku książek naukowych. Autor może przecież swobodnie odpływać od realiów opisywanej epoki i swobodnie uciekać w stwierdzenie, że jest to jego wizja przeszłości. Będzie miał do tego zresztą całkowite prawo. Można też próbować odwoływać się do innych kryteriów, np. do spójności fabuły, ale w przypadku współczesnych powieści nie zawsze będzie to szczęśliwe kryterium. Może istnieć bardzo dobra powieść posiadająca nieścisłości, a i bez trudu można wyobrazić sobie pozycję przemyślaną, ale po prostu – złą. Stąd też opinia o powieści coraz bardziej jest jedynie opinią czytelnika. I w ten sposób proszę traktować moją recenzję.
Największą wadą książki jest to, że napisał ją Twardoch. Już śpieszę wyjaśnić: w jego najnowszej książce zabrakło mi – jakby ujął to Witkacy – wnikania w metafizyczne bebechy. Pozostałe trzy wielkie powieści Twardocha, czyli wspomniane Wieczny Grunwald, Morfina i Drach, były próbą zmierzenia się z tożsamością, własnym losem i historią. Historią pisaną przez duże H. Na ich tle Król wypada bardzo przeciętnie. Historia żydowskiego boksera, Jakuba Szapiro i jego ferajny mogła stać się kolejnym wykręcaczem bebechów, ale do tego nie doszło. Mam wrażenie, że opowieść obiecywała coś innego, a co innego ostatecznie zaoferowała.
Król zabiera czytelnika w lata trzydzieste, jak głosi napis na okładce – do „polskiego piekła”. Trudno polemizować z wizją świata przedstawioną przez autora. Jest to jego wizja, do której ma prawo. I nic złego się nie dzieje, o ile czytelnicy zdają sobie sprawę, że nie jest to prawda historyczna, lecz jedynie jej specyficzne wyobrażenie. Nie zdradzając fabuły, powiem jedynie, że mnie punkt kulminacyjny całej powieści bardzo rozczarował. I zupełnie mnie nie przekonał – jako czytelnika, i jako historyka.
Szczepan Twardoch – „Król” – książka nieprzekonująca
Nie trafił do moich gustów sposób w jakich Twardoch wykreował przestępczy światek przedwojennej Warszawy. Ferajna z 1937 roku miejscami bardziej przypomina lata 90. kiedy rozbijano się eleganckimi wozami i na potęgę wciągano kokainę. To niewątpliwie produkt wyobraźni autora. Bo o ile uwierzę jeszcze w częste zażywanie narkotyków (chociaż był to przyjemność dosyć droga), to już w drogie samochody wierzyć mi się nie chce. Z prostego powodu: było ich tak mało, że każdy rzucał się w oczy niczym żałobnik w żółtym garniturze. Szczegółem, który mnie zresztą irytował od samego początku, aż do ostatniej strony jest przesadnie zwulgaryzowany język, ponownie przywodzący na myśl lata 90. Nie znaczy to, że przed wojną nikt nie klął. Ale nie robiły tego tak jawnie wszystkie warstwy społeczne. To zresztą jedna z ważnych, a tak bardzo namacalnych różnic pomiędzy II Rzeczpospolitą a III Rzeczpospolitą.
Natomiast mogą się podobać zwłaszcza dwie rzeczy. Pierwsza – można mniej dostrzegalna, ale z mojej perspektywy znacznie sympatyczniejsza, to wyciągnięcie przez Twardocha mało znanych postaci i tchnięcie w nie życia. Szczególnie ujmujące było dla mnie ożywienie Ryfki Kij (burdelmamy z jednego z najbardziej wytwornych tajnych domów schadzek) oraz Pantaleona Karpińskiego (prawej ręki gangstera Łukasza Siemiątkowskiego). Twardoch niezwykle plastycznie opisał ich losy i postawy. Drugim wielkim walorem jest możliwość wniknięcia w proces moralnej degradacji przystającego do bandy młodego człowieka, zafascynowanego bokserem Makabi Szapiro. Jego wybory i coraz bardziej ekstremalne sytuacje w jakich musi stawać, stanowią jeden z najciekawszych aspektów książki.
Król nie jest zatem wybitnym dziełem Twardocha, zwłaszcza zważając na jego dotychczasowy dorobek literacki. Nie znaczy to, że jest to rzec niewarta polecenia. Wręcz przeciwnie, na pewno warto Króla przeczytać. Choćby po to, by nie zgodzić się z wizją świata przedstawioną przez autora.