Szczepan Twardoch – „Ballada o pewnej panience” – recenzja i ocena
Twardoch nie zwalnia tempa. Kilka lat temu na łamach Histmaga recenzowałem „Wieczny Grunwald”. Ale jeszcze w 2010 r. ukazał się wybór publicystyki „Wyznania prowincjusza”, zaś rok później zbiór opowiadań „Tak jest dobrze”. W roku 2012 wydana została głośna „Morfina”, rok później Szczepan Twardoch został autorem książki... lifestyle’owej „Poradnik życia dla mężczyzn”. Wielkie sukcesy święciły kolejne powieści pisarza z Pilchowic: „Drach” z 2014 i „Król” z 2016, pomiędzy nimi zaś ukazał się tom eseistyki „Wieloryby i ćmy”. W roku bieżącym (kto przeczyta recenzowaną książkę, wnet zrozumie czemu użyłem akurat tego określenia) ukazały się wywiad-rzeka z Mamedem Khalidowem i omawiany zbiór opowiadań „Ballada o pewnej panience”.
„Ballada o pewnej panience” - Twardoch „nowy” i Twardoch „stary”
Co w ogóle robi Szczepan Twardoch i jego proza na Histmagu? Otóż dla śląskiego autora historia jest chętnie poruszanym tematem. Także historia alternatywna, by wspomnieć powieść „Sternberg” z wczesnego okresu twórczości. „Morfina”, którą wciąż uważam za najlepszą jak dotąd książkę Twardocha, przenosiła czytelników do okupowanej Warszawy i w gęstą sieć spisków snutą przez organizację Muszkieterowie. Wreszcie „Król”, tematyką (świat żydowskich gangsterów) i sposobem narracji (oniryczne wspomnienia głównego bohatera) kojarzący się trochę z „Dawno temu w Ameryce”, przenosił nas do Warszawy międzywojennej.
„Ballada o pewnej panience” to zbiór opowiadań, zresztą bardzo reprezentatywny dla obecnego stylu Twardocha. Równocześnie, ukazuje on pewną wewnętrzną spójność jaką charakteryzuje się jego twórczość, przy całym rozwoju, o którym była mowa. Znajdziemy tu zarówno materiał premierowy jak i teksty znane już wcześniej. Miejscami zresztą daje się wyczuć lekki powiew ducha „starego Twardocha”. Najsilniejszy może przy lekturze „Dwóch przemian Włodzimierza Kurczyka”, chyba najlepszego opowiadania tego pisarza, napisanego mniej więcej w tym samym czasie co „Wieczny Grunwald” i razem z tą powieścią zamykającego wczesny okres twórczości autora.
„Ballada o pewnej panience” - historia w służbie prozy
Wątki historyczne mamy w opowiadaniu tytułowym – realia przypominają trochę przedwojenną Warszawę z kart „Króla”, ale od razu widać, że coś jest nie tak. W powszechnym użyciu jest telewizja, podczas gdy w przedwojennej Polsce luksusową nowinką techniczną było radio. Okazuje się, że premierem jest Bogusław Miedziński, zaś Polska toczy wojnę z bolszewikami, nie pierwszą zresztą. Czyżby zawarty został postulowany przez Piotra Zychowicza pakt Ribbentrop-Beck?
W jednej chwili przypominają alternatywne wizje historii z „Wiecznego Grunwaldu”. Takie szalone (w pozytywnym rozumieniu) eksperymenty intelektualne były czymś, co zauroczyło mnie we wczesnym pisarstwie Szczepana Twardocha – a to przecież opowiadanie jeszcze świeże. Także „Gerd”, choć napisany już w 2010 r., prezentuje wątki, które autor rozwijał potem w „Drachu”, na czele z kluczową dla fabuły rolą historii Śląska i Ślązaków oraz specyficzną wizję metafizyczną. Dzieje rodzinnej krainy Twardocha okazują się także ramą „Fabuły o Jakubie Bieli”.
„Tak jest dobrze”, opowiadanie tytułowe zbioru sprzed sześciu lat to z kolei wyraz „szpicbergeńskich” fascynacji autora, najdobitniej wyrażonych w „Zimnych wybrzeżach”. Wszystko to dowodzi, że choć twórczość Szczepana Twardocha możemy podzielić na różne etapy, to jednak istnieje między nimi intelektualna i emocjonalna ciągłość. Jednocześnie sporo jest opowiadań bardzo różnych od wcześniejszych dokonań Twardocha – mniej w nich intelektualnego trawienia czytelniczych fascynacji, a więcej życia codziennego i uczuciowego, cielesności i zmysłowości. To z kolei pokazuje, że pisarstwo śląskiego autora wciąż ewoluuje.
*
Komu można polecić „Balladę o pewnej panience”? Niewątpliwie Twardoch ma grono wielbicieli, którzy kupią każdą kolejną jego książkę, sam zresztą się do tego grona zaliczam. A czy jest to odpowiednia propozycja dla kogoś, kto dopiero chce poznać Twardocha? Przez pewien czas miałem wątpliwości. Zawsze przecież można sięgnąć po którąś z powieści, najlepiej „Morfinę”. Nowsze powieści autora „Króla” potrafią jednak być obszerne, co niektórych czytelników może odstraszać od zapoznania się z nimi. Natomiast „Ballada o pewnej panience” stanowi – jak już wspominałem – wybór krótkich form bardzo reprezentatywny dla obecnego etapu twórczości Ślązaka. Tak czy inaczej, polecam „Balladę o pewnej panience” wszystkim miłośnikom dobrej prozy. Nie tylko tej inspirowanej historią.