Syndrom wyważania otwartych drzwi
W ostatnich dniach w polskich mediach furorę robi felieton dr. Marka Kochana, w którym autor postuluje utworzenie – i to w trybie natychmiastowym – Muzeum Polokaustu. Czym jest ów „Polokaust”? Pojęciem, które określać miałoby męczeństwo narodu polskiego i streścić rolę tego doświadczenia w naszych dziejach. Dr Kochan napisał:
Wiedza o tym, w jakim stopniu Polacy, nie tylko polscy Żydzi, podlegali eksterminacji, jest na świecie nikła. Państwu Izrael udało się narzucić narrację redukującą ofiary wojny do ofiar Holokaustu. A przecież żadna śmierć wynikająca ze zbrodniczych zamiarów nie jest lepsza ani gorsza od innej. Każde państwo ma prawo do upamiętniania swoich ofiar […]
Ma rację dr Kochan jeśli chodzi o prawo do pamięci. Niezbyt dobrym pomysłem jest jednak deklarowanie takiego prawa w kontrze do pojęcia Holokaustu. Nie dlatego, że Polacy w czasie II wojny światowej nie cierpieli, ale w skali historycznego doświadczenia ponadnarodowego nasza martyrologia ma zupełnie inny charakter niż żydowskie Shoah.
Przede wszystkim Holokaust jest doświadczeniem uniwersalnym. W gettach i komorach gazowych ginęli ludzie narodowości żydowskiej, będący jednocześnie Francuzami, Luksemburczykami, Niemcami, Czechami czy Polakami. W ten sposób Zagłady nie można ograniczać do jednego narodu czy państwa, ale wpisuje się ona w historię różnych krajów europejskich, odciskając swoje piętno w wielu zakamarkach Starego Kontynentu.
Oczywiście Państwo Izrael swoją narrację o dziejach w dużej mierze opiera na Holokauście, ale wynika to nie tylko z jego działań. Czy dr Kochan chce czy nie, Shoah to także historia Polski, Holandii, Belgii, czy krajów byłej Jugosławii. Polska ofiara – co oczywiście nie czyni jej gorszym – ma dla europejskiej opinii publicznej charakter peryferyjny, podobnie jak całe nasze dzieje.
O ile w cierpieniu Żydów przejrzeć się może mieszkaniec Paryża, Amsterdamu czy Pragi, o tyle eksterminacja Polaków będzie dla niego czymś oddalonym, czymś co najwyżej włoży do worka z napisem „terror wobec ludności nieżydowskiej”. Zresztą warto się zastanowić, czy dla nas np. Wielki Głód na Ukrainie, który pochłonął ponad 3 mln ludzi, jest czymś więcej niż tylko lokalnym kataklizmem, jeśli w ogóle w skali wiedzy narodu o historii identyfikujemy to wydarzenie.
Jakiekolwiek muzeum nie zbuduje więc nigdy narracji równoprawnej Shoah. To wydarzenie zawsze w skali ogólnoświatowego spojrzenia na historię będzie miało swoją niezachwianą pozycję. Nie oznacza to oczywiście, że wobec tego należy wywieszać białą flagę. Patrzenie na historię II wojny światowej wyłącznie z perspektywy Holokaustu traktowanego jako zagładę Żydów także jest błędem, bo pokazuje jedynie część przejawów polityki eksterminacyjnej III Rzeszy. W tym sensie zagospodarowanie tematyki polskiej ofiary ma sens, ale wyłącznie jako element współgrający z tematyką martyrologii żydowskiej.
Dr Kochan myli się jednak w zupełnie innej części swojego wywodu. Pisze bowiem rzecz następującą:
Różnica polega na tym, że polskie państwo nie dysponuje placówką, która w podobny sposób pokazywałaby cierpienia, jakie stały się udziałem Polaków. Nie było jej w czasach PRL, nie wybudowano nic po 1989 r.
Nie trzeba dogłębnej analizy, żeby dowieść jak bardzo nieprawdziwe jest to zdanie. Polska usłana jest muzeami martyrologicznymi, które starają się pokazywać ten aspekt katastrofy II wojny. Muzeum Martyrologiczne w Żabikowie, Oddział Martyrologii Radogoszcz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Siedziba Główna Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Muzeum Martyrologii Wielkopolan, Muzeum Więzienia Pawiak, Mauzoleum Walk i Męczeństwa w Warszawie, Muzeum Martyrologii Zamojszczyzny – Rotunda, Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie, Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem” w Lublinie, Muzeum Miejsce Pamięci Palmiry – to tylko kilka największych placówek, które starają się realizować to, o czym pisze dr Kochan w swoim felietonie.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Historia większości z nich rozpoczyna się przez 1989 rokiem. Wbrew sugestiom autora kwestia cierpień Polaków, a zwłaszcza doświadczeń ze strony Niemców, nie była w PRL-u tematem tabu. Wręcz przeciwnie, stała się ważnym elementem narracji historycznej, czego odbiciem była także polityka muzealnicza oparta na fundowaniu nowych placówek w historycznych miejscach kaźni i odwoływaniu się do doświadczeń lokalnych.
Podkreślanie polskiego męczeństwa ma swoje odbicie także w sztuce, filmie (czy muszę przypominać choćby serial „Polskie Drogi”, który jest tej narracji klasycznym przykładem?), publikacjach książkowych, pomnikach. Oczywiście siłą rzeczy narracje martyrologiczne ograniczano do represji niemieckich, pomijając aspekt prześladowań sowieckich. Pamięć o żydowskiej ofierze – choć występowała – nie była wówczas tak szeroka i tak spopularyzowana w przestrzeni społecznego odbioru przeszłości. Czas na nią przyszedł po 1989 roku, kiedy wykonano tytaniczną pracę na rzecz wydobywania z pomroki dziejów pamięci o współobywatelach spod znaku gwiazdy Dawida.
Wymienione wyżej muzea od początku swojego istnienia, aż do dnia dzisiejszego są czasem jedynymi instytucjami, które kultywują i pogłębiają wiedzę na temat antypolskiej działalności niemieckiego nazistowskiego reżimu. Otwierane w miejscach kaźni pozwalają na bezpośrednie i namacalne spotkanie z historią. Żaden gmach za miliony złotych nie zastąpi widoku klatki schodowej spalonej wraz z więźniami niemieckiego Rozszerzonego Więzienia Policyjnego na Radogoszczu w Łodzi, czy też obozu w Żabikowie.
Niestety, większość tych placówek funkcjonuje jako jednostki samorządowe. Przekłada się to na wysokości budżetów, bo choć władze lokalne coraz częściej dostrzegają ich wartość, to tort przeznaczony na kulturę muszą dzielić na kilkadziesiąt innych jednostek. Przez to wiele miejsc zajmujących się upamiętnianiem polskiego męczeństwa z trudem próbuje dogonić najnowsze trendy w muzealnictwie i doganiać świat jakością przekazu, czyniąc to zazwyczaj za niewielkie pieniądze.
Powołanie nowego, centralnego muzeum martyrologii polskiej brzmi oczywiście atrakcyjnie, ale może przyczynić się do petryfikacji stanu w jakim są już dziś istniejące instytucje muzealne założone w miejscach kaźni narodu polskiego. Dużo tańszym przedsięwzięciem byłoby realne wsparcie dla funkcjonujących muzeów, a tym samym ułatwienie im działalności edukacyjnej. Dzięki temu powstać może nie jedno, ale kilkadziesiąt w miarę nowoczesnych placówek, które współczesnym opowiedzieć będą mogły o doświadczeniach polskiej ludności Generalnego Gubernatorstwa, Kraju Warty, Pomorza, czy Górnego Śląska.
Być może pewnym rozwiązaniem mogłaby być także praktyka poszerzania pojęcia Holokaustu jako zaplanowanej i celowej polityki eksterminacji przez nazistowskie Niemcy różnych narodowości i grup społecznych. Poza cierpieniem Żydów istnieją przecież całe grupy narodowościowe i społeczne, które także zmielone zostały przez tryby hitlerowskiej machiny. Romowie, niepełnosprawni, homoseksualiści, Świadkowie Jehowy – to tylko kilka grup, które doświadczały własnych Holokaustów. Bez wiedzy o nich skala okrucieństwa II wojny także jest niepełna.
Taka dyskusja jest możliwa, ale prowadzona z dużo większym spokojem, z mniejszymi politycznymi emocjami, a przede wszystkim w sposób niekonfrontacyjny. W ostateczności to nasze wspólne, wielkie doświadczenie tego, jak ogromne cierpienie jeden człowiek może zadać drugiemu.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Redakcja: Paweł Czechowski