Szajbus z rubasznym poczuciem humoru… - relacja ze spotkania z Andrzejem Sapkowskim
Pisarz pojawił się w Katowicach w piątkowy wieczór, 23 marca. Spotkanie odbyło się w ramach POPLIT-u, festiwalu kultury popularnej i zostało połączone z „Fantastycznym wieczorem w Bibliotece Śląskiej”, zorganizowanym w ramach obchodów XXV-lecia Śląskiego Klubu Fantastyki.
Sala Parnassos (Biblioteka Śląska) niczym grecki teatr posłużyła za miejsce spotkania rzeszy fanów z Andrzejem Sapkowskim. Pisarz, niczym Kolumb, przetarł szlaki polskiej literatury fantasy. Mimo że spotkanie zaplanowane było na godzinę 18, wielbiciele jego prozy tłumnie zgromadzili się w Sali, zajmując wszelkie dostępne miejsca siedzące oraz każdy wolny kawałek podłogi. Punktualnie o wyznaczonej godzinie Andrzej Sapkowski — przyzwyczajony do takiego zainteresowania jego osobą — rozpoczął niemal metafizyczne widowisko. Dzielnie asystowała mu przy tym prowadząca, prezes ŚKF – Elżbieta Gepfert.
AS dzięki swej nieprzeciętnej erudycji i wrodzonemu poczuciu humoru wprowadził uczestników w świat smoków i czarownic, wiedźmina Geralta, husyty-czarownika Reynewana i innych bohaterów swej prozy. Pisarz odpowiadał na pytania zadawane zarówno przez prowadzącą, jak i publikę. Robił to jednak w sposób swobodny i emocjonujący, jakby snuł kolejną opowieść, a widownia była niczym innym jak chętną słuchania gawiedzią.
W wiedźmińskim siedliszczu
Pierwsza część tego niezwykłego spektaklu poświęcona była w głównej mierze sadze wiedźmińskiej, jednak szybko została sprowadzona na inne tory. Na początku pisarz przybliżył publice swoje pierwsze spotkania z literaturą. — Czytano mi klasyków, jeszcze zanim umiałem czytać — wyznaje. Sapkowski wspomina również czasy, gdy zaczytywał się książkami Henryka Sienkiewicza, Juliusza Verne`a czy Aleksandra Dumasa. Pasja czytania nie przeszła mu nawet wtedy, gdy stał się specem od handlu międzynarodowego. Z każdej bowiem podróży przywoził spory nadbagaż – jakieś 40 kg… książek, których nie sposób było dostać w Polsce.
Aspiracje literackie, które kształtowały się w nim niemal od dzieciństwa, objawiły się opowiadaniem „Wiedźmin”, które wysłał do „Fantastyki” z mocnym postanowieniem, żeby wygrać. Opowiadanie pojawiło się w miesięczniku w 1985 roku i wkrótce potem zostało opublikowane w formie książkowej – jak sam przyznaje bez jego zgody – przez Wydawnictwo Reporter, by następnie przejść na wyłączność Supernowy.
Pytany o popularność wiedźmina za granicą autor, śmiejąc się, odpowiedział, że tyle tego jest, że rozum gubi się w ciemnościach. Saga wiedźmińska – nie licząc Polski – została wydana m.in. w Hiszpanii, Czechach, Francji, Portugalii, a niedługo zawita na Wyspy Brytyjskie – „The Last Wish” („Ostatnie życzenie”). Na powstanie kontynuacji sagi nadzieja jest nikła, choć, jak zdradził Sapkowski, proponowano mu napisanie „Powrotu wiedźmina” bądź „Syna wiedźmina”. Wziął nawet bezzwrotną zaliczkę na poczet tych dzieł.
Kiedy zaś rozmowa zeszła na politykę, sam zainteresowany podkreślił — Na polityce się nie znam, ale to co jest ładne a brzydkie, rozdzielić umiem. Podobnie rzecz ma się z jego poglądami politycznymi. Sapkowski mówi, że są jak d*** – każdy ma, ale po co od razu pokazywać. A nawiązań politycznych, które można znaleźć w jego książkach, po prostu się wstydzi.
W husyckim obozowisku…
Spotkanie przebiegało w przyjaznej atmosferze, okraszone rubasznymi dowcipami mistrza, po których cała sala drżała ze śmiechu. W drugiej części tematem przewodnim miała być saga husycka. Jednak nim rozmowa zeszła na ten temat, autor „Lux perpetua” opowiadał o reżimie pisania, o tym, z jakim trudem tworzył. Jak sam przyznał, pisanie to pewien rytuał przejścia, to droga, proces dojrzewania, kształcenia, przechodzenia na wyższy etap. Jak ja coś robię, to według planu – po prostu wolę wiedzieć, co napiszę. Założenie więc od czegoś do czegoś jest u mnie raczej sztywne. Trzeba przyjąć, że to jest fabuła. Światopogląd bohaterów ma służyć fabule, a nie, że ja niniejszy skorzystam z Hyde parku, co mi na duszy leży.
Tak było z wyborem gatunku nowopowstającej powieści [trylogia husycka], kiedy to na wstępie odrzucił siedem z ośmiu podgatunków fantasty, by skupić się na fantastyce historycznej. Gatunku, z którym zabawa bardzo mu się spodobała – gdzie ten, który odmówi mi prawa do gustu. Możliwe to było dzięki dobremu dostępowi do materiałów oraz temu, że bardzo polubił Czechów i ich piwo. Jak sam powiedział: tylko oni potrafią wypić piwo i popić to jeszcze rumem.
Postawa pisarza w trakcie spotkania pokazała, że jest on człowiekiem rozmownym i towarzyskim. Zresztą sam mówi o sobie: jestem człowiek otwarty i mogę sobie pozwolić odpowiadać na pytania nawet mało dyskretne. W końcu 60 lat mam. A takiemu jak ja to przystoi siedzieć na werandzie i puszczać wiatry.
Autograf mistrza
Coś się kończy, coś się zaczyna – pisał w jednej z książek AS. Tak też i spotkanie dobiegło końca. Fani pomni tego, czego doświadczyli, zgotowali mistrzowi na pożegnanie owację na stojąco. Jednak nie był to bynajmniej koniec atrakcji. Ci, którzy wykazali się sprytem, zaraz po zakończeniu rozmowy zajęli strategiczne miejsca, by zdobyć podpis mistrza. Pozostali zaś stanęli w sporej kolejce. Redakcja również nie wyszła z pustymi rękoma. A oto i rezultat. Chyba się jednak opłaciło, prawda?